Sztuka nawigacji
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: fascynująco jest łapać nowy wiatr w żagle po długotrwałej ciszy. Trzeba jednak uważać, by na pełnych żaglach nie wpaść z całym impetem na skałę...
Droga Margolu,
Jestem młodą mężatką, mam 24 lata. Jakiś czas temu przytrafiła mi się dziwna „przygoda”, z której nie mogę się otrząsnąć. Na imprezie poznałam dziewczynę, przegadałyśmy cały wieczór, potem się zaprzyjaźniłyśmy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że z czasem nasza znajomość zaczęła nabierać nieco dwuznacznego charakteru. Zauważyłam w pewnym momencie, że za nią tęsknie, że czekam niecierpliwie na każde spotkanie, że jestem podekscytowana jak przed randką. W końcu musiałam się przed sobą przyznać, że… jestem zakochana. Nigdy przedtem nie czułam czegoś takiego do kobiety. Jestem tym trochę przerażona, bo przecież niedawno wyszłam za mąż, zadeklarowałam dozgonną miłość komuś innemu — mojemu mężowi. Dodam, że wyszłam za mąż z miłości, a przynajmniej wydawało mi się, że to była miłość. Jest mi dobrze z mężem, ale… mam wrażenie, że ta kobieta rozumie mnie po prostu lepiej. On niczego nie podejrzewa, nie ma w naszym otoczeniu osób homoseksualnych (ani nawet biseksualnych), nie przyszłoby mu to nawet do głowy. Nie wiem, co robić. Czuję się nie w porządku zarówno wobec niego, jak i wobec niej. Wiem, że muszę podjąć jakąś decyzję, że nie powinnam tkwić w takim zawieszeniu zbyt długo. Ale naprawdę nie wiem, co zrobić. Mogłabym mieć nadzieję, że samo przejdzie, ale niestety (na szczęście?) moja przyjaciółka podziela moje uczucia. Czeka na moją decyzje, bo rozumie, jakie to dla mnie trudne. Wiem też, że każda decyzja, którą podejmę, będzie obciążona konsekwencjami. Bezpieczniej pewnie, z obyczajowego punktu widzenia, byłoby zostać z mężem. Tylko czy wtedy nie będę tego żałować? Czy rzeczywiście z nim będę szczęśliwsza? Może to tylko przelotne zauroczenie? A jeśli nie? Jeśli to jest miłość mojego życia i zaprzepaszczę swoje (nasze) szczęście? Nigdy nie podejrzewałam siebie o takie skłonności, nie myślałam, że coś takiego może mnie spotkać. I nie myślałam, że to może być piękne. Bo jest piękne.
Mimo wszystko jestem naprawdę zdruzgotana. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nasze społeczeństwo jednak nie akceptuje par tej samej płci. Wiem, że to trudniejsza droga. Najgorsze jednak, że nie wiem, która droga jest moją drogą.
Natalia
***
Droga Natalio,
Pewnie trudno będzie Ci się ze mną zgodzić, ale postawię przewrotną tezę, że Twoja sytuacja niewiele różni się od sytuacji absolutnie klasycznej: mam męża, zakochałam się w innym, odejść czy nie?
I podobnie, jak w sytuacji powyższej, musisz sobie odpowiedzieć na parę pytań. A zacząć warto nie od sytuacji obecnej, a od samego początku: po coś Ty, dziewczyno, „szła za ten mąż”? Kochałaś – wydawało Ci się, że kochasz. To w końcu kochałaś, czy wydawało Ci się? Zrób sobie rozsądny bilans, potrzebny będzie w punkcie wyjścia. Rzecz w tym, żeby rozpoznać swoje rozczarowania, swoje potrzeby i cele. Czego oczekiwałaś po małżeństwie? Jestem absolutnie przekonana, że obecny mąż nie odpowiada na Twoje potrzeby emocjonalne. Zawsze będę stała na stanowisku, że zdrady nie biorą się znikąd, rzadko też poparte są wyłącznie popędem płciowym; u ich źródeł leżą zwykle niezaspokojone w stałym związku potrzeby. Musisz je nazwać, także dla samej siebie, i rozważyć, jakie działania mogą wypełnić Twoje oczekiwania. Trzeba będzie odtąd — bez względu na to, w którym związku będziesz — umieć je artykułować. Jeśli zdecydujesz się zostać w małżeństwie, to będzie niezbędne, żebyście mogli budować ten związek. Jeśli zdecydujesz się odejść do przyjaciółki, musisz też pamiętać, że wspólnota płci nie gwarantuje automatycznie instynktownego spełniani potrzeb i oczekiwań. Kobieta zapewne kobietę zrozumie lepiej niż mężczyzna, ale od niej też trudno wymagać jasnowidzenia. Pewnie będziesz miała szansę zaspokoić więcej potrzeb emocjonalnych. Warto pamiętać, że to szansa, a nie pewnik… Będziesz miała okazję pławić się, przynajmniej przez jakiś czas, w atmosferze wzajemnego zrozumienia i w czułości, jakiej nie będzie Ci szczędziła nowa kochanka/partnerka. I bardzo to wszystko piękne, jak to w romansie, tylko trzeba będzie w którymś momencie odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej? W związku trzeba z sobą jasno rozmawiać. Zasada pierwsza i niepodważalna.
Mam nadzieję, że jesteś świadoma konieczności zdroworozsądkowego rozważenia ewentualnych korzyści i strat wynikających z wybrania któregoś z partnerów? Jestem niestety dość konserwatywna, jeśli idzie o dotrzymywanie słowa danego w związku (jakkolwiek nie za wszelką cenę), ale też wystarczająco postępowa, by wyobrazić sobie, że dotrzymywanie słowa danego partnerowi obowiązuje bez względu na płciowy skład związku. A to nigdy nie odbywa się bez udziału świadomości i rozumu.
Powinnaś pamiętać, że nowy związek zawsze pociąga świeżością, innością, bogactwem nowych szans, szans na zaczęcie wszystkiego od nowa, bez obciążeń. To kusząca perspektywa, choć bardzo złudna. Jeżeli nie rozpozna się swoich błędów i nie wyciągnie wniosków, nie uniknie się ich po raz kolejny… Nie wspomnę już o banalnej prawdzie, że nie będzie się miało okazji przekonać, iż udany związek wymaga pracy, pielęgnacji, wysiłku… Przywykliśmy, karmieni papką kolorowych czasopism, że nam się należy, że mamy prawo, że sukces przychodzi, jeśli go wystarczająco pożądać – wiadomym jest, że trzeba mieć wszystko, czego się pożąda. Tylko niestety, Natalio, nowy związek to także nowe obowiązki, nowe wyzwania, nowe próby.
Zawsze stoję na stanowisku, że nim złoży się broń w walce o swój związek (zwłaszcza, że jest on najczęściej wynikiem świadomego wyboru), trzeba spróbować wszystkich możliwości jego wyprostowania. To kwestia odpowiedzialności za siebie i drugiego człowieka. Ta walka nie zawsze się udaje: czasem brak nam wystarczającej dojrzałości, czasem współpracy drugiej strony.
W Twoim ewentualnym związku z przyjaciółką wyzwania będą spotęgowane. Sama wiesz, że będziesz żyła pod presją społeczną. Nie będzie to bliżej nieokreślona grupa. Będzie to Twoja rodzina, przyjaciele, osoby Ci bliskie, które niekoniecznie zaakceptują Twój trudny wybór. Owszem, miło jest myśleć, że naszym bliskim leży na sercu nasze szczęście. Jednak trzeba się przygotować także i na to, że pojmują je oni inaczej…
Pewnie emocjonującym jest zakosztować w życiu czegoś nowego, odmiennego, obiecującego. W tych emocjach łatwo zgubić rozsądek. A mnie podpowiada on jeszcze jeden, niezwykle trudny temat, który dla Ciebie – dwudziestoczteroletniej – może być jeszcze zupełnie abstrakcyjnym, ale ma szansę dość szybko stać się namacalnym i bolesnym. Macierzyństwo. Tak nas natura ukształtowała, że do poczęcia dziecka potrzeba osób różnej płci. Z tego związku nie będzie dzieci. Oczywiście, wchodzą pewnie w grę rozmaite sztuczne metody poczęcia, czy też zwykła zdrada fizyczna Twojej partnerki z mężczyzną, ale – jak dla mnie – gubi się tu istota związku, gubi się też istota macierzyństwa, które powinno kierować się dobrem dziecka. A według mnie trudno o dobro, gdy dziecko wychowuje się w rodzinie, w której nie ma wzorców osobowych obu płci. I o ile w sytuacji samotnego macierzyństwa czy ojcostwa mamy do czynienia najczęściej z wypadkiem losowym, gdy z różnych względów nie ułożyło się między rodzicami, o tyle dziecko w związku jednopłciowym jest skazane na sytuację nadzwyczajną w wyniku świadomej decyzji dorosłych. To budzi mój opór, podobnie jak rodzenie dziecka przez samotne kobiety tylko po to, by mieć kogoś do kochania i spełnić się w macierzyństwie. Sądzę, że w tak ważkiej sprawie nie ma miejsca na kaprysy.Jeśli czujesz się na siłach podjąć te wyzwania, możesz rozważać związek z nową partnerką.
Najpierw jednak zajrzyj głęboko w siebie i odpowiedz sobie, co pcha Cię w nowe – czy nie jest to przypadkiem niepowodzenie w obecnym związku? Nie lubimy naszych niepowodzeń. Tylko, że ucieczka nic nie da… Słabość i tak zostanie w Tobie.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze