Grzeszki primabaleriny
CEGŁA • dawno temuZachowałam się po szczeniacku i zraniłam człowieka, na dodatek w kilku posunięciach – zawsze najpierw robię, potem myślę, a potem i tak jest już za późno na naprawę czy poprawę. Nie umiem tego w sobie okiełznać! Wbrew swojej woli zgodziłam się na rolę osoby towarzyszącej drużbie na weselu. Wyszłam na idiotkę bez wychowania, bo od samego początku strugałam obrażoną księżniczkę. Nie wiem, czy da się to jakoś odkręcić?
Kochana Cegło!
Zachowałam się po szczeniacku i zraniłam człowieka, na dodatek w kilku posunięciach – zawsze najpierw robię, potem myślę, a potem i tak jest już za późno na naprawę czy poprawę. Nie umiem tego w sobie okiełznać!
Daria, bliska sąsiadka, taka siostra prawie (drzwi w drzwi, rówieśnica, codziennie u siebie bywamy) ubłagała mnie, żebym poszła z jej kuzynem na wesele. Sytuacja była podbramkowa – dosyć nietypowo na ślubie drużbowali dwaj faceci, ponieważ panna młoda wybrała sobie jako najbliższą osobę brata, widocznie nie miała pod ręką przyjaciółki od serca albo tak wolała, nie wiem. Kuzyn sąsiadki, Alek, był drużbą pana młodego. Normalnie bawiłby się pewnie z druhną, no ale w tym wypadku potrzebna mu była osoba towarzysząca – ja.
Od samego początku ten pomysł, był mi, jak to się mówi, w poprzek pod każdym względem. Po pierwsze, węszyłam ze strony Darii lekkie jakby stręczenie, a węch to ja mam niezły, ale o tym – po tym… Po drugie, trzeba było jechać daleko w Polskę – w moim wypadku odwołać inne plany i poświęcić weekend całkiem obcym ludziom (nie jestem tak pazerna, żeby rzucać się wszędzie tam, gdzie za darmo dają się najeść, napić i wytańczyć – to nie ja). Po trzecie – Alek. Propozycja dla mnie krępująca, chłopaka widziałam jeden raz u Darii: 3 lata młodszy ode mnie (ja 24), nieśmiały, 8 centymetrów niższy! Z sukienką nie miałam problemu, szafa mi pęka, ale buty? Przecież nie będę chłopaka „dobijać” obcasami… A jak dopasować płaskie kłapciaki do eleganckiej kiecki? Na dodatek, mnie w płaskich butach od razu bolą łydki i odbijają się pięty, tak się przyzwyczaiłam, nawet chodzę niezgrabnie i tracę tę babską pewność siebie, wiesz.
Wszystkie swoje „ale” zgłosiłam Darii, ona to oczywiście olała i powiedziała, że Alek sam do mnie zadzwoni, to może mnie przekona.
Kiedy się odezwał, wzniosłam się na same szczyty chamstwa, Cegło, przykro mi to mówić… Byłam protekcjonalna, niegrzeczna, robiłam łachę, wynajdywałam przeszkody, co się tylko dało. Chłopak był bardzo kulturalny i spokojny, moje argumenty przeciw i głupawe uwagi o różnicy wzrostu załatwiał inteligentnymi żartami. Skapitulowałam. Powiedział, że nie lubi i nie umie tańczyć, w związku z tym bynajmniej nie oczekuje ode mnie, że będę mu towarzyszyć w podpieraniu ściany – mogę się bawić, z kim chcę, i wcale nie o to mu chodzi, żebyśmy na siłę udawali parę, skoro nią nie jesteśmy. W to mi graj!
W podróż i do kościoła założyłam baleriny, ale zabrałam też ze sobą zabójcze szpile na zmianę – a co mi tam, skoro mają być tańce, a on nie robi problemu?
Na przekór moim najgorszym oczekiwaniom, impreza była szałowa. Alek opiekował się mną lepiej niż niejeden były narzeczony, choć bez nadskakiwania. Ja udawałam, że tego nie dostrzegam i nie doceniam, cały czas w myśl zasady, że zaciągnięto mnie tam na siłę i robię tylko grzeczność Darii… Sama już widzisz, jaka ze mnie kretynka, nieprawdaż? Wytańczyłam się za wszystkie czasy, było tam ze 200 osób i wszyscy bawili się ze wszystkimi, tak na luzie. Ale, co normalne – tylko do czasu. Nadszedł taki moment, że panowie trzymali się już tylko swoich partnerek, muzyczka zwolniła, ruchy i energia też, wiadomo. No i ja ze swojego szpilkowego balu wróciłam do naszego stolika, do Alka. Rozleniwiona tańcami i drinkami, raczyłam się w końcu zainteresować rozmową z nim… poniewczasie stwierdzając, że było warto zrobić to nawet wcześniej.
Pomimo swojej cichości, niepozorności, młodego wieku i wyglądu, Alek, jak się domyślasz, jest ciekawym człowiekiem, co wyszło dopiero w dłuższej rozmowie… Nie ma kompleksów ani pretensji do świata, nie ocenia pochopnie ludzi – jak ja… Chociaż na moim przykładzie miałby pełne podstawy. Robi w życiu fajne rzeczy, ma oryginalne zainteresowania.
Nie, nie o to chodzi, że się zakochałam. Do tego daleko, jeśli w ogóle. Ale wyszłam na idiotkę bez wychowania, od samego początku strugałam obrażoną księżniczkę – i do końca coś mnie powstrzymywało przed wyjściem z roli. Nawet kiedy się żegnaliśmy i Alek zaproponował, że do mnie zadzwoni (podobno, w co trudno mi uwierzyć, było mu „bardzo miło!”), odpowiedziałam coś w rodzaju, że „to chyba była jednorazowa przysługa”. Strasznie jestem dowcipna, prawda?
Refleksje przyszły z opóźnieniem. Daria przekazała mi, że Alek był mną „oczarowany” - akurat! Sąsiadeczka – rajfureczka:-). Mnie mój nos nie myli. Nie zadzwonił i nie dziwi mnie to. Wobec Darii i mnie okazał się jednak dżentelmenem, Jest mi przykro – za siebie, a także trochę z tego powodu, że był to materiał na fajną znajomość, po prostu, niekoniecznie na coś więcej… Ja to spaliłam, z założenia go lekceważąc, przecież bez najmniejszego powodu.
Nic o nim nie wiedziałam i nadal nie wiem. Nie wiem, jak mnie odebrał, jak się czuł, kiedy dawałam swoje popisy. Wiem, że to brzmi bez sensu, ale chciałabym zatrzeć tamto wrażenie, może przekonać się, czy to w ogóle możliwe… Chętnie zadzwoniłabym do niego pierwsza, ale jakoś nie widzę punktu zaczepienia. No bo co niby? Mam go przepraszać czy zagadywać o głupoty? A może zaproponować spotkanie (on nie jest z Warszawy!). A może w ogóle dać sobie spokój z Alkiem, tylko następnym razem w podobnej sytuacji zachować się jak człowiek, nie jak głupia szczeniara…
Co radzisz?
Falbana
***
Kochana Falbano!
Historyjka prosta, wszystkie zwroty akcji, w których nawaliłaś, umiesz nazwać – nic dodać, nic ująć. Nie jestem pewna, czy potrzebujesz rady. Wystarczy Ci dłuższa, samodzielna refleksja nad sobą, a jestem dziwnie spokojna, że potrafisz się na to zdobyć i wyciągnąć właściwe wnioski.
Istotne, byś w tych rozmyślaniach wyraźnie oddzieliła swoje rzeczywiste „gafy” od reakcji w miarę naturalnych, do których moim zdaniem byłaś uprawniona. Trzeba to uporządkować. Odnoszę bowiem wrażenie, że lekko przesadzasz z kajaniem się i wyrzutami sumienia. Nie taki diabeł straszny, jak go odmalowałaś.
Osoba, która nie płacze co noc w poduszkę z powodu swojej samotności ani nie wysyła otoczeniu sygnałów, że szuka kogoś do pary, ma prawo czuć się niezręcznie wobec propozycji, jaką otrzymałaś od Darii – ba, ma prawo się od niej wykręcić bez nadmiaru zbędnych tłumaczeń. Nie każdy lubi takie imprezy i takie role. Błąd popełniła koleżanka, zbytnio Cię naciskając. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że błąd popełniłaś również Ty, wyrażając wbrew sobie zgodę.
Niestety, ulegając namowom, powinnaś była niechcianą rolę odegrać do końca i z klasą – jak słusznie zauważyłaś, nie było potrzeby robienia komuś łaski, a zatem – nie należało potem tego podkreślać i zaznaczać. Nie wiedząc do końca, jak się w tej sytuacji zachować, zachowałaś się niekonsekwentnie i nietaktownie. Aluzje do wyglądu drugiej osoby czy egoistyczny upór w kwestii pantofli to wyjątkowo niskopienne zagrania.
Trudno, stało się. Impreza okazała się lepsza, niż sądziłaś, partner, ku Twojemu zaskoczeniu, wart uwagi – nieważne czy jako potencjalny przyjaciel, czy… kolejny narzeczony. Spłoszyłaś Go, może nawet obraziłaś, mimo to nikomu się nie „poskarżył”. To jego kolejny plus.
Czy On zadzwoni? Nie liczyłabym na to. Ja bym nie zadzwoniła na jego miejscu:-). Ty natomiast możesz – pod jednym warunkiem: że nie chodzi Ci tylko o przeprosiny i poczucie się lepszą – daruj szczerość. Jeśli jesteś Nim naprawdę zainteresowana, czujesz, że przegapiłaś szansę na wartościowy kontakt, śmiało. Każde potknięcie można odpracować i wynagrodzić. Zadzwoń zwyczajnie, nie tłumacz się, nie zaczynaj od przeprosin. Zagadnij, że On miał dzwonić, ale nie chciało Ci się dłużej czekać, więc dzwonisz sama. Podziękuj za mile spędzony czas na weselu, starając się wykarczować z tonu najmniejszy ślad ironii… Zapytaj, czy często bywa w Warszawie – może zamierza tu studiować lub pracować? Ma innych znajomych poza Darią i, hm, Tobą? Wybadaj, czy jest zainteresowany rozmową, a w przyszłości spotkaniem. Zorientujesz się szybko.
A co, jeśli nie dostaniesz drugiej szansy? Cóż, zamknij tę kartę (tragedii, jak rozumiem, nie ma), a następnym razem… odwróć kolejność działania i myślenia!
Pozdrawiam Cię mocno.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze