Obrońcy zaprezentowanego tu poczucia humoru będą z pewnością argumentować, że film wyszydza zarówno ludzi pokroju Liv i Emmy, jak i absurdalną presję, która towarzyszy zamążpójściu.
[photo position="inside"]19606[/photo]Prawda jest chyba jednak trochę inna. Otóż film ten powstał dla tych panienek, dla których ślub to faktycznie wydarzenie niepomiernie ważniejsze od kariery, pasji, zdobywania życiowych doświadczeń, od żeńskiej solidarności, od przyjaźni i miłości wreszcie. Być może mają one dostać delikatnego prztyczka w nos, ale nadal to wyłącznie one będą w stanie wysiedzieć półtorej godziny na tym drenującym umysł seansie. Autorka recenzji z trudem wytrzymała, bo i trudno jej zrozumieć, jak ów w gruncie rzeczy anachroniczny rytuał może doprowadzić kogokolwiek do tak skrajnego zezwierzęcenia, do jakiego doprowadzają się bohaterki. Paskudne charaktery obydwu postaci oszpecają na dodatek skądinąd ładne aktorki - obydwie Hudson i Hathaway wyglądają tu jak kobietony z teksańskiej wsi.
"Ślubne wojny", Gary Winick
Komedia dla niemądrych dziewczynek, skrojona podług możliwości intelektualnych i marzeń nastolatek. Jedna wielka reklama przemysłu usług ślubnych. Film wyszydza absurdalną presję, która towarzyszy zamążpójściu i planowaniu wymarzonego wesela. Promuje także negatywne stereotypy na temat kobiet, dla których ślub i wesele to życiowe priorytety.
Dorota Smela