Jestem samotna w wielkim mieście
CEGŁA • dawno temuPrzyjechałam do Warszawy po liceum. Pracuję w sklepie z bielizną. Myślałam, że to będzie na chwilę, ale siedzę tu już 2 lata. Pracuję do 20.00, czasem dłużej. Po skończeniu nie chce mi się już biegać do kina czy knajpy. Mimo że pracy nie uważam za ciężką, nic poza nią nie robię, nie mam żadnych znajomych poza dziewczynami ze sklepu, nigdzie nie chodzę, nie mam życia towarzyskiego, rozrywek. Odkąd tu jestem, niewiele się u mnie zmieniło. Czuję się samotna.
Droga Cegło!
Pracuję w sklepie z bielizną. Myślałam, że to będzie na chwilę, ale siedzę już 2 lata. Salon jest śliczny, ładnie w nim pachnie, klientki pytają, czy nie rozpylamy jakichś narkotyków w powietrzu, bo tak trudno od nas wyjść… To jest miłe – fajni ludzie, praca, w której dotyka się delikatnych koronek, atłasu. Mamy niezłe prowizje, nasze rzeczy nie są drogie i jest dużo kupujących.
Prawie wyłącznie kobiety. Oferujemy też bieliznę męską, ale i tak kupują dziewczyny, przeważnie dla swoich chłopaków. Gdzieś czytałam, że mężczyźni lubią kupować kobietom seksowną bieliznę, żeby je potem w tym oglądać. Nie zaobserwowałam u nas tego zjawiska, z rzadka przychodzą pary. Myślę, że polscy faceci nadal się krępują takich zakupów albo wolą je robić w sex-shopie, gdzie rzeczy są bardziej odleciane. Pośród naszych sprzedawców też nigdy nie było chłopaka — gdyby się pojawił, laski by go pewnie rozszarpały:).
Czemu o tym piszę. Pracuję do 20.00, czasem dłużej. W soboty do 16.00. Przyjechałam do Warszawy po liceum, bo mam tu na przedmieściu ciocię, u której mieszkam za darmo. Mój sklep jest na mieście, nie w centrum handlowym. Po pracy nie chce mi się już biegać do kina czy knajpy, muszę zresztą pomóc cioci w domu, a wstaję codziennie o 6.00, sam dojazd do pracy to 2 godziny. W efekcie, mimo że pracy nie uważam za ciężką, nic poza nią nie robię, nie mam żadnych znajomych poza dziewczynami ze sklepu, nigdzie nie chodzę, nie mam życia towarzyskiego, rozrywek. Odkąd tu jestem, niewiele się u mnie zmieniło, jedynie że odłożyłam trochę pieniędzy na urlop.
Czuję się samotna. Chcę poznać chłopaka, ale nie mam jak. W sąsiedztwie cioci same wypasione, pogrodzone wille, garaże na pilota. Czasem w weekend widzę kogoś z psem czy na rowerze, pojedyncze osoby. W Internet stanowczo nie wierzę, kilka koleżanek z mojej miejscowości nieźle się na takich kontaktach przejechało — donikąd. Koleżanki z pracy albo kogoś mają, albo „polują” w soboty, co kończy się w niedzielę kacem. Zawsze myślałam, że u mnie w rodzinnym miasteczku jest stagnacja, trzeba uciekać… Tymczasem, z mojego punktu widzenia w Warszawie też się nic nie dzieje, co by popchnęło moje życie do przodu.
Raz poszłam z koleżanką z pracy na podwójną randkę – jej chłopak przyprowadził kolegę. Najpierw w dzień byliśmy na spacerze nad Wisłą, a pod wieczór poszliśmy do restauracji. Chłopak „przeznaczony” dla mnie był przystojny, zadbany, wygadany. Nawet mi się podobał. Przy płaceniu rachunku okazało się, że zgubił portfel wcześniej nad rzeką. Zlitowałam się i zapłaciłam za nas dwoje, to miała być pożyczka. Sprawę uwiarygodnił telefon – pod koniec wieczoru ktoś do niego zadzwonił na komórkę, że niby znalazł ten portfel i chce oddać, umówili się na niedzielę… Chłopak oczywiście nigdy do mnie nie zadzwonił, koleżanka przepraszała mnie za niego. Powiedziała, że z tym portfelem to była taka ustawka na naiwne laski, on już kilka razy odegrał ten numer (dzwonił kumpel), ale wtedy nikt nie zdawał sobie z tego sprawy… Nie wiem, jaką trzeba mieć mentalność, żeby żyć od soboty do soboty, naciągając dziewczyny na pizzę i 3 piwa. A facet podobno z klasą, urodzony warszawiak!
Mam co jeść, mam gdzie mieszkać, jestem w mieście największych podobno szans, ale jest mi smutno. Być może tu nie pasuję, mam za mało luzu i energii, żeby wyjść do ludzi… Do właściwych ludzi, nie jakichś palantów naciągaczy. Jak mówiłam, praca mi się podoba, jest mi wygodnie i bezpiecznie, ale nie rozwijam się w żadnym kierunku, równie dobrze mogę sobie stać za tą ladą następne 10 lat. Nie wiem, od czego zacząć zmiany.
Laura
***
Droga Lauro!
Wiesz, najczęściej jest tak, że gdy chcemy coś wartościowego zdobyć, musimy w tym celu coś innego poświęcić. W Twoim wypadku byłoby to prawdopodobnie owo (złudne) poczucie bezpieczeństwa. Wiem, co czujesz – inni i tego nie mają, dlatego boisz się utracić to, co masz. Ale odrobina lęku, niepewności może okazać się dopingiem do zmian. W Twoim wieku ryzyko jak najbardziej się opłaca, nawet jeśli nie masz go w naturze. No bo jeśli nie teraz, to kiedy?
Sytuacja aż prosi się o zmiany, oczywiście nie rewolucyjne, tylko starannie przemyślane. Usiądź z kartką papieru, spisz sobie, co Cię interesuje, czego pragniesz, do czego w swoim odczuciu się nadajesz. Liceum to troszkę mało, żeby ruszyć do przodu w sensie zawodowym. Trzeba się czegoś nauczyć – niekoniecznie na kursach czy studiach, czasem wystarczy nowa, pełna wyzwań praca, w której zgłębiasz jednocześnie tajniki jakiegoś zawodu. Po ogólniaku drogę masz otwartą w każdym kierunku, nic Cię nie obliguje ani nie ogranicza, wszystko zależy od Ciebie.
Posiadanie oszczędności to plus. Możesz wyjechać na kilka miesięcy za granicę lub spróbować dostać się w Warszawie na praktykę, podjąć wolontariat. Nie bój się tego – jestem pewna, że pracę taką, jaką masz w tej chwili lub podobną, znajdziesz zawsze, jeśli taka będzie Twoja decyzja. Każda zmiana branży to doświadczenie zawodowe i towarzyskie, dodatkowe umiejętności, dopływ wiedzy i szansa na robienie porównań, odkrywanie w sobie nieznanych talentów. Awersji również, a to ważne. Na razie bowiem masz tylko jeden punkt odniesienia. Bez dopływu innych bodźców można się szybciutko wypalić.
Celowo piszę o zmianie pracy, nawet kosztem utraty dochodów. Wiem, że brakuje Ci towarzystwa i miłości, a każde „wyjście ze sklepu” to dla Ciebie nowa okazja do poznawania ludzi, za każdym rogiem czeka coś ciekawszego niż to, co już znasz na wylot. Nie powiem nic odkrywczego: najciekawsze znajomości zawiera się podczas robienia czegoś razem, dołączając do grupki pasjonatów, profesjonalistów czy osób takich jak Ty – dopiero poszukujących swojego miejsca. A nad przypadkową pizzą i piwkiem nikła szansa na olśnienia, co już sama sprawdziłaś…
Owszem, jesteś nieco wycofana, nie doceniasz swoich możliwości ani atutów. Ale wierzę, że w wielkim mieście znajdzie się szansa dla wszystkich chcących (!) – nie tylko dla drapieżnych rekinków i wilczków. Wykorzystaj choćby taki „drobiazg”, że nie musisz wydawać połowy czy więcej pensji na wynajem mieszkania. Trudno, trzeba się zmobilizować, wytłumaczyć cioci, że potrzebujesz czegoś więcej, chcesz wolny czas spędzać inaczej niż dotychczas. Jeśli obawiasz się mocno gwałtownych zmian, przeznacz część zarobków na studia zaoczne. Dwa weekendy w miesiącu wypełnione zajęciami na uczelni diametralnie zmienią Twoją perspektywę, gwarantuję. Ale to duży wysiłek, na który musisz się przygotować psychicznie. Koniec leniuchowania i narzekania – pora działać.
Poza tym — jest wiosna. Warszawa i nie tylko ona kipi kapitalnymi imprezami – zaczęły się pikniki sportowe, ekologiczne, ciuchowe, przeglądy filmowe, plenery plastyczne, koncerty na wolnym powietrzu. Zbieraj ulotki, czytaj ogłoszenia. Coś na pewno Cię zainteresuje, okaże się bliskie. W takie miejsce można iść samotnie, celem jest właśnie wymiana myśli, poglądów, zamiłowań i umiejętności. Internet, wobec którego jesteś taka sceptyczna, to nie tylko platforma randkowania. Możesz zrobić komuś manikiur w zamian za lekcje angielskiego i przy okazji zawrzeć pierwszą ciekawą znajomość, za którą posypią się kolejne kontakty.
Jedno „ale”: samo się nie zrobi. Czekając biernie, nie licz na to, że ktoś przyjdzie i Cię „odkryje”.
Życzę Ci owocnych przemyśleń i pięknego lata, które wiele zmieni!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze