„House of Cards” - obowiązkowy serial dla polskich polityków?
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPanowie z Sejmu i Senatu powinni obejrzeć pierwszy sezon „House of Cards”, a później zaliczyć jeszcze serial prawniczy „Damages” z Glenn Close w roli głównej. Kilka politycznych chwytów warto byłoby przyswoić. Przynajmniej wtedy Polacy mieliby co oglądać w wieczornych wiadomościach.
Już w lutym w Stanach Zjednoczonych wyświetlany będzie drugi sezon serialu "House of Cards" z Kevinem Spacey'em w roli głównej.
Piszę o tym, bo mam za sobą obejrzany sezon pierwszy i olbrzymią ochotę, by znów przyglądać się geniuszowi amerykańskiego aktora, znanego przede wszystkim za sprawą swojej roli w filmie „K-Pax” i „Siedem” Davida Finchera.
Cóż, Kevin Spacey sprawdza się zarówno w produkcji długometrażowej, jaki i w serialu, w którym gra bezwzględnego, rządnego władzy senatora. Francis Underwood nie cofnie się przed niczym (nawet przed zabójstwem), by pokonać politycznego przeciwnika. W tych zmaganiach towarzyszy mu jego żona, grana przez świetną Robin Wright (Claire Underwood jest równie chłodna i bezlitosna, co pan senator). Małżeństwo to tworzy najbardziej złowrogą, a jednocześnie najbardziej pociągającą serialową parę (wzorzec chyba nieosiągalny dla polskich scenarzystów).
Wspominam o tym serialu, nie tylko widząc w nim doskonałą produkcję, ale i pewien symbol polityki prowadzonej za oceanem. Trudno jednoznacznie wyrokować, na ile serial oddaje rzeczywiście realia życia politycznego w Stanach Zjednoczonych, ale jedno jest pewne: Francis Underwood jest politykiem, który gra o wielkie pieniądze i niewyobrażalną władzę i robi to wykorzystując nie tylko układy, ale i swój intelekt oraz – mniej lub bardziej intuicyjną – wiedzę psychologiczną. Trudno nie zestawiać senatora Underwooda z naszymi polskimi politykami i mężami stanu. Na pierwszy rzut oka widać, z jakiej partii pochodzą, jak się ubierają i ile mają w głowie oleju. A jeśli już podejmują jakieś działania, zmierzające do zapewnienia sobie stołka w kolejnej kadencji (niektórzy twierdzą, że chodzi wyłącznie o takie działania, a nie o dobro kraju), to ich posunięcia są łatwe do przewidzenia (chyba, że próbują np. nagrać kogoś na ukrytą kamerę).
Może więc panowie z Sejmu i Senatu powinni obejrzeć sobie pierwszy sezon „House of Cards”, a później zaliczyć jeszcze serial prawniczy „Damages” („Układy”) z Glenn Close w roli głównej? Nie twierdzę, że muszą uczyć się sztuki zabijania, ale kilka politycznych chwytów warto byłoby przyswoić. Przynajmniej wtedy Polacy mieliby co oglądać w wieczornych wiadomościach.
Źródło zdjęć: www.imdb.com
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze