Mój mąż dotyka inne kobiety
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuOkreślam takich „froterystami”, nie podłóg oczywiście. Wciąż dotykają, przytulają, ściskają, zawsze w żartach lub mimochodem, z przyjaźni, z uwielbienia lub tak rodzinnie. Są wszędzie. Niektórzy zupełnie niegroźni, inni bardzo nachalni i odpychający. Jeśli się z nimi zetknęłaś, pewnie wiesz, jak sobie radzić. Tylko co zrobić z takim delikwentem, jeśli jak na złość jest twoim mężem?
Halinka (40 lat, przedszkolanka z Warszawy):
Czasem gdy na niego patrzę, czuję obrzydzenie. Te jego śliskie i zwinne paluszki przyklejające się do każdej mojej koleżanki, do moich sióstr i co atrakcyjniejszych ciotek, a nawet do mojej mamy. Innym razem zastanawiam się, czy nie przesadzam, w zasadzie nic złego nie robi, a do tego moje ciotki go uwielbiają, tak samo jak niektóre z poklepywanych koleżanek.
W stosunku do mnie nie jest już taki przymilny. Kiedyś był, ale to było dawno temu — w narzeczeństwie i kilka lat po ślubie. Teraz w domu jesteśmy jak dwoje lokatorów, wszystko miło, z szacunkiem, nie ma kłótni, ale jest jakoś tak nijak, bez emocji, nie ma ani namiętności, ani przytulania. Wiem, że mogłabym zrobić pierwszy ruch i podejść do niego, przytulić się, ale kiedy dwoje ludzi żyje obok siebie już tyle lat, to bariera jest ogromna. Przed ślubem mój mąż zachowywał się dokładnie tak samo jak dziś w stosunku do innych kobiet. Zresztą między innymi tym mnie wtedy ujął i zdobył. Gdy dziś klei się do moich koleżanek, robi mi się niedobrze.
Nie lubię z nim chodzić w gości. Zawsze przy stole siada naprzeciwko mnie, obok jakichś dwóch moich przyjaciółek. Jest szarmancki, nalewa wszystkim szampana, wino, wódkę, jak prawdziwy kelner. Kiedy przy okazji kapnie mu na spódnicę którejś, nie omieszka jej dotknąć w kolano. Nakłada im sałatki, chwali ich linię lub lakier do paznokci. Im więcej pije, tym staje się odważniejszy. Ma mocną głowę. Zazwyczaj mężowie moich koleżanek chrapią w fotelach lub ledwo kontaktują, a on wtedy wiedzie prym w swoim kurniku. Obłapia, przyciska, a one piszczą zadowolone. Niby nic się nie dzieje, tak bywa, gdy wszystkim za bardzo zaszumi w głowie. Tylko dlaczego wtedy czuję się jak kretynka.
Nastawia muzykę i zaczyna swój popis. Tancerzem jest świetnym, więc bierze wszystkie panie do kółeczka i zaczyna swoje obroty. Mnie oczywiście też prosi do tańca, ale właściwie ze mną nie tańczy. To bardziej popisywanie się, wszystkie jego gesty i ruchy są na pokaz, żeby one widziały, jaki jest cudowny.
Ubrany jest jak żigolo: jasne dżinsy, błyszczące, wypucowane buty, błękitna koszula rozpięta pod szyją, tak by widoczny był jego opalony tors i kręcone włoski, jasna marynarka, a w kieszonce jedwabna chustka. Włosy ma szpakowate, błękitne oczy, ciemną skórę, jest wysoki, wysportowany, umięśniony, bo na siłownię chodzi codziennie. Koleżanki mi go zazdroszczą. Zawsze mówią, że taki przystojny, wesoły, szarmancki i temperamentny. Super — myślę sobie. Bałaganiarz, kombinator, zdrajca!
Na szczęście nie wszystkim koleżankom podoba się jego zachowanie. Niektóre widzą, że jestem smutna, gdy poklepuje jedną, drugą, bierze na ręce, puszcza im oczko, całuje dłonie na przywitanie inaczej, niż powinien, zagląda w dekolt, komentuje ich biusty, nogi, komplementuje w mojej obecności. To wstrętne!
Na koniec każdej imprezy zaczyna szastać pieniędzmi, zamawia alkohol lub kieruje w moją stronę uśmiech, czy się nie obrażę, gdy zamówi moim koleżankom taksówki, bo są za bardzo zalane, by spacerować samotnie po mieście nocą. Oczywiście się zgadzam, ale tak naprawdę wcale mi się nie podoba, że martwi się, jak dotrą do domu.
Na rodzinnych uroczystościach jest podobnie. Ciotki aż piszczą z zachwytu. Ma świetny dowcip, pomaga mamie w kuchni, podsuwa ciotkom krzesło, robi nadzwyczajne drinki moim siostrom, strzela z ramiączek stanika, klepie w tyłek, łapie za udo. Słowem cudowny, wesoły i pomocny zięć! Tylko pozazdrościć. Nikt nie wie, że nie ma czego. Tylko ja wiem, że z pracy wraca późno do domu. Pewnie kogoś ma. Nie jestem zazdrosna. Jest mi obojętny. Chciałabym tylko nie czuć się jak kretynka. Jest moim mężem, coś nas kiedyś łączyło. Mógłby zachować resztkę godności i zachowywać się przyzwoicie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze