„Ciemna materia”, Florian Werner
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPierwsza książka na rynku polskim poświęcona fascynującej tematyce kału. Skatologiczny Florian z uporem godnym lepszej sprawy tropi kulturowe konteksty kupy i rozstrzyga jej znaczenie dla kultury, sztuki, mitologii i całej ludzkości. Niestety coś, co stanowiło doskonały materiał na esej, niepotrzebnie rozdęto do rozmiaru książki.
„Ciemna materia” pióra niemieckiego autora Floriana Wernera jest pierwszą książką na rynku polskim poświęconą fascynującej tematyce kału. Skatologiczny Florian z uporem godnym lepszej sprawy tropi kulturowe konteksty kupy i rozstrzyga jej znaczenie dla kultury, sztuki, mitologii i całej ludzkości.
Dowiaduję się, na przykład, o niejasnym statusie bytowym kału. Jest on substancją pochodzącą ze mnie, właściwie częścią mojej szlachetnej osoby. Jednocześnie, za wszelką cenę pragnę uniknąć z nim kontaktu, wstydzę się nawet samej czynności wydalania, w jakiś sposób zapierając się samego siebie. Brzmi to ciekawie, może nawet odkrywczo, lecz podpartą Freudem tezę skatologicznego Floriana o wydalaniu jako „małym umieraniu”, takim śmierdzącym „memento mori” mam za efekciarską i przesadzoną.
W jakimś sensie, jest to pouczająca lektura, zwłaszcza że skatologiczny Florian mnoży różne, frapujące przykłady odbytnicze. Dowiedziałem się, że kał, jak i otwór, przez który ta szczególna substancja wydostaje się na nasz najpiękniejszy ze światów, miał niesłychane znaczenie dla Marcina Lutra, twórcy reformacji. Ten, na kluczową dla protestantów tezę o zbawieniu poprzez wiarę wpadł siedząc na wychodku. Utrzymywał, że podpowiedział mu ją Duch Święty. Luter zwykł również walczyć z diabłem puszczając bąki (czynił tak tylko wtedy, gdy modlitwa zawiodła). Niestety, wątek potrzeby grubszej w kontekście dwoistej natury Jezusa Chrystusa poruszono grubiańsko i bez klasy.
I dalej, hulaj dusza, dupa skacze między tematami. Dowiedziałem się o cudownej broszurce medycznej z początku XVIII wieku, której autor doradzał ekskrementy jako doskonałe panaceum na wszelkie niedolegliwości. Flaubert, autor „Pani Bovary” również był analnie zafiksowany. Czytam o roli kanalizacji w mitologii miasta, pojawia się Sascha Baron Cohen jako Borat, wkraczający z woreczkiem gówna na przyjęcie, jest Frank Zappa na klopie, Markiz de Sade i adaptacja „100 dni Sodomy” Passoliniego, pojawia się nawet trailer do filmu „2 girls 1 cup” - kto widział, ten wie o co chodzi, kto nie widział – jest szczęśliwym człowiekiem. Momentami, skatologiczny Florian przypomina maszynę do robienia kału, wyrzucając z siebie bryzgi cuchnących informacji. Taka maszyna zresztą powstała. Tylko po co to wszystko?
Przez pierwszych kilkadziesiąt stron ”Ciemna materia” autentycznie bawi, oferując czytelnikowi poznanie najróżniejszych kulturowych kontekstów kału. Skatologiczny Florian ma całkiem lekkie pióro i sprawnie porusza się między tematami. Niestety, im dalej tym gorzej: przykłady, podobne do siebie nawzajem zaczynają nużyć, powtarzalność dowcipu męczy. Coś, co stanowiło doskonały materiał na esej, niepotrzebnie rozdęto do rozmiaru książki, zasmarowanej na brązowo od pierwszego do ostatniego akapitu. Gdzieś od połowy, skatologiczny Florian przypomina czterolatka, powtarzającego „kupa” celem zirytowania dorosłych, przełamania tabu, zwrócenia na siebie uwagi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze