Seks po trzydziestce
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuOgnisty seks większości z nas kojarzy się z młodością – z dreszczykiem towarzyszącym inicjacji seksualnej, nieokrzesaniem i pasją, czyli atrybutami młodości. Czy jednak słusznie sądzimy, że z wiekiem żar wygasa, a seks sprowadza się do obowiązku małżeńskiego, chłodu i rutyny? Nic bardziej mylnego! O tym, że z wiekiem staje się on bardziej satysfakcjonujący, przekonują nasze bohaterki.
Ognisty seks większości z nas kojarzy się z młodością – z dreszczykiem towarzyszącym inicjacji seksualnej, nieokrzesaniem i pasją, czyli atrybutami młodości. Czy jednak słusznie sądzimy, że z wiekiem żar wygasa, a seks sprowadza się do obowiązku małżeńskiego, chłodu i rutyny? Nic bardziej mylnego! O tym, że z wiekiem staje się on bardziej satysfakcjonujący, przekonują nasze bohaterki.
Marta (32 lata, graficzka z Krakowa):
— Im jestem starsza, tym seks więcej dla mnie znaczy i bardziej mnie kręci. Można powiedzieć, że dziś, po tylu latach spędzonych razem, odkrywam męża (i seks z nim) na nowo. Żyjemy razem prawie dziesięć lat i choć jesteśmy zapracowani, mamy małe dziecko (córka ma 2 lata), kłopoty i kredyty na głowie — przez co nasze libido ma prawo wręcz nie istnieć — kochamy się naprawdę często, prawie codziennie.
Korzystamy z chwil i okazji, gdy nie ma w pobliżu naszej córki. I to jest świetne! Młodzi rodzice narzekają na brak komfortu, a ja lubię ten podniecający pośpiech, dreszczyk emocji, niepewność. Czuję się taka młoda, atrakcyjna, kobieca, napalona. Wariuję, kiedy mąż „dopada mnie” w różnych dziwnych miejscach i momentach. A lubię go kusić, naprawdę mnie to jara. A to nie założę bielizny, a to założę jakąś bardzo niegrzeczną lub gotuję coś półnaga (nasza córka nie widzi w nagości niczego dziwnego).
Super jest to, że seks nie wytwarza w nas napięcia — nie musimy się sprawdzać, popisywać i niczego udowadniać, dużo w nim humoru. Całując się potrafimy wybuchnąć śmiechem, mówiąc do siebie „Króliczku” (bo czasem jesteśmy naprawdę jak króliki), albo chichotać, kiedy nie wyjdą nam ewolucje pod prysznicem. Bo pomysłów na miejsce intymnych spotkań naprawdę nam nie brakuje. Jeszcze kilka lat temu kochaliśmy się nudziarsko, wyłącznie w łóżku, przy zgaszonym świetle. Było… no przyzwoicie. Dziś seks to dla mnie fajerwerki – prysznic, stół, podłoga, nawet pralnia… Podłączamy córkę pod bajkę, korzystamy z jej pory snu albo odwiedzin babci (to właśnie wtedy ta pralnia) i szalejemy!
Kasia (34 lata, nauczycielka z Poznania):
— Kiedyś nie lubiłam seksu – może to za dużo powiedziane, ale nie pociągał mnie tak, jak mojego partnera, no i nie tak, jak on tego ode mnie oczekiwał. Niby byłam zainteresowana i otwarta, ale ciągle mnie coś spinało. Najpierw to, że mieszkaliśmy w akademiku i w każdej chwili ktoś mógł nas nakryć albo usłyszeć. Potem dostałam pierwszą pracę i zaczęłam panicznie bać się ciąży. Niby brałam pigułki, ale myśl, że ze swoim pechem to ja mogłabym stać się tym ułamkowym procentem, czyli dziewczyną, która zaciążyła pomimo zabezpieczania się, ziębił mnie bardzo skutecznie. Teraz, kiedy z Pawłem, już mężem, kupiliśmy małe mieszkanie i uznaliśmy, że właściwie jesteśmy gotowi na dziecko, nasze pożycie nabrało rumieńców. Jakby ktoś mnie nagle odblokował – dopiero teraz widzę, jakim byłam drewnem w łóżku. Znaczenie ma pewnie też fakt, że się już dobrze znamy – siebie, swoje ciała i preferencje (znaczy wiemy, co lubimy i co nas podnieca). Nie staramy się gorliwie o dziecko, nie uprawiamy seksu mechanicznie – co ma być, to będzie. Po prostu cieszymy się swobodą, luzem, sobą i seksem. I to jest mega! Czuję, że to nasz najlepszy czas!
Magda (31 lat, tłumaczka z Olsztyna):
— Kiedyś, kiedy byłam młodsza, w łóżku byłam… wstydliwa. Zabawnie to brzmi, bo mój pierwszy raz przypadł na okolice pierwszej klasy ogólniaka, a potem partnerów zmieniałam dość często. Kiedyś seks to były wyłącznie szybkie numerki. Dużo pracy wkładałam w to, żeby wyglądać super, dlatego paraliżowała mnie myśl, że facet mógłby mnie zobaczyć bez stanika push-up albo z fałdkami na brzuchu. Byłam niewolnicą swojego image. Właściwie nie wiem, skąd się w ogóle ten mój erotyczny zapał wziął, bo seks kręcił mnie raczej umiarkowanie. Chyba uważałam, że po którejś z kolei randce powinnam pójść do łóżka i tyle. Nie było w tym ani namiętności, ani filozofii. Tak robił każdy, koniec kropka.
Dużo zmieniło się, gdy poznałam swojego obecnego męża. Oszalałam na jego punkcie, a seks z nim okazał się obłędny, do dziś mnie rozpala. Przy nim nie liczyło się (i nie liczy), że tu mam tłuszczyk, a tu cellulit. Od początku jego bliskość mnie nie krępowała. To był chyba po prostu pierwszy facet, którego nie potraktowałam przedmiotowo, a on widział we mnie kobietę, a nie obiekt. Przy Arku jestem szczęśliwa i spełniona, zaakceptowałam siebie, odkryłam swoją kobiecość. Pokochałam seks, nie uprawiam go już dla sportu, dla zaliczenia, bo tak trzeba. Choć zbliżenie jest dla mnie magią, nie traktuję go nudziarsko czy cnotliwie, a wręcz przeciwnie. Tak się w tym temacie rozbisurmaniłam, jak z żartem mówi Arek, że poszło mi w wyuzdanie. Polubiłam dłuuugie harce, „eksperymenty” i gierki, seksowną bieliznę i erotyczne gadżety, a ostatnio przeszłam samą siebie i kupiłam swój pierwszy wibrator! Używamy życia, kochamy się jak wariaci i cudownie się bawimy w łóżku. Moje erotyczne przygody z przeszłości to żenujące pomyłki i strata czasu. Teraz to dopiero jest coś!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze