Mam 40 lat. I chcę mieć dzidziusia!
MARTA KOWALIK • dawno temuEgoizm czy dojrzała decyzja? Skazywanie dziecka na babcię zamiast mamy? Kaprys bogatych kobiet z dużych miast, które zrobiły karierę, a teraz zachciało im się pieluch? Coraz częściej rodzimy dzieci po czterdziestce. Czy to dobry wybór?
Taką potrzebę poczuła Ewa, właścicielka salonu kosmetycznego w Warszawie. Jest zamożna, po kilku związkach i w świetnej formie fizycznej. W zeszłym roku skończyła czterdzieści lat i po raz pierwszy poczuła, że chce mieć dziecko. W tym samym czasie poznała obecnego narzeczonego. Dlatego decyzja wydała się prosta i oczywista. Zajść w ciążę. Ale rodzina Ewy jest zdania, że to nieodpowiedzialność z jej strony. Kobieta opowiada:
— Moi rodzice już się przyzwyczaili, że mają wnuki tylko ze strony swojego syna, a mojego brata. Na mnie naciskali jakieś dziesięć lat temu, od kilku już był spokój. Ale mimo to, myślałam, że będą się cieszyć. Gdzie tam! Od dwóch miesięcy, od kiedy im powiedziałam, że jestem w ciąży, jęczą, że jestem za stara i że pewnie „urodzę dałna”. Tak mówią. Świetne wsparcie, nie?
Z dzieckiem wszystko w porządku, ja dobrze się czuję i mogę nadal pracować.
Ale to ich nie przekonuje. Brat ze szwagierką tak samo: że o dzieciach to trzeba było wcześniej myśleć, że będę jak babcia z wózkiem wyglądać. Oni wpadli na pierwszym roku studiów, więc to było rzeczywiście bardziej odpowiedzialne, nie ma co. Rodzice ich utrzymywali, a szwagierka do tej pory nie pracuje. Do mnie za to wszyscy mają pretensje, jakbym im jakąś osobistą przykrość tą ciążą zrobiła. Tylko narzeczony mnie wspiera. Wiem, że jak coś będzie nie tak: dziecko będzie słabe, chorowite itd., to wszyscy zwalą to na mnie. A przecież nawet młode dziewczyny mają czasem kłopoty z ciążą i rodzą chore dzieci.
Po czterdziestce jest też Barbara, nauczycielka. Kilka la temu otrzymała diagnozę: niepłodność. Ciężko to z mężem przeżyli, ale przywykli do myśli, że dziecka nie będzie. Nie zabezpieczali się więc, bo i po co? No i teraz Barbara jest w siódmym miesiącu. Mówi:
— Bardzo się ucieszyłam, choć na początku byłam w szoku. Mam 42 lata, więc ciąża od początku była traktowana jako zagrożona. Leżę, nie ruszam się i modlę. Reakcje otoczenia? Różne. Jedni gratulowali, inni pytali czy nie za późno, jeszcze inni głupio się uśmiechali. Sąsiadka powiedziała, żeby specjalnie się nie cieszyć, bo w tym wieku większość ciąż obumiera. No, ale to idiotka, więc takie słowa mnie nie zdziwiły. Najbardziej zdenerwowała mnie dyrektorka mojej szkoły, która powiedziała, że ją zawiodłam. Do tej pory nie miałam prawie żadnego życia rodzinnego, bo i skąd? Nie brałam zwolnień, opieki itd. Zawsze byłam do dyspozycji, jeździłam na wycieczki, prowadziłam kółka, po prostu idealny pracownik. A teraz leżę już kilka miesięcy, więc dezorganizuję życie szkoły. Powiedziała, że nie spodziewała się tego po mnie i że niszczę proces edukacyjny setek uczniów dla swojego kaprysu. Czyli moje dziecko jest kaprysem. Żadnej z koleżanek, które rodziły młodo, takiego tekstu by nie rzuciła.
Żeby było śmiesznie, moja siostrzenica też jest w ciąży. Jej wszyscy gratulują, choć dziewczyna jest rok po maturze, nie studiuje i nie pracuje, a dziecko to chyba z nudów sobie zrobiła… Ale jest młoda, więc wszyscy zachwyceni. Ślicznie wygląda – to akurat prawda, ja za to wyglądam jak suchotnica z balonem przyczepionym do brzucha. Ale też potrzebuję wsparcia. Tym bardziej, że to nie była świadoma decyzja. Nie miałam czasu się przygotować. Bardzo się martwię, jak wszystko przebiegnie… No, nic. Najważniejsze, że my z mężem się cieszymy. Chcemy tego dziecka, to taki dar od Boga.
W innej sytuacji jest Agnieszka. Ma już dwoje dzieci, oboje w gimnazjum. Teraz dowiedziała się, że w wieku 41 lat zostanie matką po raz trzeci. Przyznaje, że z mężem wpadli jak nastolatkowie:
— Typowa pęknięta gumka. Ale miałam już – tak myślałam – początkowe objawy menopauzy, bardziej skąpe miesiączki itd., więc pomyślałam, że bez przesady, dziecka przecież z tego nie będzie. A tu szok. Teraz jest szósty miesiąc, będzie synek. Nie cieszyliśmy się wcale, ale aborcja nie wchodzi w grę, mąż i ja nie jesteśmy może jakimiś bardzo wierzącymi katolikami, jednak dziecka nie zabijemy.
Różnych reakcji się spodziewałam, ale nie tego, że córka obwieści, że wstyd jej przyniosłam. I że koleżanki będą się śmiać z niej. Piętnaście lat, a głupia jak przedszkolak. Syn nic nie mówi, ale to chyba dlatego, że za bardzo nie wyobraża sobie tej nowej sytuacji. Wsparcia w otoczeniu nie mamy, większość osób uważa, że jesteśmy nieodpowiedzialni. Aborcja za to byłaby odpowiedzialna? Denerwują mnie te głupie komentarze. Mamy warunki materialne, stabilną sytuację. Damy przecież radę. A im dłużej o tym myślę, tym bardziej chcę tego dziecka. Ot, z czystej przekory. Urodzę synka, wychowam i będę jeszcze jego wnuki niańczyć!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze