Powrót do Marrakeszu
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuMarrakesz to miasto pełnej skali wrażeń. Są tu arcydzieła architektury i rynsztok, zapach suszonych róż i odór garbarni. Są piękne kobiety, pielęgnujące swe ciała w najlepszym hammamecie i żebracy z pustymi glinianymi miskami w ręku. Ale to nie różnorodność decyduje o niezwykłości Marrakeszu, lecz jego średniowieczno-baśniowy klimat. Tu dżiny kryją się w zaułkach, czarownice przepowiadają przyszłość a starzy mędrcy głoszą prawdy życiowe. Ile w tym magii a ile cyrku?
Rzadko wracam do tych samych miejsc. Żal mi tych nie odkrytych, jakbym bała się, że nie starczy mi czasu na odwiedzenie wymarzonych destynacji. Czasami robię wyjątki. O tym, że powrócę do Marrakeszu byłam przekonana, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
Przeczucie zaczęło uwierać mnie siedem lat temu i choć długo udawało mi się je tłumić wspomnieniami kolejnych oglądanych miast, dawna marokańska stolica zdawała się słać mi znaki. Usłyszana przypadkiem muzyka, film i fotografie przesyconej gorącą czerwienią mediny, dźwięki piszczałek, bębnów, zapach grilla, przywoływały obrazy miasta Berberów.
Wróciłam. I znowu, jak za pierwszym razem zakręciło mi się w głowie od nadmiaru bodźców. Stojąc na dworcu autobusowym w upale ciężkim od spalin i fetoru moczu zastanawiałam się, czy to miasto mogło tak bardzo się zmienić, czy wyretuszowałam wspomnienia. Wystarczyło jednak wsiąść do petit taxi i pojechać do mediny, by obrazy z przeszłości ożyły.
Proporcje ustalimy sami.
Zatrzymuję się w sercu mediny w jednym z hoteli ukrytych w labiryncie uliczek, pamiętających czasy Jusefa ben Taszfin, założyciela pierwszej warownej osady, będącej początkiem Marrakeszu. Iść między straganami z biżuterią i chustami, koło kramu z naleśnikami skręcić w lewo, tam na rogu sprzedają opuncje, potem wąską uliczką w dół – zapamiętuję w myślach lokalizację Sindi Sud, ale i tak gubię się kilkakrotnie.
Poranek w medinie pachnie świeżymi bagietkami i ułożoną w zielone kopce miętą. Upał nie jest jeszcze dotkliwy. To najprzyjemniejsza pora na kawę serwowaną na dachu hotelu. Oprócz błękitnych mozaik i stylowych stolików spotykam na nim barana, czekającego na koniec ramadanu i stado gołębi.
Przed południem przyjemnie jest na suku. Wielkim, starym i tętniącym życiem bazarze. Znalezienie czegokolwiek bez przewodnika jest tu prawie niemożliwe. Jeżeli jednak nie zależy nam na niczym konkretnym, warto iść przed siebie i zagubić się w gąszczu uliczek. Może trafimy na szewca szyjącego tradycyjne babouche ze spiczastymi nosami, może na warsztat kowala lub kaptur wełnianego burnusa znikający w którejś z dwudziestu bram. Może wśród barwnych kilimów dostrzeżemy smutne twarze niewolników, sprzedawanych tu jeszcze na początku XX wieku. Stożki szafranu, kurkumy, cynamonu, eukaliptusa, misterne i barwne wyglądają jak dzieła sztuki na tle rdzawych ścian mediny. Z pewnością nie obejdzie się bez wysłuchania hymnów pochwalnych na temat zawartości kramów. A jest co chwalić. Nawet odporni na urok przedmiotów wrócą do domu z lampą, lustrem, naszyjnikiem lub obrusem. Wcześniej będą musieli ostro się targować. Będzie żywa gestykulacja, znaczące pukanie się w czoło lub wyrzucanie ze sklepu. Im większa żarliwość przy negocjacjach, tym większy szacunek dla klienta. To tutejsza reguła.
Im dalej w głąb suku tym ciekawiej. W półmroku zadaszonych straganów kołyszą się zawieszone na sznurkach suszone kameleony i żółwie. Wraz z drobinami przypraw wirują w powietrzu duchy. A może to zapachy wywołują halucynacje? Wystarczy wejść w kolejną uliczkę by szybko otrzeźwieć w promieniach gorącego słońca i smrodzie spalin. Nawet w najwęższe zaułki wjeżdżają motory i stare samochody, ziejące duszącym, czarnym dymem. Wyją silniki. Nawołują poganiacze osłów. Krzyczą roześmiane dzieci.
Skwar południa będzie znośniejszy w którymś z ogrodów. W cieniu bambusów, między kaktusami-gigantami w Jardin Majorelle najlepiej smakują soczyste granaty. Kobaltowy błękit ścian, czerwień ryb w sadzawkach, białe ażurowe okna, żółte ścieżki i cisza, tak rzadka w Marrakeszu, nadają temu miejscu bajkowego charakteru. Nawet towarzystwo innych turystów przestaje tu doskwierać.
Koniec dnia należy do Jemma el Fna, serca Marrakeszu. W świetle zachodzącego słońca, z tarasu kawiarni przy słodkiej jak ulepek miętowej herbacie przyglądam się tężejącemu tłumowi na głównym placu miasta. Z meczetu Koutoubia śpiew muezina leci między chmurami i miesza się z głosami unoszącymi się z innych meczetów. W oparach grilla akrobaci, zaklinacze wężów, zawinięte w czarczafy specjalistki od henny, zajmują swoje pozycje. Są tu sprzedawcy kokosowych ciasteczek, opowiadacze bajek, czarnoskórzy tancerze. Turyści i miejscowi przerzucają wzrok ze spektaklu na spektakl i trzymają się za kieszenie. Trudno nie wydać choć kilku dirhamów. Pomocnicy kuglarzy i innych artystów zawsze wśród grupy gapiów wyłapią nową twarz i zażądają zapłaty.
O zmierzchu rozstawiają swoje stoiska sprzedawcy jedzenia. Wokół grilla i parujących garnków młodzi chłopcy w białych fartuchach ustawiają drewniane ławy. Za chwilę w kilku językach rozbrzmiewać będą zachęty do smakowania ślimaków, mięsa, bakłażanów, herbaty z przyprawami, daktyli. „Moze poszniej pszydziesz do naleśa restauraća robert maklowić” – słyszę za plecami. Restauratorzy bezbłędnie rozpoznają narodowość gości. Wyśmienite jedzenie jest tu serwowane z poczuciem humoru.
W iluminacji setek lampek oświetlających restauracje pod gołym niebem, nazwa „stowarzyszenie umarłych” - jak tłumaczy się Jemma el Fan — nabiera nowego znaczenia. Kiedyś wystawiano tu na widok publiczny głowy kryminalistów, dziś głowę tracą jedynie turyści.
O świcie plac z resztek magii sprzątają mężczyźni z miotłami. Z placu znika największe barbecue świata, czarownice chowają się przed słońcem. Ale tylko do kolejnego zmierzchu.
Marrakesz uzależnia. Im dłużej się w nim jest, tym dotkliwszy czuje się głód. Wejść jeszcze w jedną uliczkę, posiedzieć jeszcze kilka chwil na tarasie kawiarni, wypić jeszcze jeden sok. Czas rozpuszcza się w afrykańskim słońcu. Dzień przeciąga się do tygodnia. Tak trudno stąd wyjechać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze