Co na prezent dla ukochanej?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNie przepadam za dawaniem prezentów i nie lubię być obdarowywany. Cenię jednak poszukiwanie rzeczy, która ucieszyłaby kogoś bliskiego. A potem popadam w paranoję. Prezent dla drugiego człowieka jest próbą. Praktycznym sprawdzianem. Odpowiedzią na pytanie: jak dobrze ją znam? Podarunek powinien sprawić radość, trafić w punkt, udowodnić, że zależy mi na obdarowywanej, że dobrze ją znam. Nie ma trudniejszego zadania.
Lato wśród licznych swoich zalet ma i taką, że nie obfituje w prezenty. Po dniu zakochanych nie zostało nawet wspomnienie, najcierpliwsze nawet brzdące znudziły się tym, co otrzymały pierwszego czerwca, zwiędły kwiatki ofiarowane mamie. Perspektywa mikołajek i Gwiazdki jest wystarczająco daleka, aby nie budziła grozy.
Nie przepadam za dawaniem prezentów i nie lubię być obdarowywany. Czasem myślę, że bony do supermarketów wymyślono specjalnie dla mnie. Oczywiście, znam radość rozpakowywania pakunków i lubię ten rodzaj zmęczonej ciekawości, która wówczas się uruchamia. Niekiedy cenię sobie poszukiwanie rzeczy, która ucieszyłaby kogoś bliskiego. A potem jak zwykle popadam w paranoję. Może dlatego, że prezenty to ważna rzecz?
Prezenty są powodem, dla którego można tęsknić za młodością. Dla dziecka niewątpliwie są najważniejsze. Mój syn nieustannie się ich domaga, manipulując sprytnie na członkach nazbyt licznej rodziny. Sam żyłem od urodzin do gwiazdki i tak dalej. Potem, w czasach wyszumienia problem właściwie nie istniał. Co by tu kupić… Książkę przeczyta, płytę przesłucha i nic z tego nie będzie. Kupmy mu flaszkę! Tak właśnie było.
Osobna i przeze mnie ukochana tradycja wiązała się z wrednymi prezentami. Przez ponad dekadę prowadziłem subtelną grę z członkiem mojej rodziny, obdarzonym okrutnym poczuciem humoru. Z okazji Bożego Narodzenia dostawał ode mnie książki, które sam chciałem przeczytać. Rewanżował się dając mi pidżamę. Wiedział, skurczybyk, że zwykłem sypiać w stroju podarowanym mi przez Stwórcę i w niczym więcej. Doszło do tego, że w szafie miałem dziesięć takich samych, niebieskich pidżam… Co się z nimi stało?
Ogromne możliwości w zakresie dręczenia bliźnich oferują dzieci. Biada parze, obdarzonej potomstwem, która zaszła mi za skórę. Meldowałem się u takich ancymonów, przynosząc bębenek, cymbałki lub trąbkę, posiadłem również rzadką zdolność wybrania najgłośniej strzelającej spluwy w sklepie zabawkowym. Wręczałem te skarby uradowanemu dziecku, zabawiałem rozmową gospodarzy, po czym odchodziłem zadowolony i co tu dużo kryć zasłuchany w łomot, który pozostawiałem za sobą.
Teraz dorosłem. Nie daję wrednych prezentów, książki dostaję za darmo, butelkę każdy może kupić sobie sam.
Prezent dla drugiego człowieka jest próbą. Praktycznym sprawdzianem. Odpowiedzią na pytanie: jak dobrze jego/ją znam? Przecież podarunek powinien sprawić radość, trafić w punkt, udowodnić, że zależy mi na obdarowywanym, że dobrze go znam. Nie wyobrażam sobie trudniejszego zadania. Kobietom można kupować biżuterię. Biżuteria, podobno, zawsze działa. Ale co, jeśli ktoś tkwi w długoletnim związku? Za każdym razem ma kupować wisiorek albo kolczyk? Bez przesady. Partnerka prędzej czy później stwierdzi, że facet ją lekceważy, nie stara się, nie myśli, co gorsza – przestał się interesować!
Jeszcze gorzej jest z hobbystami. Co można kupić kolekcjonerowi płyt? Płytę, rzecz jasna. Tylko taki ancymon ma wszystkie płyty, których pragnie, a jeśli czegoś mu brakuje, to skąd mam o tym wiedzieć? Przecież nie znam się na srebrnych i czarnych krążkach. Ten sam problem dotyczy wszelkich pasjonatów i kolekcjonerów, znawców rzeczy dziwnych i ekscytujących. Równie dobrze mógłbym obsługiwać kałacha z zawiązanymi oczyma.
Na domiar złego, podobno żyjemy w cywilizacji konsumpcyjnej. Piszę „podobno”, bo sam jeszcze się nie nakonsumowałem. Tworzy to pewien paradoks. Rzeczy konieczne do przeżycia są cholernie drogie. Wystarczy spojrzeć na ceny mieszkań, czy też rachunek ze spożywczaka. Natomiast szmelc — te wszystkie cuda, bez których moglibyśmy się obyć, kosztują relatywnie niewiele. Doskonale pamiętam, ile kosztował komputer dwie dekady temu. Teraz w abonamencie w sieci komórkowej dają tablet albo i laptopa, muzyka w ogóle jest za darmo na milionach stron, to samo dotyczy książek, ładnymi drobiazgami można sobie oczy podbić aż do oślepnięcia, a wódy jest tyle, że nie zdołamy jej wypić do końca świata, zwłaszcza, że ten ma nastąpić niebawem.
Prezenty są najczęściej nietrafione, nazbyt tanie, zbyt drogie (i zawstydzają obdarowanego), dublują się, a jak znam życie, nie cieszą tak jak powinny.
Tak sobie myślałem, co mógłbym począć z tym wszystkim. Wodziłem wzrokiem po szmelcu, który nagromadziłem przez lata w mojej – dziesiątej już chyba – zaczarowanej chacie. Książki, gry, filmy, gigantyczne ilości niepotrzebnych łachów, a także, co tu kryć, bardzo wiele cennych pamiątek, które mam za dowody miłości, zgasłej lub aktualnej. I zaskoczyło. Jedyną naprawdę cenną rzeczą w życiu jest czas. Mamy dużo rzeczy, czasu jednak mało (optymistycznie patrząc jestem w połowie swojego życia, zleciało migiem, poleci jeszcze szybciej). Jedynym, co możemy ofiarować drugiej osobie, jest właśnie czas. I wcale nie mamy na myśli ślęczenia przed telewizorem we dwoje czy balowania w knajpie całą bandą.
Czemu na przykład zamiast kolejnego idiotycznego pakunku nie zaproponować – w ramach prezentu – wypadu za miasto, na ognisko? Wszyscy grillują na potęgę. Przecież można pojechać pod las, nazbierać drewna, rozpalić, a potem gapić się w ogień jak ministrant na striptiz. Dlaczego nie? Kosztuje to tyle co kiełbaska i paliwo w baku.
Można zrzucić się na wiatrówkę i strzelać do puszek. Miałbym na to cholerną ochotę. Porwijmy jakiegoś solenizanta czy nawet dostojną jubilatkę na lody do innego miasta. Kto wie, może gdzieś w pobliżu organizują skoki ze spadochronem? Sama kuchnia otwiera ogromne perspektywy. Gdzieś, w tej chwili, odbywają się Festiwal Plucia i Łapania, Święto Kanibala czy też Przegląd Filmów z Urugwaju. Czemu nie? Wystarczy się postarać. I ruszyć głową lepiej niż niżej podpisany.
Z rzeczą trudno trafić. A ludzie lubią spędzać czas w podobny sposób.
Mam mocne przekonanie, że tradycyjny prezent zanika. Będziemy dawali sobie wydarzenia. I dobrze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze