Kobiety brzydko pachną?
URSZULA • dawno temuW dzisiejszych czasach, kiedy popularna gwiazda serialu przekonuje w telewizji, byśmy pili tą, a nie inną wodę, a gołe modelki na plakatach reklamujących gładź szpachlową nie robią już na nikim wrażenia, agencje reklamowe prześcigają się w wymyślaniu kreatywnych kampanii, które zwrócą uwagę ludzi. Film, który poinformował mnie, że śmierdzę, zalicza się właśnie do tej kategorii.
Pewnego pięknego poranka, kiedy jak zwykle zaparzyłam sobie pyszną kawkę i zabrałam się za sprawdzanie maili, zauważyłam w skrzynce dziwaczną wiadomość, zatytułowaną: Jak jej to powiedzieć?. Z czystej ciekawości i może przepełniona odrobinką licealnej nadziei, że ktoś się potajemnie we mnie kocha, kliknęłam i odnalazłam tam raczej mało zabawny filmik, w którym jakiś dementywny dziadek, wystylizowany na psychologa, usiłował poinformować mnie, że brzydko pachnę i powinnam używać antyperspirantu. Ha ha ha.
Szybko odnalazłam w Internecie stronę nadawcy i przejrzałam jego zdumiewającą ofertę – oprócz owego filmiku z psychologiem można wysłać do koleżanki (ale już nie do kolegi) piosenkę o brzydkim zapachu (do wyboru w wersji balladowej, disco–polo i hip-hop) albo nawet za niewielką dopłatą pachnące kwiaty. Wszystko po to, żeby powiedzieć jej, że śmierdzi. Natomiast w jednym z dużych miast ktoś posunął się nawet do tego, że obkleił przystanki karteczkami z nabazgraną długopisem wiadomością do koleżanki, z którą codziennie podróżuje komunikacją miejską, by poinformować ją o konieczności dbania o higienę osobistą.
Tak, wiem, że to reklama. Dezodorantu. Z serii tych niestandardowych. W dzisiejszych czasach, kiedy popularna gwiazda serialu przekonuje w telewizji, byśmy pili tą, a nie inną wodę, a gołe modelki na plakatach reklamujących gładź szpachlową nie robią już na nikim wrażenia, agencje reklamowe prześcigają się w wymyślaniu kreatywnych kampanii, które zwrócą uwagę ludzi. Najlepiej postawić im pod oknem wielką, pomarańczową, dmuchaną panterę, wywiesić z balkonów płachty z kontrowersyjnymi napisami albo wysłać w miasto człowieka przebranego za kufel piwa. Karteczki informujące kobiety o tym, że śmierdzą, zaliczają się właśnie do tej kategorii reklamy i zapewne zapomniałabym o incydencie z mailem, tak samo, jak zapominam o dmuchanych panterach, widywanych codziennie na mieście, gdyby nie to, że następnego dnia dostałam inny dziwny prezent.
Do redakcji, w której pracuję, przyszło czarne, aksamitne pudełeczko. Pomyślałam sobie, że być może ktoś znowu chce mi powiedzieć coś wstydliwego, ale w pudełeczku znalazłam tylko tajemnicze urządzenie przypominające stoper. Z krótkiego opisu wynikało, że jest to powiernik każdego faceta, który służy do kolekcjonowania kobiecych figlarnych spojrzeń, zalotnych gestów czy dwuznacznych uśmiechów. Zaciekawiona odnalazłam w sieci reklamę, w której znany i lubiany aktor prezentuje sposób działania owego urządzenia, klikając nim za każdym razem, kiedy jakaś kobieta spojrzy na niego wzrokiem, który mówi: zaraz cię rozszarpię, kotku. W windzie porównuje swój wynik z jakimś przypadkowym oberwańcem i co się okazuje? Wynik oberwańca jest po stokroć lepszy niż przystojnego aktora. Sprawa jest jasna. Oberwaniec używa pewnego dezodorantu.
Kolejna niestandardowa reklama. I natenczas właśnie przypomniały mi się te śmierdzące kobiety. Dlaczego reklamę bądź co bądź takiego samego produktu (co więcej – tej samej firmy!) skierowaną do kobiet można sprowadzić do zdania: Dziewczynko, śmierdzisz, więc użyj dezodorantu, bo ludzie się ciebie brzydzą, a dla mężczyzn: Chłopcze, możesz być nawet brzydki i zaniedbany, ale jak użyjesz dezodorantu i tak rzucą się na ciebie setki kobiet?
Rozumiem, te reklamy usiłują być kontrowersyjne i w tym celu odwołują się do zupełnie idiotycznych stereotypów odnośnie mężczyzn i kobiet, ale kiedy z ciekawości obejrzałam inne reklamy dezodorantów, okazało się, że nawet w tych standardowych reklamach schemat jest często ten sam. Dla niej: on i ona romantycznie tarzają się po plaży, nagle on zbliża twarz do jej pachy — uf, nie śmierdzi. Dla niego: kiedy tylko spryska się dezodorantem, okazuje się, że z okolicznych kobiet ubrania same spadają/ zapominają o całym świecie/ wciągają go do windy w celach lubieżnych.
A przecież, kiedy przyjrzę się swoim licznym znajomym, okazuje się, że nie znam dziewczyny, która nie używa dezodorantu, a już tym bardziej takiej, od której zalatywałoby potem. Natomiast jeżeli chodzi o mężczyzn, to kilku takich mogłabym wskazać palcem, a wielu też spotykam np. w środkach komunikacji miejskiej, zwłaszcza latem. I to raczej im powinno się przypominać o elementarnych zasadach higieny osobistej, a nie kobietom, którym od małego kładzie się do głowy wszelkimi możliwymi metodami, że są brzydkie i śmierdzą, więc muszą się wymalować i wyperfumować (pierwszy dezodorant w życiu – a był to dezodorant Limara – kupiłam sobie w wieku 12 lat). Mężczyzn zaś utwierdza się w przekonaniu, że prawdziwy facet (jeżeli nie jest jakimś tam metroseksualnym pedałem) kosmetyków nie używa, choćby śmierdział jak stodoła (90 proc. mężczyzn, z którymi mieszkałam, nie posiadało na własność żadnego kosmetyku oprócz szarego mydła, a jeżeli chodzi o antyperspirant, to podkradali mi go potajemnie). Co innego jednak się myć, a co innego spryskiwać tajemniczym eliksirem, który spowoduje, że kobiety będą na sam widok delikwenta potulnie zdejmować majteczki.
Napiszę więc to teraz wyraźnie i prosto z mostu, bez użycia piosenek, filmików i bukietów kwiatów: Mężczyźni, to wy brzydko pachniecie! I ten dezodorant jest po to, by temu zapobiegać i raczej nie spowoduje, że będą rzucały się na was laski.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze