On niski, ona wysoka
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPostanowiłem wyjść naprzeciw oczekiwaniom czytelniczek i dowiedzieć się, co je pasjonuje – w tym celu zaglądnąłem na forum Kafeterii, nie bez pewnego dreszczu. Co dzieje się w takim szczególnym miejscu? Co je tak pasjonuje – kosmetyki? Zdrada? Okazało się, że wzrost.
Postanowiłem wyjść naprzeciw oczekiwaniom czytelniczek i dowiedzieć się, co je pasjonuje – w tym celu zaglądnąłem na forum Kafeterii, nie bez pewnego dreszczu. Co dzieje się w takim szczególnym miejscu? Poczułem się jak, nie przymierzając, szkaradny facecik zerkający przez szparę do damskiej szatni. Co je tak pasjonuje – kosmetyki? Zdrada? Okazało się, że wzrost.
Na pierwszy rzut oka nie jestem zbyt kompetentny do wypowiedzi w tej materii. Miłosierny Stwórca ofiarował mi bowiem równo sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, co postrzegam jako jedyną swą zaletę, mającą, jak się zdaje, zrównoważyć krzywe zęby, nochal jak ziemniak wyrwany broną polu i motorykę pijanego szympansa pod artyleryjskim ostrzałem (oskarżyć Boga o mankamenty psychiki nie bardzo wypada, zdemoralizowałem się we własnym zakresie). Boję się, że te moje jakże zadowalające gabaryty niejako odbierają prawo do wypowiedzi, wyjdzie jeszcze, że uszczęśliwiony nimi opluwam dryblasów oraz kurdupli. Przed pierwszym umknę w kanał, przed drugim ocali mnie dach garażu. Mogę więc pisać.
Nie ulega wątpliwości, że nie jest zbyt fajnie być niskim mężczyzną. Wzrost, zwany zresztą nikczemnym, naraża na nieustanne żarty już w wieku przedszkolnym, a i potem jest nielekko. Sytuację pogarsza obecny stan chirurgii plastycznej. Możemy wyregulować sobie nos oraz zgryz krzywy (podpieram się tu własną nadzieją), odpowiednia suplementacja w połączeniu z morderczym treningiem przerobi każdą chudzinę na Schwarzeneggera (wyjątkiem są doktoranci filozofii oraz poeci), leczy się chyba nawet garba. Tymczasem wzrost jest dany raz na zawsze, zwyczajnie przestajemy rosnąć i do widzenia. Tyle ile wyszło, tyle zostanie, oczywiście do czasu, aż starość nie przybliży nas do ziemi.
Żarty z niskich mężczyzn są okropne i w tym należy szukać przyczyn ich rozpowszechnienia – w końcu najczęściej wyśmiewamy się z ludzi za rzeczy przez nich nie zawinione. Towarzyszy im intencja, że za tą nikczemnością wzrostu kryje się jakaś głębsza prawda, czyli, niski facet winien rekompensować swoje skromne wymiary ogólną wrednością. Nie umiem stwierdzić czy to prawda: pomiatali mną przecież ludzie najróżniejszych gabarytów. Ci mniejsi wyróżniali się co najwyżej piorunującą mieszanką godności i wisielczego poczucia humoru.
Istnieje też druga przyczyna: każdy facet, wiedziony na szafot drze się, że jest niewinny, czasem jednak coś przeskrobał. Trzeba przyznać, że niscy mężczyźni wyjątkowo źle radzą sobie z rekompensowaniem własnego wzrostu. Na przykład, sięgają po koturny, choć lepszym rozwiązaniem byłoby już odrąbanie nóg, w końcu z kalek ludzie się nie śmieją. Facet, z przyczyn dla mnie niepojętych, sądzi, że koturnów nie widać: przypomina w tym łysiejącego gwiazdora rocka, który, miast obciąć sterczące kudły, nakłada nań czapkę z daszkiem do tyłu i udaje, że dalej ma loki jak u Slasha. Koturny mają tę dziwną cechę, że przysłaniają wszystko inne, są jak silikonowe piersi i tatuaż na czole w jednym. Konsekwencja jest prosta: ludzie, którzy do tej pory nie zwracali uwagi na wzrost swoich bliźnich, zaczynają to czynić. Czego dalszym ciągiem są paskudne żarty.
Istnieje pogląd, że małość ciała da się przesłonić przymiotami ducha. Nie idźmy tą drogą. Na jej końcu znajduje się bowiem człowieczyna opowiadający żarty nawet na pogrzebach, hałaśliwy oraz przykry. Taki wymachuje łapkami, jakby wzorem ptasim usiłował ulecieć w przestworza, nieustannie klepie wszystkich po plecach, zaś po kryjomu pluje do ciastek i łamie małym dziewczynkom domy dla lalek.
Częstym, jakże błędnym rozwiązaniem jest próba oszukania Stwórcy, wynikła z prostej obserwacji, że rosnąć można nie tylko w jedną stronę. Skoro w górę nie poszło, zawalczmy z szerokością. W sukurs przychodzi wspomniana już siłownia, wsparcie daje farmakologia i warunki naturalne. Niski mężczyzna, o krótkich przecież kościach potrafi przybrać masy mięśniowej w stosunkowo krótkim czasie. Najczęściej nie zna w tym umiaru, jakby dodatkowe dziesięć centymetrów w klacie odpowiadało za jeden tylko centymetr wzwyż. To myślenie przemienia faceta w mały czołg, co zapewne raduje wszystkich poruczników Gruberów świata, ale rodzi też śmieszność. Istnieje bowiem część ciała, której nie sposób przypakować. Jest nią głowa. Dla niej ciężarów oraz maszyn nie wynaleziono, wskutek czego możemy spotkać pagórki mięśni, gdzie pomiędzy barkami wielkości piłek lekarskich sterczy maleńki łepek o rozedrganych oczkach, jakby podprowadzona z innego korpusu. Gwoli sprawiedliwości, najwyższy mężczyzna jakiego poznałem, także wyróżniał się wyjątkowo małą głową, jakby Bóg, tak często tutaj wspominany, zemścił się na nim za wszystkich żartujących z małych kulturystów.
Co więc należy zrobić? Ano nic poza uświadomieniem sobie prostej prawdy, że kobiety biedzą się z zupełnie odwrotnym problemem. Nie spotkałem ani jednej niskiej dziewczyny, która miałaby kłopot z własnym wzrostem. Przeciwnie, mała kobieta wywołuje w mężczyznach wręcz żywiołową potrzebę opieki, zaczynającą się najczęściej od próby postawienia drinka. Wysokie – inaczej. Te nierzadko przeżywają dramat, zwłaszcza jeśli w okresie szkolnym mają nieszczęście wystrzelić hen ponad głowy rówieśników. Budzą lęk, jakby w samej długości ramion kryła się perspektywa wyprowadzenia silnego ciosu, co jest oczywistą nieprawdą. Doświadczenie życiowe jednoznacznie wskazuje, że wysokie kobiety wyróżniają się czułością, nieposkromioną żądzą obdarzania ludzi ciepłem – a zdają się ucieleśniać najbardziej złowieszcze, emancypacyjne instynkty.
Wystarczy więc wyjść sobie naprzeciw, jednocześnie pomnażając piękno. Widok pary – on niski, ona wysoka – należy do najpiękniejszych na świecie. Dowodzi bowiem, że miłość, jeśli nawet zna jakieś bariery, to nie wolno liczyć ich w centymetrach. Nazwijcie mnie naiwnym osłem, ale dam sobie ująć pół metra z własnej wysokości, że tak właśnie sprawy się mają. Sytuacja taka ma też plus praktyczny: można śmiać się z wzrostu, z cery, z nazwisk, z religii i ateizmu, z ubrań, tików nerwowych a nade wszystko z cudzych nieszczęść. Nie wolno natomiast śmiać się z zakochanych. Jeśli ktoś sobie na to pozwala, zasługuje nie na cios, lecz na dwa ciosy.
W łeb oraz w krocze.
Para, opisana powyżej, idealnie nadaje się do tego zadania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze