30-latkowie na garnuszku mamusi
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuMama ugotuje, posprząta, upierze, zrobi kanapkę do pracy, a nierzadko obdaruje kieszonkowym. Mowa nie o uczniach szkoły podstawowej, ale o 30-latkach. Dlaczego nie chcą dorosnąć? Jedni mówią, że nie stać ich na samodzielność, inni nie ukrywają, że tak jest wygodnie. Niemal jak w luksusowym hotelu, z tym że nie trzeba za to płacić. Już milion polskich 30-latków pozostaje na utrzymaniu rodziców. W przeważającej większości są to mężczyźni.
Adam (34 lata, prawnik z Białegostoku):
— Urodziłem się, mieszkam i pracuję w Białymstoku. W moim rodzinnym domu są trzy pokoje – duże, wysokie, w kamienicy w centrum miasta. I miałbym zostawić to mieszkanie i przenieść się do wynajmowanej kawalerki. Pytanie tylko – po co? No, chyba, że dla dziewczyny. Bardzo mi na niej zależy, ale ona ciągle truje, że facet w moim wieku nie powinien mieszkać z rodzicami, że trzeba pobyć samemu. A skąd ona to wie? Domorosła psycholog. Ona przyjechała z małego miasteczka, więc siłą rzeczy mieszkała w wynajętym mieszkaniu, a potem kupiła kawalerkę na raty. A to jest mój dom. Mam wspaniałych rodziców, jak miałbym powiedzieć, że mi w czymkolwiek przeszkadzają.
Wprowadziłem się do jej kawalerki. Kisiliśmy się w jednym pokoju. Żadne z nas nie miało własnej przestrzeni. Kłóciliśmy się. Łaskę mi robiła, kiedy ugotowała zupę. A jak zrobiła pranie, to już kazała sobie kwiaty kupować. Ale to ja więcej zarabiam i płacę za nasze wspólne wakacje. Nie układało nam się to wspólne mieszkanie. Ona mówiła, że to dlatego, że nigdy sam nie mieszkałem. Przesadza. Stwierdziliśmy, że jeszcze z tym poczekamy. Nie chcę się z nią rozstawać, bo to piękna i fajna kobieta. Lepszej nie znajdę.
Z rodzicami jak to z rodzicami. W domu rządzi matka, bo to ona gotuje, sprząta, pierze. Wydaje mi się, że ona lubi to robić. Nigdy nie narzekała. Szczególnie ceni sobie niedziele z rodziną w domu i zazwyczaj wtedy nic innego nie planuję. Mama robi pyszne ciasto. Idziemy z psami na spacer. Leniuchujemy, trochę oglądamy telewizję. Odpoczywam. Czasami zapraszam swoją dziewczynę. Nie ukrywam, że marzy mi się, że w przyszłości będę miał własną rodzinę, gdzie będzie dużo ciepła. Póki co, nie mam zamiaru wyprowadzać się ze swojego domu. Stać mnie na to, ale nie widzę takiej potrzeby.
Marek (29 lat, informatyk z Łodzi):
— Na studiach trochę pomieszkiwałem z kolegami, miałem stypendium, dorabiałem i nie chciałem się tłumaczyć z każdego późniejszego powrotu do domu. Po studiach wyobrażałem sobie, że będę miał dobrą pracę, mieszkanie i partnerkę. Ale życie zweryfikowało moje plany. Związek się rozpadł. Na rynku pracy informatyków jest zatrzęsienie. Łapię zlecenia, na porządny etat nie mam szans. Ostatnio zaproponowano mi 1500 zł. Śmiech na sali. Na umowę zlecenie z kilku miejsc zarobię około 3 tys.
Kiedy rozstałem się z dziewczyną, szkoda mi było kasy na wynajmowanie mieszkanie. Zjadało to prawie połowę moich dochodów. Wróciłem do domu. Daję matce 1 tys. złotych. Ona jest zadowolona, a ja mam dach nad głową, wikt i opierunek. I jeszcze mogę odłożyć kasę. Chciałbym kupić własne mieszkanie, ale kto da kredyt, jeśli nie mam stałego zatrudnienia. Nie wiem, co robić. Ojciec pociesza mnie, że kiedyś to mieszkanie będzie moje. Ale ja nie chcę do końca życia mieszkać z rodzicami. Jak późno wracam, to matka nie może spać, chociaż rano mam śniadanie na stole. Ale przede wszystkim wstydzę się tego, nawet dziewczyny do siebie nie mogę zaprosić, bo za ścianą są rodzice.
Anna (32 lata, historyk sztuki z Warszawy):
— Moi rodzice się starzeją, jestem im potrzebna. To jeden powód dla którego nie wyprowadziłam się z domu. Poza tym zwyczajnie mnie na to nie stać. Żeby zarobić na wynajęcie, czy kupienie mieszkania, musiałabym iść do pracy do jakiejś korporacji. Dzisiaj nawet zatrudnienie w jakimś molochu za 2 tysiące nie jest już takie łatwe. Coś za coś. Mieszkam z rodzicami, ale dzięki temu mogę się rozwijać. Planuję zrobić doktorat. A potem zobaczę, może sytuacja na rynku pracy się zmieni.
Pracowałam już jako sekretarka, handlowiec, oprowadzałam po muzeum. Płace słabe, wymagania duże, ale przede wszystkim robota głupiego. Wracałam sfrustrowana i zmęczona. A jak dostawałam wypłatę, to była tak niska, że nie wiedziałam co z nią zrobić – wszystko wydawałam na wynajęcie mieszkania i życie. Żeby oszczędzić, chodziłam do mamy na obiady. To ona mi zaproponowała, żebym wprowadziła się do domu. Sama jest naukowcem, namówiła mnie, żebym zaczęła robić doktorat, przynajmniej nie będę marnowała czasu. I w taki to sposób w wieku 30 lat znowu jestem na garnuszku rodziców. Mają duże mieszkanie i nieźle zarabiają, są lekarzami. Ojciec prowadzi własną praktyką, ale planuje przejść na emeryturę. Mama pracuje w klinice i wykłada. A ja mam szczęście, że mogę na nich liczyć. Moja siostra wyjechała za granicę, a ja chcę, żeby oni wiedzieli, że będą mieli we mnie wsparcie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze