Naciągana i oszukiwana!
CEGŁA • dawno temuMam za sobą trudne lata. Nie miałam czasu na życie osobiste, ledwo starczało go na regulowanie długów po nieuczciwym wspólniku. Jakiś czas temu znajoma namówiła mnie na rozprostowanie kości, fryzjera, pomyślenie o sobie i o randkach. Niestety znów trafiłam z deszczu pod rynnę...
Droga Cegło!
Mam za sobą trudne lata. Nie miałam czasu na życie osobiste, ledwo starczało go na regulowanie długów po nieuczciwym wspólniku. Znaliśmy się od podstawówki, po studiach razem otworzyliśmy małą firmę. On był mózgiem biznesowo-finansowym, zdobywał klientów, regulował wszelkie formalności, ja wykonywałam zlecenia. Ufaliśmy sobie i nie ma w tym ironii – on ufał również w to, że nie będę go sprawdzać w rzeczach, na których się nie znam i nie chcę znać. Po kilku latach zostaliśmy parą.
Prawda spadła jak lawina: nieuregulowane zusy, podatki, należności dla dostawców, wynajem… W tym czasie mój partner wyjechał „służbowo” na Śląsk… już nie wrócił. Okazało się dużo później, że miał tam równolegle ze mną dziewczynę, dwoje dzieci, razem budowali dom… Są już małżeństwem zresztą. Nie wiem, może tej kobiety nie krzywdzi, ani nie oszukuje.
Musiałam nauczyć się wszystkiego, co było mi obce: rozmawiać z urzędami, błagać, gotować obiadki komornikowi w zamian za dobre rady. Ostatecznie ogłosiłam bankructwo firmy i założyłam kolejną na mamę, żeby spokojnie spłacać gigantyczne długi z odsetkami. Jestem umoczona jeszcze na kilka najbliższych lat i poruszam się w szarej strefie, co jest sprzeczne z moimi wartościami i sumieniem, nie mam żyłki przestępcy, a w jakimś sensie zostałam nim. Haruję dniem i nocą, żeby wyrobić miesięczny budżet. Nikogo nie zatrudniam, nie chcę pomocy ani kolejnego strzału w plecy. Przez 8 lat nie miałam ani dnia urlopu.
Jakiś czas temu znajoma namówiła mnie na rozprostowanie kości, fryzjera, pomyślenie o sobie. To taka przemiła, pogodna sąsiadka od pożyczania soli, sama borykająca się z licznymi problemami, a przy tym pełna optymizmu. Jej obsesją jest zamążpójście, dlatego wciągnęła mnie podstępnie w świat internetowych randek. No i uległam, w rezultacie poszłam na kilka spotkań. Poczułam się kobietą, naprawdę niewiele było trzeba, aż się zdziwiłam. Ale ok, nie jestem przecież staruszką, mam „tylko” 36 lat.
Z selekcji wyłonił się rówieśnik, powiedzmy, że ma na imię Adam, skoro zaczynam wszystko od początku. Zabawny, wyluzowany, oczytany. Umiał słuchać, interesowała go moja praca. Zbliżyliśmy się. Okazało się, że jestem w stanie wykroić kilka godzin w tygodniu, oderwać się od kieratu, jeżeli poczuję w sercu autentyczną wiosnę… Początkowo bałam się mówić Adamowi o sobie, a szczególnie o moich perypetiach, żeby nie uznał mnie za totalną frajerkę bez mózgu. Widział jednak, że coś mnie dręczy, krępuje ruchy, i otworzyłam się przed nim. Jego reakcja była wspaniała. Tylko za to warty był miłości.
Spotykaliśmy się od maja. 19 października są moje urodziny. Przed końcem września Adam zaprosił mnie do restauracji. Rozpromieniony oznajmił, że miał w planie wielką niespodziankę, ale nie do końca mu wyszła. Zarezerwował dla nas ekskluzywny tygodniowy wyjazd w ciepłe kraje, chciał mi zorganizować urodziny pod palmami, niestety… zapłacić trzeba do 1 października, a on dostaje pensję 10. Byłam tak oczarowana pomysłem, że początkowo nic mi nie kliknęło w mózgu, za to niemal pociekły mi łzy z radości i wzruszenia. Po otrzeźwieniu uznałam, że skoro niespodzianka się wydała, to niech Adam da mi numer konta i ja zapłacę, a potem się rozliczymy, najlepiej pół na pół. Wtedy on uderzył w szarmanckie nuty, że przecież osobiście molestował agenta w biurze podróży o najlepszą ofertę „dla swojej dziewczyny” i teraz wyszłoby głupio, że to nie on płaci, tylko ja…
Przykro mi, Cegło, ale rozjarzyła się we mnie czerwona lampka. Może jestem nienormalna? Zaproponowałam, że pójdziemy razem do biura i wpłacimy gotówkę, przy czym to Adam wyjmie pieniądze z portfela, skoro to dla niego takie ważne „być mężczyzną”. Kwota jest niemała, nawet nie wiem, jakim cudem stać by go było z jednej pensji na takie szaleństwo, jeśli nie ma oszczędności, ale to nie moja sprawa., więc nie wspomniałam o tym.
Na moje dictum Adam śmiertelnie się obraził. Do tego stopnia, że wyszedł z restauracji w środku posiłku! Wieczorem dostałam SMS-a: „nie bój się, zwrócę ci za obiad, podejrzliwa kobieto. Lecz się.”. Więcej się nie odezwał.
Minął ponad tydzień. Wspominam wspólnie spędzony czas, próbując odnaleźć ślady fałszu z jego strony lub objawy paranoi z mojej. Nie było niczego takiego. Bawiliśmy się świetnie, byłam szczęśliwa. Czy myślisz, że poprzednie doświadczenie zrobiło ze mnie oszołomkę, węszącą podstęp jak pies narkotykowy? Może skrzywdziłam Adama, źle oceniłam, powinnam zadzwonić i przeprosić… Okazał mi tyle dobra i ciepła. Z drugiej strony, z czego się wzięła ta gwałtowna reakcja? Obraził się jak mały chłopiec. Aż do tego stopnia uraziłam jego ambicję? Dojrzały człowiek chyba budzi się następnego dnia i wie, co robić, jak naprawić błąd? Wedle jego słów, wycieczka i tak już przepadła, ale to nie powód, żeby nie zadzwonić przez tyle czasu. Gdyby mu zależało.
Milka
***
Droga Kamilo!
Chciałabym pocieszyć Cię, pisząc, że boleśnie zraniłaś szczere uczucie i uczciwe intencje Adama, i musisz teraz z mozołem odzyskiwać jego zaufanie. Niestety, opisany przebieg wydarzeń mnie nie zachwyca – na odwrót, raczej niepokoi.
Prawdziwy mężczyzna, na jakiego kreuje się Adam, nie robi fochów i nie porzuca swojej dziewczyny w restauracji – chyba że właśnie poinformowała go o zdradzie, na przykład, co uzasadnia działanie w silnym afekcie. A między Wami była inna, w sumie trywialna i techniczna kwestia do rozstrzygnięcia: jak zapłacić za wspólny romantyczny wyjazd.
Napisałaś, że Adam zna Twoją przeszłość – doznane urazy i ich realne konsekwencje. Tym bardziej nie powinien – ze zwykłej delikatności i mądrości - „wyskakiwać” przedwcześnie z tego rodzaju komplikacjami finansowymi. A jeśli już stało się i wymogi czasowe biura podróży pokrzyżowały mu plany, to zgoda na Twoje propozycje rozwiązania problemu wydaje się oczywista, bo były to propozycje naturalne i racjonalne. Nie widzę przeszkód, by spokojnie przedyskutować sprawę zarezerwowanej wycieczki. Adam nie powinien był w ogóle kwestionować Twojej oferty. Mógł ewentualnie dać wyraz zatroskaniu, że nie zdołał załatwić tego po swojemu, i Cię przeprosić. A nawet, świadomy Twoich obaw i doświadczeń, zaproponować, że wyjedziecie wtedy, kiedy finanse mu na to pozwolą.
Postawa, jaką zaprezentował, zrodziłaby wątpliwości nawet w osobie pozbawionej uprzedzeń. Jaki problem pokazać prospekt biura, zajrzeć razem na stronę internetową, pójść wspólnie do placówki? Zasadne staje się pytanie, czy rezerwacja wyjazdu była realnym bytem. Uczciwy człowiek, zapytany o fakty, udziela konkretnych odpowiedzi. Jeśli zamiast tego wpada w histerię, odwołuje się do zaufania i ucieka… Cóż. Wykrzyczane: „Nie ufasz mi!” to żaden argument. Najczęściej to zasłona dymna dla co najmniej niepełnej szczerości.
Nie mam prawa utwierdzać Cię w przekonaniu, że mogłaś paść ofiarą kolejnego oszusta. Niewykluczone, że Adam to również człowiek po przejściach, przewrażliwiony, nie tolerujący sytuacji, gdy między wierszami zarzuca mu się kłamstwo. Myślę jednak, że SMS Adama był, delikatnie mówiąc, niegrzeczny i niesprawiedliwy, a czas na naprawienie błędu bezlitośnie mu ucieka.
Ja bym nie zadzwoniła. Przełknęłabym tę gorzką pigułkę, pocieszając się myślą, że nie interesuje mnie związek z facetem raptownym i niedojrzałym. Ty zrobisz, jak zechcesz. Pamiętaj tylko, że jesteś na 200 procent w porządku i nie musisz za nic przepraszać.
Życzę Ci, żeby ta iskra nie zmarnowała się i rozpaliła w Tobie chęć do nowego życia – niekoniecznie z Adamem.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze