Skinvertising, czyli sztuka żywej reklamy
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKultowe marki potrafią zawrócić ludziom w głowie. Wielbiciele nowoczesnych technologii są w stanie wydać każde pieniądze na najnowszy smartphone lub tablet, często rezygnując z jedzenia, ubrań i podstawowych kosmetyków. Ale nie tylko elektronika cieszy się dziś szaleńczą popularnością. Ludzie nie wyobrażają sobie życia np. bez modnych butów lub dresów z paskami. Do takich maniaków adresowany jest skinvertising, czyli promowanie marek i produktów za pomocą (najczęściej zmywalnych) tatuaży.
Kultowe marki potrafią zawrócić ludziom w głowie. Wielbiciele nowoczesnych technologii są w stanie wydać każde pieniądze na najnowszy smartphone lub tablet, często rezygnując z jedzenia, ubrań i podstawowych kosmetyków. Ale nie tylko elektronika cieszy się dziś szaleńczą popularnością. Ludzie nie wyobrażają sobie życia np. bez modnych butów lub dresów z paskami. Do takich maniaków adresowany jest skinvertising, czyli promowanie marek i produktów za pomocą (najczęściej zmywalnych) tatuaży.
Są jednak tacy, którzy decydują się na trwały „rysunek”. Otóż kilkanaście lat temu Jim Nelson z Illinois zarobił 7 tysięcy dolarów za wytatuowanie sobie na głowie loga pewnej firmy (Nelson zobowiązał się, że będzie nosić tatuaż przez 5 lat). Dziś firmy poszły o krok dalej. Nie liczy się sam fakt posiadania tatuażu – logotypu, ale i jego wielkość. Jak podał serwis „Marketing przy kawie”,
Reebok oferuje fanom fitnessu możliwość podpisania rocznej umowy sponsorskiej wartej niemal 6 tys. dol. Kontrakt otrzyma osoba, która wytatuuje na swoim ciele największe logo marki. Hasło przedsięwzięcia brzmi: „Pain is temporary. Reebok is forever.
Osoby, które nie zdobędą I miejsca, otrzymają sprzęt i ubrania sportowe o wartości 725 dolarów
Akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem. Jak dotąd, w ciągu kilkunastu dni, filmik obejrzało ponad 50 tysięcy internautów. Wśród nich znajdą się zapewne tacy, którzy w trakcie zawodów Tough Viking w Sztokholmie, wytatuują sobie logo firmy.
Niestety Reebok nie jest pierwszą marką, która pojawiła się na skórze człowieka. Wcześniej z tej propozycji skorzystał między innymi Red Bull.
Rekordzistą pod względem ilości tatuaży jest Bill Gibby (noszący ksywkę „Hostgator Dotcom”), który ma na swoim ciele ponad 30 logotypów znanych firm (w tym adresy stron pornograficznych).
Co sądzicie o propozycji Reeboka? Może to dobry pomysł na zarobienie całkiem dużych pieniędzy? Mówi się dziś o tym, że każdy człowiek jest panem własnego ciała, więc ma prawo o nim decydować. Tylko czy skinvertising nie odbiera nam prawa do bycia jednostką, indywidualnością, wyjątkowym człowiekiem? W moim przekonaniu, tak!
Źródło informacji i zdjęć: luxlux.pl, reebokforever.com, huffingtonpost.com, marketing-news.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze