Jadę na debecie
PAULINA MAJEWSKA • dawno temuPraca i brak czasu dla najbliższych. To rzeczywistość większości z nas. Chcemy żyć spokojnie i wygodnie. Tylko jak to osiągnąć? Kiedy zdobędziemy już upragnioną posadę, a na nasze konto co miesiąc wpływa określona kwota, winniśmy być zadowoleni. Ale, jak brzmi znane przysłowie, w miarę jedzenia, apetyt rośnie. Chcemy mieć wyższą pensję i lepszą umowę. A kiedy już to osiągniemy, wciąż nam mało, więc robimy debet. Ale czy to dobrze?
Praca i brak czasu dla najbliższych. To rzeczywistość większości z nas. Chcemy żyć spokojnie i wygodnie. Tylko jak to osiągnąć? Kiedy zdobędziemy już upragnioną posadę, a na nasze konto co miesiąc wpływa określona kwota, winniśmy być zadowoleni. Ale, jak brzmi znane przysłowie, w miarę jedzenia, apetyt rośnie. Chcemy mieć wyższą pensję i lepszą umowę. A kiedy już to osiągniemy, wciąż nam mało, więc robimy debet. Ale czy to dobrze?
Aneta (37 lat, kosmetyczka z Żor):
— Prowadzę mały gabinet kosmetyczny, dorabiam w salonie koleżanki. Moje miesięczne dochody wahają się między kwotą 1400 a 1700 zł. Nie narzekam, ale mimo wszystko chciałabym zarabiać więcej. Na szczęście ktoś mądry wymyślił debet — lubię to słowo! Zdecydowanie lepiej brzmi, niż na przykład „ujemne saldo na koncie”. Niemal zawsze wypłacam więcej, niż w danym miesiącu zarobię. Siostra nabija się ze mnie, że nie potrafię liczyć, że wydaję przecież nie swoje pieniądze, tylko banku, że za miesiąc i tak będę musiała je oddać. Tak, to prawda, ale ja bank traktuję jak osobę, do której zwracam się w momencie, w którym potrzebuję więcej kasy. A zdarzają się miesiące, że mam masę klientów i debet likwiduje się sam. Nie rozumiem dlaczego nie miałabym z niego korzystać. Wolę to rozwiązanie, niż branie 10 tysięcy kredytu i płacenie rat. Poza tym nie potrzebuję aż takiej kwoty. Co złego w pożyczaniu małej sumy od banku? Naliczane odsetki są dla mnie nieodczuwalne, więc co jakiś czas jadę na debecie.
Marlena (29 lat, bibliotekarka z Tych):
— Często korzystam z debetu. Nie dlatego, że muszę, ale czasem pozwalam sobie na chwileczkę zapomnienia i wydaję, w rzeczywistości nie swoje pieniądze, na ciuchy i kosmetyki. To dopiero frajda!
W zeszłym roku dzięki debetowi sprawiłam niespodziankę mojemu mężowi. Kończył 30 lat i chciałam zorganizować mu małą imprezę — niespodziankę. Niestety moje zarobki pozostawiają wiele do życzenia, na rękę dostaję zaledwie 1600 zł. Wynajmujemy mieszkanie na jednym z tyskich osiedli, domek ładny, przytulny, świetnie wyposażony przez właściciela, ale cóż z tego skoro koszt najmu plus opłacenie wszystkich rachunków zabiera mi ponad pół pensji. Dzielimy się wydatkami z mężem, ja mam na głowie opłacenie mieszkania, wody, gazu i prądu, on telefony, zakupy, paliwo, ubrania itp. Nie mogłam mu w marcu powiedzieć, że nie mam pieniędzy na czynsz, bo wyszłoby na to, że za swój urodzinowy prezent zapłacił sam. Toteż opłaciłam wszystko jak zwykle i zaciągnęłam debet. Uważam, że to lepsze niż jakaś szybka pożyczka, która w gruncie rzeczy kosztuje nas 3 razy więcej. O kredycie też mowy nie było, bo pracowałam od stycznia, a bank wymagał zaświadczenia za ostatnie 3 miesiące. A przecież mąż nie mógł się dowiedzieć, że coś kombinuję. 600 zł debetu, genialna impreza, a potem… no cóż, jeden miesiąc zaciskania pasa! Wojtek do dziś nie wie, jak udało mi się to zorganizować i skąd miałam pieniądze. Fajna sprawa!
Mirka (31 lat, weterynarz z Katowic):
— Takie czasy — pensje marne, a potrzeby ogromne. Często korzystam z dobrodziejstwa, jakim jest możliwość zaciągnięcie debetu. Wszystkie „chwilówki” mają ogromne oprocentowanie, a człowiek czasami naprawdę potrzebuje tych kilku stówek więcej w miesiącu. Jak każdą pożyczkę i debet trzeba spłacić, ale nie bije on tak po kieszeni jak kredyty. Ja osobiście nie znam osoby, która co jakiś czas nie zaciąga takiego bankowego zobowiązania. Żadnych dokumentów, formalności, tłumaczenia, zgody współmałżonka, tylko ty, twoja karta i bankomat! Lubię proste rozwiązania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze