Jak nie zostać starą panną?
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuOkreślenie niby przestarzałe, ale wczoraj zobaczyłam na forum rozpaczliwy post Mam 22 lata i zero faceta. Nie chcę być starą panną! Hm, myślę sobie, zaraz ktoś jej odpowie, żeby zajęła się nauką i nie wymyślała problemów, bo może mieć jeszcze dziesięciu mężów. A tu nie. Chór głosów: my też, my też.
Określenie niby przestarzałe, ale wczoraj zobaczyłam na forum rozpaczliwy post Mam 22 lata i zero faceta. Nie chcę być starą panną! Hm, myślę sobie, zaraz ktoś jej odpowie, żeby zajęła się nauką i nie wymyślała problemów, bo może mieć jeszcze dziesięciu mężów. A tu nie. Chór głosów: my też, my też.
Zrobiłam rekonesans i okazało się, że większość moich niezamężnych dwudziestoparoletnich koleżanek (już po studiach jednych, drugich a nawet i trzecich, mających pracę, własne zainteresowania i kredyty mieszkaniowe) też uważa się za stare panny. W przekonaniu tym utwierdzają je wszystkie Boże Narodzenia i Wielkanoce, kiedy to ciocia Zosia z ubolewaniem kiwa głową i pyta kiedy? Nie musi nic dodawać, bo cała zgromadzona przy stole rodzina dobrze wie, co kiedy. Ślub oczywiście, ślub. To, że brak jakiegokolwiek narzeczonego, nie jest zdaniem krewnych żadnym usprawiedliwieniem i argumentem. Sprawę można załatwić w miesiąc. Bo przecież wiadomo, że jak tylko znajdzie się ktoś narzeczonopodobny, to się go za kudły do ołtarza poprowadzi. Bo już nie ma na co czekać i tak ciągle przebierać.
Samiutka, biedniutka
Pomysł, że na przykład w zaawansowanym wieku lat 27 delikwentka chciałaby może pobyć w stanie bezżennym jeszcze trochę i ewentualnie zastanowić się, czy wychodzić za mąż, jest abstrakcją. Bo inne to się nie zastanawiały i już mają swojego Mareczka czy Zdzisia oraz śliniącego się bobasa. Znajoma opowiadała mi, że jej umierająca babcia miała w zasadzie jedno zmartwienie: Czy ta nasza Aneczka sobie kogoś znajdzie, czy samiutka biedna na tym świecie zostanie? Anna ma już swoją własną firmę tłumaczeniową, świetnie zarabia i otoczona jest gronem przyjaciół. Adoratorów też jej nie brakuje. Ale i tak wiadomo, że bez męża to samiutka i biedniutka. Dziewczyna zastanawiała się nawet, czy nie przyprowadzić jakiegoś odpowiednio wyglądającego mężczyzny i nie przedstawić go umierającej babci słowami: To jest Marek, skończył medycynę i ma willę na przedmieściu. Planujemy dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę. Oczywiście, chłopiec będzie pierwszy.
Brak męża cię definiuje
Bo niezależnie od tego, jakie masz IQ, dochody netto i stopień naukowy, nic cię tak nie definiuje jak brak męża. Jeśli jesteś facetem stanu bezżennego po trzydziestce, to oczywiście jesteś trochę dziwnym starym kawalerem, ale jeśli ktoś cię pyta o życiowe wybory, brzmi to tak: żadna ci się nie spodobała? Czy tak wolisz z kwiatka na kwiatek? Spryciarz! (tu poklepywanie po ramieniu i rubaszny śmiech). Jeśli w metryce masz podobne cyferki, ale płeć przeciwną, usłyszysz: żaden cię nie chciał? No, ale nie martw się, może jeszcze ktoś się znajdzie (tu wzrok wbity w ziemię, by ukryć powątpiewanie w wygłoszoną przed chwilą opinię). Na pewno jesteś też (uwaga: brzydkie słowo) feministką, bo jak wiadomo feministką zostaje się wtedy, kiedy nie ma się męża.
25 lat to górna granica
Można powiedzieć, że takie poglądy to domena babć i cioć, a nowoczesna młoda kobieta nie powinna się tym przejmować. Jest taka scena w Lalce, kiedy sympatyczne krewne informują dwudziestopięcioletnią Izabelę Łęcką, że jest już panną w tym wieku. W sensie – starą panną. Zawsze mnie ten fragment śmieszył i myślałam sobie, że szczęściem było urodzić się w latach osiemdziesiątych XX wieku, a nie ponad sto lat wcześniej. Do tego w środowisku, w którym ceni się wykształcone i samodzielne kobiety. Było tak, aż sama całkiem niedawno ten wiek osiągnęłam i wstąpiłam w związek małżeński. Co usłyszałam od koleżanki? No widzisz, rzutem na taśmę ci się udało, 25 lat to ostatni dzwonek dla kobiety. Potem już wszyscy faceci poprzebierani albo z odzysku. Dopiero wtedy do mnie dotarło, jakich życiowych nieszczęść cudem uniknęłam. Ale nie każda kobieta ma takiego farta.
Najważniejsze to nie przebierać
W świetle powyższych rozważań należy zadać zasadnicze pytanie: jak nie zostać starą panną? Przykazanie pierwsze: nie wybrzydzaj. Mężczyźni w swej istocie nie różnią się między sobą specjalnie. A już z pewnością nie ma w ich populacji takiego zróżnicowania osobowości, jak wśród kobiet. 99 procent jest szczęśliwych otrzymawszy zgrzewkę piwa i pilot do telewizora. Pierwszy, który nam się nawinie i oświadczy, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, będzie tak samo fajny jak ewentualni następni. A przecież tych następnych może nie być. Tak więc, bierzemy co się nawinie i zgłaszamy się do USC lub księdza proboszcza. No i teraz już jest z górki, czekamy trzy lata na wymarzoną salę i już jesteśmy szczęśliwą mężatką.
Piąty rok mija, a ja niczyja
Ale co, gdy kandydat jakoś sam nie chce się nawinąć? Istnieje stereotyp, że męża najłatwiej znaleźć w czasie studiów. Dotyczy to zwłaszcza dziewczyn z małych miejscowości, dla których ten czas to pierwszy kontakt z wielkim światem. Która wtedy nie zdąży, ze wstydem musi powrócić do rodzinnej miejscowości. Mniejsza o dyplom – podstawowy cel wyjazdu do miasta uniwersyteckiego nie został zrealizowany. Męża brak. Nie ma się co potem dziwić, że na ostatnim roku studiów, aby uniknąć tragicznego staropanieństwa, dziewczyny łapią co się nawinie i w tempie ekspresowym zmieniają stan cywilny (znacie powiedzenie piąty rok mija, a ja niczyja?). A że z takich związków zwykle wynikają rozwody? Cóż, przynajmniej wiadomo, że ktoś cię kiedyś chciał.
Dziewczyny na politechniki
Kwestia zasadnicza: męża nie znajdziemy raczej na studiach humanistycznych. Polonistyka, pedagogika, kulturoznawstwo, filologie obce… wszystko to nie jest dla naszych celów użyteczne. Wybierając polonistykę, dodatkowo ryzykujesz, że trafisz na ten jeden procent mężczyzn, którzy każą się przepuszczać w drzwiach i w ramach hobby mdleją ze wzruszenia. Dlatego idziemy na politechnikę, względnie na uczelnię ekonomiczną. Znam też dziewczynę, która w porę zmądrzała i będąc na czwartym roku pedagogiki zapisała się na drugi zaoczny kierunek – technologię drewna czy budownictwo. Nie dlatego bynajmniej, że odkryła, jak mizerny jest rynek pracy dla pedagogów. Inżynierem nie została, bo egzamin z matematyki okazał się za trudny. Ale głowy do cyfr odmówić jej nie można – dzięki proporcji płci 1:8 jest już teraz szczęśliwą mężatką.
Gdy więc wszystko zawiedzie, pamiętajcie o haśle: dziewczyny na politechniki!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze