Kto się czubi, ten mnie wkurza
URSZULA • dawno temuJestem osobą mało kłótliwą. Wychodzę z założenia, że skoro można usiąść i o każdej kwestii spokojnie porozmawiać, po co pakować w to zupełnie niepotrzebne emocje, które powodują, że makijaż się rozmazuje i trzeba nerwowo przetrząsać kuchenne szafki w poszukiwaniu tabletek uspakajających? Jednak w niektórych sytuacjach życiowych mój wrodzony brak kłótliwości jest zdecydowaną wadą.
Jestem osobą mało kłótliwą. Wychodzę z założenia, że skoro można usiąść i o każdej kwestii spokojnie porozmawiać, po co pakować w to zupełnie niepotrzebne emocje, które powodują, że makijaż się rozmazuje i trzeba nerwowo przetrząsać kuchenne szafki w poszukiwaniu tabletek uspakajających? W niektórych sytuacjach życiowych mój wrodzony brak kłótliwości jest zdecydowaną wadą.
Na przykład wtedy, kiedy spotka mnie rażąca niesprawiedliwość ze strony śmierdzącej moherowej baby, która w sklepie wpycha się przede mnie w kolejkę i na moją nieśmiałą próbę zwrócenia jej uwagi tylko spluwa mi pod stopy. W takiej sytuacji zwykle siedzę cicho jak mysz pod miotłą i jedynie w myślach wygłaszam cięte riposty. Ale prawdziwy dramat zaczyna się, kiedy mój wymarzony chłopak po kilku miesiącach znajomości, nagle zaczyna robić wszystko, żeby się ze mną pokłócić.
Dlaczego jest tak, że my, kobiety doświadczone przez los i po przejściach, które teoretycznie powinny wiedzieć, na czym stoją i co w trawie piszczy, nabieramy się zawsze na te same numery? Po raz nie wiadomo który poznajemy interesującego mężczyznę, który oświadcza, że kocha nas nad życie, a my jesteśmy całe zachwycone i radośnie spoczywamy w jego ramionach, wierząc w każde słowo. Kątem ucha słyszymy wprawdzie cienki głosik rozsądku, który próbuje nas przekonać, że takie rzeczy się nie zdarzają i zaraz zrobi się z tego niezłe piekiełko, ale wcale nie zamierzamy go słuchać. Może i dobrze, bo w przeciwnym razie ludzkość nie przetrwałaby zbyt długo. W każdym razie patrzymy w oczy owego faceta i po raz kolejny wysłuchujemy rozmaitych bzdur o tym, że on jeszcze w swoim życiu nigdy nie spotkał tak wspaniałej kobiety, że teraz, skoro już się odnaleźliśmy, z pewnością będziemy razem do końca życia i że nigdy nie będziemy się kłócić. W danym momencie wydaje się to nawet sensowne. No bo jak tu się kłócić, kiedy na jego widok usta same układają się w błogi uśmiech, a każdemu jego słowu towarzyszą pienia anielskie? No i przede wszystkim — o co się kłócić, skoro zgadzamy się co do wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach, czytamy w swoich myślach i zanim zorientuję się, że mam ochotę na ciasteczko, on już biegnie po takowe do cukierni?
Niestety, czar szybko pryska. Po kilku miesiącach wygląda to mniej więcej tak:
AKT I
Ona siedzi w pracy. Nagle dzwoni telefon.
ON: Kochanie, pójdziesz ze mną po pracy do kina?
ONA: Z najwyższą przyjemnością, tylko muszę szybko wpaść do koleżanki, żeby oddać jej książkę do hiszpańskiego, która jest jej na gwałt potrzebna. Może podjedziesz do mnie do pracy i pojedziemy razem?
ON (po chwili zastanowienia): Mam inne plany, spotkajmy się na miejscu.
AKT II
On i Ona stoją przed kinem. Jest ciepły, wiosenny wieczór. Atmosfera robi się romantyczna.
ON (patrząc jej w oczy): Cóż za fantastyczny film! Co zrobić z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? Może wpadłabyś do mnie na drinka?
ONA (domyślając się, co się święci): - Chętnie, tylko muszę wziąć z domu kosmetyki i kilka papierów, których potrzebuję rano do pracy. Może po drodze do ciebie zahaczymy o mój dom?
ON (gniewnie): Już drugi raz dzisiaj, kiedy proponuję ci coś miłego, ty uzależniasz to od tego, czy cię dokądś podwiozę! Czy ja jestem twoim chłopakiem czy kierowcą? Zdecyduj się wreszcie, bo mi to wcale nie odpowiada!
ONA (potulnie): Oczywiście, że jesteś moim chłopakiem kochanie, po prostu myślałam, że tak będzie łatwiej…
ON: Nie wykręcaj się, przecież fakty mówią same za siebie — nie chcesz spędzać ze mną czasu. Ciągle tylko wymagasz, żebym cię dokądś woził!
ONA (milczy, bo nie chce się kłócić)…
ON: Kiedy cię poznałem, nie sądziłem, że jesteś aż tak wyrachowaną osobą. I wiesz co? Wcale już nie mam ochoty spędzać z tobą wieczoru! Jedź do siebie. I proszę bardzo, mogę cię nawet podwieźć!
AKT III
On i Ona podjeżdżają samochodem pod jej blok. Długo siedzą w milczeniu.
ONA: Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. Ja naprawdę nie miałam nic złego na myśli…
ON: (nic nie mówi, tylko patrzy przed siebie)…
ONA: Dobranoc… (otwiera drzwi samochodu)
ON: (ostro) Czekaj! Dlaczego nie zaprosisz mnie na chwilę?
ONA: (zdziwiona) Myślałam, że się na mnie gniewasz…
ON: (wybucha) A nie mówiłem, że traktujesz mnie jak kierowcę?! Nawet ci do głowy nie przyjdzie, żeby zaproponować mi coś miłego! Zastanów się nad sobą wariatko!
AKT IV
Rano. Ona budzi się z rozmazanym makijażem. Obok do połowy pusta butelka Martini. Czuje się fatalnie. Spała może dwie godziny, przez resztę czasu płakała w poduszkę. Szybko dzwoni do pracy, że zatruła się kebabem i niestety, dzisiaj się nie pojawi. Wtedy przychodzi SMS.
ON: „Wybacz kochanie. Trochę mnie wczoraj poniosło. Nie mam do ciebie o nic pretensji. I pamiętaj — kto się czubi, ten się lubi.”
ONA: (zrezygnowana sięga po butelkę Martini).
(Koniec)
Przepraszam bardzo, ale ja mam już prawie trzydzieści lat i nie mam ochoty marnować czasu na przepychanki rodem ze szkolnego korytarza.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze