„Pustkowia”, Blake Crouch
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuIstny festiwal makabry. Morderca musiał naoglądać się filmów z serii Piła, gdyż bawi się w podobne gierki. Niespodzianka wygląda z niemal każdej strony. Pustkowia na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie parodii współczesnych thrillerów. Sugerowałoby to stężenie nonsensów. Niestety, opowieść została potraktowana serio. A przecież składa się z najprostszych stereotypów. Lektura niewątpliwie skłania do myślenia. Pojawiają się pytania, niestety z odpowiedziami gorzej.
Andy jest autorem popularnych horrorów, ma kupę forsy, ogromną posiadłość, zaś najlepszym przyjacielem jest mu butelczyna. Jakiś czas temu opuściła go ukochana, czemu trudno się dziwić. Pewnego dnia, Andy dostaje anonim z informacją, że na terenie jego posesji zakopano ciało zamordowanej, młodej kobiety. Idzie, sprawdza. Faktycznie, trup. Z dalszej części listu wynika, że anonimowy szaleniec sfabrykował dość dowodów, by Andy'ego obciążyć, na domiar złego grozi śmiercią jego matce. Zgodnie z logiką powieści, lecz nie życia, Andy poddaje się woli zbrodniarza, pakuje manatki i mknie na odludzie, ku swojemu przeznaczeniu.
Dalej następuje istny festiwal makabry. Nasz pisarz, odurzony i skrępowany ląduje na tytułowym pustkowiu. Tam czas upływa mu na lekturze Księcia Machiavellego, spacerach, zimnych prysznicach oraz oglądaniu widowiskowych tortur na przemyślnie schwytanych nieszczęśnikach. Morderca musiał naoglądać się filmów z serii Piła, gdyż bawi się w podobne gierki, koniec końców wycina serca, które zbiera, jak inni znaczki albo kubki z Johnem Lennonem. Na domiar złego, autor przygotował coś ekstra: ów zbrodniarz to nikt inny tylko brat bliźniak Andy'ego, Orson! Panowie mają wiec okazję odbudować zerwane więzi i dyskutują sobie o sensie zbrodni, jako dwaj eksperci: teoretyk oraz praktyk. A kiedy już się wydaje, że obaj zwariują gdzieś na pustyni, Orson wypuszcza Andy'ego do domu.
Andy próbuje wrócić do normalności, czyli pławienia się w pisarskiej sławie i wszystko byłoby dobrze, gdyby potrafił trzymać język za zębami. Ale nie umie, Orson morduje mu matkę (i sobie przy okazji), paczki z wyciętymi sercami lądują w Białym Domu. Andy rozumie już, że sprawy zaszły za daleko i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, dzięki czemu poznamy przyczynę, dla której Orson jest takim potworem, dowiemy się też o rozlicznych korzyściach płynących z faktu posiadania brata-bliźniaka.
Streszczenie fabuły nie wyczerpuje walorów tej powieści. Niespodzianka wygląda z niemal każdej strony. Pustkowia na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie parodii współczesnych thrillerów. Sugerowałoby to stężenie nonsensów oraz zdjęcie autora na skrzydełku okładki. Niestety, opowieść streszczona powyżej została potraktowana serio. A przecież składa się z najprostszych stereotypów. Pisarz-samotnik pojawiał się w niezliczonych powieściach Stephena Kinga, z kolei Orson urwał się z trzeciorzędnego horroru, motyw bliźniaków sięga Aleksandra Dumasa (ojca). Można wyliczać dalej.
Lektura niewątpliwie skłania do myślenia. Pojawiają się pytania, niestety z odpowiedziami gorzej. Po co Orson wycina te serca? Nie mógłby, na przykład, odcinać głów? Po co wysyła te upiorne trofea do Białego Domu? Po co Andy wchodzi w całą tę dziwaczną grę, skoro średnio rozgarnięty policjant wybawiłby go z wszelkich kłopotów gdzieś w rejonach trzydziestej strony? Po co wikła w to swojego przyjaciela? Po co, tak w ogóle, papla o swym współudziale w serii morderstw? Po co, miast zgłosić się do władz, rozważa samobójstwo? Te i podobne pytania wiodą do jednego: po co Blake Crouch napisał tę książkę?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze