Jeszcze na wiosnę się rozkręcę
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: każdy, kto upada na duchu, w końcu przeżywa małe zmartwychwstania. Osiecka też pisała: „Jeszcze z wiosną się rozkręcę...” Pech, że nie wystarczy raz zmartwychwstać. Trzeba to powtarzać raz jeszcze, i jeszcze raz. Ciebie spotkały wyjątkowo trudne próby, które w pojedynkę mogłyby złamać człowieka, a co dopiero, gdy dotykają go w komplecie. I obawiam się, że przyzwyczajona do tej patologii szukasz sobie następnych kłopotów.
Margolu,
Przeraża mnie to, że już nie umiem wyobrazić sobie normalnego życia. Tak długo jest nienormalnie, że to się staje normą. To patologia.
Kiedy umarł mój mąż, ja też umarłam. Przecież miałam 23 lata, całe życie przed sobą i byłam w ostatnich tygodniach ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. A jednak umarłam, tak było, tak się czułam. Potem dostałam drugą szansę. Pojawiła się we mnie nowa dziewczyna, która swoją przeszłość zaczęła spychać gdzieś głęboko w podświadomość i chociaż wspomnienie męża obecne było przez cały czas, to nie paliło już żywym ogniem, nie bolało i nie wyciskało ze zmęczonych oczu łez, było raczej jak koszmarny sen. Tak było łatwiej egzystować. Z takim podejściem umiałam wstać codziennie i próbować żyć. Nie wiem, dlaczego tak robiłam, ale to mi dawało siłę do pokonywania codzienności – pewnie kiepski ze mnie psycholog, nie uczony, ale tak sobie wymyśliłam i tak robiłam.
Zatem, kiedy pojawił się w moim życiu On – nie musiałam porównywać go do swojego męża. Mąż był przecież senną zjawą – On był prawdziwy, czułam go, mogłam dotknąć i porozmawiać. Istniał naprawdę. To trwało prawie trzy lata. Nie wiem, czy bardziej kochałam go dla siebie czy za to, jaki był cudowny dla mojego dziecka. Był tym wszystkim, czego mojemu maleństwu zabrakło już na początku, na starcie. Nie dostrzegałam, że zamknął nas w klatce, miał tylko dla siebie, otoczył troskliwie siecią tajemnicy… przed rodziną, przed znajomymi, przed całym światem. Nie zwracałam na to uwagi, wystarczyło że był, że istniał naprawdę, że nie był snem.
Kiedy mnie zostawił… nie umarłam. Nadal żyję i czuję, wbrew samej sobie. I to jest problem.
On zabrał mi wszystko. Uczucia: te, które nosiłam w sobie od momentu, kiedy dowiedziałam się o tragicznej śmierci męża, i te, które zrodziły się w miarę, jak stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Zabrał mi nawet wspomnienia, całą przeszłość, której nie potrafię już odnaleźć, do której nie czuję już prawa własności. Boję się, że nie zapomnę o Nim. To trwa już rok. Dopóki tak będzie, nie potrafię marzyć.
W wirtualnym świecie pojawił się ostatnio przyjaciel. Bratnia dusza, ta sama fala. Nie umiem wytłumaczyć, czy to dobrodziejstwo czy ironia losu, że poznaję Go w takim momencie mojego życia, kiedy potrzebuję bliskości drugiego człowieka i wiem, że mogę na Niego liczyć, mimo że żona i dziecko… Choćby wirtualnie, o nic więcej nie śmiem prosić.
A może los znów zagrał na nosie i postawił w zasięgu ręki kogoś, kogo nigdy mieć nie będę. Jakie są szanse, że jeszcze będzie normalnie?
Bogusia
***
Droga Bogusiu,
Po śmierci męża spotkałaś kogoś, w kim zakochałaś się. Sama jednak piszesz, że nie wiesz, czy nie miało na to wielkiego wpływu jego zachowanie wobec Ciebie i dziecka. Bywa i tak, że nasze głębokie pragnienia płatają nam figle, a to przedzierzgnąwszy się w naszym mniemaniu w rzeczywistość (na którą bywają jedynie projektowane), a to w uczucie, którego potrzebujemy do tego stopnia, że indukujemy je w sobie na podstawie niezbyt solidnych przesłanek. Być może miał inne oczekiwania, niż Ty. Może nie potrzebował stałego związku, a Ty, porwana swoją wizją wydarzeń, przegapiłaś ważne sygnały ostrzegawcze… Bardzo zastanawia mnie fakt, że Twój ukochany ukrył Was przed swoim otoczeniem w tak głębokiej tajemnicy. Takie zachowanie nie bywa przypadkowe, zazwyczaj jest wyważonym działaniem, u źródeł którego leży, na przykład, założona już dawno rodzina.
Czy nie spotkało Cię coś takiego? Czy Twój mężczyzna nie był w istocie związany z inną kobietą, nie miał własnych dzieci, czy nie uczynił sobie z Ciebie i Twojego dziecka tylniej furtki, którą wymykał się od rzeczywistości? To tylko spekulacja, pierwsza jaka mi się nasunęła. Jednak na pewno takie izolowanie od świata i otoczenia przez człowieka, z którym jestem związana, odebrałabym jako sygnał alarmowy. Ty byłaś w wyjątkowo trudnym położeniu, które mogło po prostu uniemożliwić Ci uruchomienie instynktu samozachowawczego – jestem przekonana, że śmierć męża jest wydarzeniem, które głęboko zaburza stabilność i równowagę emocjonalną. W takim stanie „otępienia”, jaki opisujesz, nie mogłaś pewnie myśleć i działać racjonalnie, a gdy doszła do tego feromonowa burza zakochania…. Jego odejście wywróciło do reszty Twój świat, jak piszesz. Spójrz na to, jeśli jesteś już w stanie w jakikolwiek sposób zapanować nad emocjami, nieco chłodniejszym okiem i spróbuj potraktować to poczucie żalu i rozgoryczenia, które czujesz teraz, po odejściu Twojego mężczyzny, jak żałobę, którą przeżyłaś po śmierci męża. Świadomie odwołuję się do tych trudnych przeżyć, bo po pierwsze zawsze łatwiej oswoić się z czymś, co się już zna, a po drugie myślę, że fakt rozstania trzeba potraktować jako podobnie nieodwracalny. To powoduje zrozumiały ból i trudność pogodzenia się z sytuacją, jednak świadomość, że to konieczne, że można to przeżyć – bo przecież raz już przetrwałaś – być może ułatwi Ci funkcjonowanie i mozolne układanie codzienności.
Kolejną trudną kwestią jest Twój wirtualny przyjaciel. Muszę zaapelować do Twojego poczucia rozsądku. Mężczyzna związany, z żoną i dzieckiem, i młoda, rozchwiana emocjonalnie kobieta – temat stary jak świat. Nietrudno przewidzieć rozwój wypadków, przynajmniej w pewnym zakresie. Zachowaj ostrożność, Bogusiu. Łatwo jest w twoim stanie emocji poddać się złudzeniom, zwłaszcza, gdy znajomość toczy się w sieci, gdzie nietrudno o wirtualną osobowość odbiegającą od rzeczywistej, gdzie rozmówca nie zdradzi się nieopatrznym gestem, miną, słowem… Zazwyczaj mężczyźni posiadający rodzinę, nawet jeśli są skorzy do romansu (a niestety często są…), to do porzucania żony i dzieci skorzy są znacznie mniej, o ile w ogóle. Niechętnie też wymieniają codzienny kontakt z własnymi dziećmi na kontakt z, mówiąc wprost, cudzym dzieckiem. Nawet, jeśli bardzo je lubią. Pomijam przypadki skrajne, które się zdarzają, a jakże – mężczyzna porzuca rodzinę bez skrupułów i idzie w „nowe”. I z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że gdy „nowe” zrobi się „stare”, pójdzie dalej, krzywdząc Ciebie i Twoje dziecko.
Najmniej podoba mi się to, że Twój wirtualny „przyjaciel” wykorzystuje Twoją trudną sytuację emocjonalną. No, może nie z całą pewnością, ale tak może być. Zazwyczaj staram się nie oceniać ludzi, ale oceniam ich zachowania – i brnięcie w emocjonalny układ związanego mężczyzny z kobietą spragnioną uczuć, zainteresowania i serdeczności – uważam za naganne. Nawet jeśli to tylko przyjaźń – być może dlatego, że w takie przyjaźnie niezbyt chętnie wierzę. W czystość intencji w takim układzie. Zwłaszcza, że – jak przypuszczam – Twój przyjaciel nie deklaruje zwykłej, kumpelskiej pomocy, tylko zmierza w stronę bardziej zaangażowanego układu. Może być i tak, że to Ty budujesz sobie w myślach coś ponad rzeczywistość. Opierając się na „braterstwie dusz” liczysz po cichu, że spotkałaś kogoś, z kim możesz się związać i ukoić swoje rozchwiane emocje. Bogusiu… to nieuczciwe wobec jego żony i bierzesz w tej nieuczciwości udział. Chcesz tego? Jaką ponadto możesz mieć gwarancję, że Twój przyjaciel nie wykazuje (lub nie wykaże, związawszy się z Tobą) podobnego pokrewieństwa dusz z jakąś następną internetową koleżanką?
Zalecam Ci w tej sprawie daleko idącą ostrożność, o ile nie zakończenie kontaktów, nim będzie za późno. Dbaj o resztkę swojego spokoju. Nie brnij w coś, co z góry wymaga czujności, wyrachowania, ostrożnego tasowania emocji. Nie stać Cię na to, nie po tym, co dotąd przeszłaś. Potraktuj każdą następną znajomość z mężczyzną jako inwestycję i, świadoma szczupłości swoich zasobów, inwestuj z głową. Pamiętaj też, że jesteś odpowiedzialna za swoje dziecko. Działaj tak, by mogło się na Tobie oprzeć, nie trwoń sił na sprawy nie dające wielkiej nadziei na powodzenie. Wiem, że to trudne. Prawdopodobnie zaangażowałaś się w tą znajomość bardziej, niż jesteś skłonna przyznać. Zdanie: „A może los znów zagrał na nosie i postawił w zasięgu ręki kogoś, kogo nigdy mieć nie będę.” zdradza Twoje pragnienia bardziej, niż byś tego chciała. Nie wiem, Bogusiu, czy będzie normalnie. W tym układzie, o którym piszesz, szczerze – nie widzę na to szans. Jeżeli uda Ci się być na chwilę silniejszą od samej siebie, oderwać się na jakiś czas od poszukiwania oparcia w mężczyźnie i znaleźć je w sobie, pozwolić sobie na to, by Twoja osobowość udowodniła, jak jest silna i zaradna – szansa wzrośnie z każdym dniem, w którym dasz sobie czas na układanie emocji. Życzę Ci tego z całego serca. Za młoda jesteś, by tkwić w układach bez perspektyw, na „tu i teraz”, gdy staniesz się tylko wierzchołkiem trójkąta, odległym od podstawy i jakby trochę niepotrzebnym. Nie pozwól na to, dobrze? Nie pozwól na to dla siebie i dla swojego dziecka. Zasługujecie na wiele więcej. Zasługujecie na wszystko – i na to, by nikt Waszego szczęścia nie musiał okupić łzami. Życzę Ci z całego serca, żeby ta normalność po prostu nastała. Żebyś znalazła w sobie harmonię i żeby nikt już nie wstrząsał Twoim życiem.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze