Dziecko za wszelką cenę
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuZdesperowane zrobią wszystko, żeby zajść w ciążę, podporządkują temu całe swoje życie: w dni płodne kochają się po kilka razy, stosują specjalne diety, a o owulacji mogą napisać podręcznik. Niektóre mają partnerów, samotne szukają dawców spermy, są przekonane, że świetnie sobie ze wszystkim poradzą, bo dobrze zarabiają, są niezależne nie tylko finansowo, ale też emocjonalnie. Dla nich nie ważne są środki, liczy się cel - dziecko.
Agnieszka (31 lat, nauczycielka z Białegostoku):
— Nigdy nie zastanawiałam się, czy chcę mieć dzieci, to jest oczywiste. Jestem nauczycielką, mój zawód jest moją pasją. Do głowy by mi też nie przyszło, że mogę mieć problemy z zajściem w ciążę. Mam siostrę, która ma dwójkę dzieci, a mój mąż jest trzecim, najmłodszym z rodzeństwa, jego bracia też już mają dzieci. Wszyscy czekają na naszego dzidziusia. Dopytują, kiedy powiększy nam się rodzina, a mi się łzy w oczach kręcą, bo przecież robimy wszystko, co tylko można, żebym zaszła w ciążę.
Już prawie dwa lata staramy się o dziecko. Dni płodne to święto nadziei. Wtedy kochamy się nawet dwa razy dziennie, bo trwają one tak krótko. Mąż narzeka, że prysł czar wspólnych nocy, a zaczęła się prokreacja. W pewnym momencie nawet nie chciał seksu. Oboje marzymy o dziecku, a tutaj czarowniś się znalazł.
Przeczytałam, że dieta wpływa na płodność, wykluczyłam białe pieczywo i smażone, ale tylko schudłam i lekarz powiedział mi, że tak niska waga wcale nie wpływa dobrze na płodność. Musiałam przytyć, chociaż nigdy dużo nie jadłam. Na jednym z forum przeczytałam, żeby przestać się stresować, odpuścić sobie, a wtedy łatwiej zajść w ciążę. Pojechaliśmy na weekend nad morze i nic. Nie mam już siły. Pół roku temu przeszłam depresję. Poszłam do lekarza, dostałam leki — ziołowe, w razie gdybym zaszła w ciążę, żeby nie zaszkodziły dziecku.
Kiedyś Boże Narodzenie i Wielkanoc były najprzyjemniejszymi dniami w roku, spotykała się cała rodzina, odwiedzaliśmy się nawzajem. Teraz idę tam na chwilę i zaraz chcę zamknąć się w czterech ścianach domu. Jak mam im powiedzieć, że staramy się, ale nie mogę zajść w ciążę. Wchodzę na fora, gdzie mogę podzielić się moim niepokojem i dziewczyny, które są w takiej samej sytuacji, naprawdę mnie rozumieją.
Z mężem jesteśmy razem od studiów, po ślubie już 5 lat, ale najpierw chcieliśmy coś w życiu osiągnąć. Zapewnić dzieciom, które się urodzą, jakiś poziom. Mąż jest informatykiem, dobrze zarabia, kupiliśmy mieszkanie na kredyt — czteropokojowe, samochód. Czasami mam wyrzuty sumienia, że może gdyby nie tabletki antykoncepcyjne, gdybyśmy zdecydowali się wcześniej, kiedy organizm był młodszy, to byłoby łatwiej. Mój lekarz uspokaja mnie, że wiele kobiet nawet po czterdziestce rodzi dzieci, żebym jeszcze uzbroiła się w cierpliwość.
Myślę, że czas pomyśleć o badaniach na płodność. Odwlekam je, bo boję się usłyszeć, że nie możemy mieć dzieci. Jesteśmy przygotowani na in vitro. Mamy oszczędności i na miejscu świetną klinikę. Nie ustaniemy w naszych staraniach, dopóki będzie chociaż cień nadziei.
Magda (28 lat, bankowiec, Tychy):
— Z Adamem byliśmy razem od 7 lat, w tym 2 lata po ślubie. Mamy własne mieszkanie, dobrą pracę, on jest kierownikiem w restauracji, osiągnęliśmy naszą małą stabilizację. Poczułam, że czas najwyższy na dziecko. Maż przekroczył 30, ja miałam 26 lat. Nie wiedziałam, na co niby mieliśmy czekać. Ciągle słyszałam jednak, żebyśmy sobie jeszcze korzystali z życia, że on chce popłynąć w rejs na dwa miesiące, że nie widzieliśmy jeszcze tylu rzeczy w życiu. Tylko ja już nie byłam ich ciekawa. Poza tym wiele rzeczy można robić z dziećmi. Pokazałam mu nawet strony internetowe podróżników, którzy jeżdżą niemal z noworodkami. Zresztą, ja nie przepadam za takimi podróżami, bo wracam z nich jeszcze bardziej zmęczona, niż byłam wyjeżdżając. Zrozumiałam, że zawsze będzie miał jakieś miejsce do zobaczenia i coś do zrobienia.
Odstawiłam tabletki antykoncepcyjne i nic mu nie powiedziałam. Kiedy po pół roku starań lekarz powiedział, że jestem w ciąży, szalałam ze szczęścia. Bałam się jednak powiedzieć o tym mężowi. Robiłam jakieś podchody, a co by było, gdybym była w ciąży, a on kiedyś odpalił: "To byśmy wychowywali", wtedy powiedziałam, że będziemy. Oniemiał. Nie odzywał się do mnie ze dwa dni. Myślę, że musiał to przetrawić. Antoś urodził się pół roku temu i poza synkiem tatuś świata nie widzi. I jakoś już nie chce pływać i podróżować. Wiedziałam, że ryzykuję, mógł poczuć się oszukany, nie zaakceptować dziecka. Na szczęście wszystko się udało.
Anita (41 lat, architekt z Warszawy):
— Ostatni długi związek miałam na studiach, byliśmy razem jeszcze od liceum. Nie planowałam rozstania, ale on znalazł inną kobietę. Nie chciało mi się żyć. Kochałam go, właściwie razem dorastaliśmy. Potem kilka razy zaczynałam z kimś wspólne życie, ale te związki rozpadały się dość szybko. Nie potrafiłam już zbudować niczego konstruktywnego. Myślę, że już nigdy nie spotykałam mężczyzny, na którym by mi naprawdę zależało. I nie zawsze miałam na to czas i ochotę. Dużo pracowałam, weekendy spędzałam z przyjaciółmi w klubach, najczęściej tak jak ja singlami. Nie czułam się z tego powodu nieszczęśliwa, że nie mam męża. Kiedy miałam ochotę na seks, to go miałam.
Jakieś cztery lata temu poczułam się zmęczona życiem, jakie prowadziłam. Nie miałam już ochoty na zadymione kluby nocne, gdzie często przychodzili ludzie dużo młodsi ode mnie. Stwierdziłam, że to kompletna strata czasu i energii. Częściej sobotni wieczór spędzałam z książką w ręku lub oglądając filmy, polubiłam niedzielę, kiedy nie miałam kaca. Poczułam, że czegoś mi w życiu jednak brakuje, że czas na kolejny etap życia, na rodzinę. Ale przecież nie dzieje się tak, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki spotykasz swoją miłość.
Postanowiłam, że nie będę jednak dłużej czekała z decyzją o dziecku. Chyba z rok zastanawiam się, czy stać mnie na to finansowo i emocjonalnie, żeby być matką samotnie wychowującą dziecko. Gdyby w tym czasie ktoś się pojawił, to weszłabym w związek, ale nie pojawił się, a ja dojrzałam do decyzji o samotnym macierzyństwie.
Nie chciałam przypadkowego seksu bez zabezpieczeń. W jakimś programie telewizyjnym usłyszałam o dawcach spermy. Poszukałam ogłoszeń, typu: "Zdrowy, brak chorób genetycznych w rodzinie". Ustaliliśmy, że wszystko załatwimy bez stosunku, oszczędzę szczegółów technicznych. Obiecał, że po zapłodnieniu zgarnie kasę i zniknie za zawsze. Słowa dotrzymał. Zadzwonił tylko raz, żeby zapytać, jak się czuję i czy wszystko jest w porządku. Powiedziałam mu, żeby już nigdy więcej tego nie robił. Zuzia ma dzisiaj roczek. Jest cudowna, uwielbiam ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Pomagają mi rodzice, mam nianię.
Moja rodzina i znajomi nigdy nie dowiedzieli się, w jaki sposób poczęta została moja córeczka. I ona też nigdy się nie dowie. Wszyscy myślą, że to był romans i wpadka. I niech tak zostanie. A ja jestem szczęśliwą mamą. Wiele dzieci wychowuje się w niepełnych rodzinach i wyrastają na mądrych ludzi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze