Jak go poderwać?
CEGŁA • dawno temuByłam w sobotę w nowo otwartym klubie i pomogłam pewnym miłym ludziom w pracy:). Rozkręciłam imprezę. Jeden z didżejów mi się spodobał - głos, spojrzenie, nawet ciuchy. No i uśmiech, kilkanaście razy w moją stronę też. Coś zaczęło iskrzyć. Serducho mi zadygotało, kiedy skończyli grać nad ranem. Niestety happy endu zabrakło. Co robić?
Kochana Cegło!
Byłam w sobotę w nowo otwartym klubie i pomogłam pewnym miłym ludziom w pracy:).
Było tam na osobnej salce dwóch świetnych kolesiów od muzyki, puszczali polskie lata 80. ze starych singli Tonpressu i szaleli z laserami. Niestety, towarzystwo było jakieś takie świeżo wykąpane i nikt tam do nich nawet nie zajrzał, nie wspominając o tańcu. Wszyscy siedzieli na kanapach z odchylonym paluszkiem jak na obrazie.
Było mi szkoda chłopaków, co nie znaczy, że byli jakąś porażką w konkursie talentów – byli świetni! Nie robię nic z litości, dlatego właśnie coś musiałam zrobić. Poszłam do baru, poprosiłam, żeby było lepiej słychać w reszcie knajpy, były tam też takie westernowe drzwi na sprężynkach, to żeby je otworzyć i zablokować. Potem wzięłam swoje cztery koleżanki i poszłyśmy tańczyć. Trochę pokrzyczałyśmy, prawdę mówiąc była to taka dosyć chamska klaka, powiedziałaby moja babcia, ale co tam. Chłopaki najpierw były skupione, jakby nas nie zauważali, tylko żyli muzyką, he he he. Ale potem wreszcie zauważyli. Coś zaczęło iskrzyć w tym pomieszczeniu, inni ludzie wtykali nosy, potem wchodzili całością ciała, a te ciała wprawiali powoli w ruch. Po 40 minutach zrobiłyśmy chłopakom full parkiet.
Tu mogłabym zacząć od początku drugi raz. Jeden z dżejów ma ksywę Winyl (czyli Kubuś Puchatek, na pewno wszystko jasne:)). Jaka szkoda, że nie np. Singiel… Chyba trochę za mocno się na nim zawiesiłam. To znaczy, wyraźnie z dziewczynami pokazałyśmy, że lubimy ich muzę i nie było tam żadnego pokazywania tańca brzucha, tylko świetna zabawa do 4. rano. Koleś jednak spodobał mi się niesamowicie – głos, spojrzenie, nawet ciuchy, które czasem na scenie grają do muzyki i robią show. No i uśmiech, kilkanaście razy w moją stronę też.
Serducho mi zadygotało, kiedy skończyli nad ranem i Winyl szepnął coś koledze, po czym wybiegł z klubu jak oparzony. Pociąg ma za 2 minuty czy co – pomyślałam zła. Wszyscy ludzie czekali na parkiecie, brali od drugiego kolegi namiary, chyba każdy nagle zachciał zatrudnić ich na swoich urodzinach:). Winyl wrócił po kilku minutach, nie wiem, jak to zrobił – miał 5 słoneczników wzrostu człowieka, podszedł do mnie i wręczył mi je z dworskim przydygiem. Dziękuję mojej najlepszej menago – zawołał, a część osób się roześmiała i biła brawo. Było PRAWIE jak w filmie. Nie trzeba było z bliska patrzeć mu w oczy, bo tak z daleka i przez lasery to jeszcze mogłam się pomylić, nie? A tak tylko nabrałam pewności i narobiłam sobie kłopotu. Happy endu zabrakło.
Chłopcy występują w klubie we wtorki i soboty, jest nawet byle jaka papierowa wywieszka na oknie, którą ja bym zaprojektowała i zrobiła całkiem inaczej… Winyl nie poprosił mnie o numer, nie spytał nawet o imię, a ja wstydziłam się podejść jak wszyscy, niby po namiary do celów zawodowych. Zwinął z kolegą sprzęt i wyszli, spakowali się do jakiegoś papuziego rzęcha, pojechali. Jasne, mogę tam przychodzić dwa razy w tygodniu, pić wodę i gapić się jak cielę – może załapie. Albo spytać w barze, co to za jeden, czy ma dziewczynę i jaki jest do niego telefon, na pewno załoga będzie miała ubaw. Tylko że ja wcale nie muszę go obchodzić, wdzięczność czy przelotna sympatia niczego nie gwarantują.
Mam mały pokój, teraz świeci mi w nim pięć ogromnych słońc… Jestem podekscytowana i w tym samym czasie czuję się jak kretynka, która zbaraniała, kiedy facet podszedł do niej na bliżej niż pół metra. Co robić?
Maria Maniana
***
Kochana Maniu!
Żeby był happy end, to najpierw musi być początek a potem środek, coś się musi, kolokwialnie powiem, „zadziać”. U Was był dopiero początek, i to bardzo fajny – taki i nowoczesny, i romantyczny, w dobrych proporcjach. Była słuszna akcja i prawidłowa reakcja. Czegóż chcieć więcej pod nocnym ostrzałem laserów?
Nie bardzo rozumiem, w czym tkwi Twój największy problem. Nieśmiała i zamknięta w sobie raczej nie jesteś:). Czy w grę wchodzi duża odległość do klubu, trudny dojazd, czas, finanse? Tym się nie martw, bo nawet gdybyś mieszkała po sąsiedzku, raczej nie dałabyś rady spędzać tam dwóch nocy tygodniowo, chyba że nie masz żadnych innych zajęć ani obowiązków… Zresztą, na klubowej dyskotece nie ściągniesz Winyla ze sceny, by rozwinąć znajomość w upragnionym kierunku – sama napisałaś, że on tam przychodzi do pracy.
Musi być inny, w miarę prosty sposób. Nie ma sensu rezygnować i bać się ośmieszenia – numer z kwiatami zdobytymi w nocy nie dowodzi może miłości od pierwszego wejrzenia, ale jest mocny, pomysłowy i spontaniczny, robi wrażenie. I Twoje zachowanie na pewno zrobiło wrażenie na Winylu. Dlatego zakładam, że było to jednak coś więcej niż zwyczajny gest wdzięczności za rozkręcenie imprezy.
Czemu nie zagadał, nie poprosił o telefon… Odwieczne pytania… Może był strasznie zmęczony i oszołomiony nagłym sukcesem? Może wydałaś mu się onieśmielająco i niebotycznie cudowna, nieosiągalna po prostu? A może faktycznie ma dziewczynę – lub chłopaka? Nie robiąc nic, nie znajdziesz odpowiedzi.
Moja rada: znajdź klub w Internecie, napisz albo zadzwoń. Pochwal sobotnią noc i didżejów, podpytaj, czy są debiutantami i gdzie można ich znaleźć. Chwaląc imprezę i nowe miejsce, na 99 procent zyskasz przychylność i chęć pomocy, a przy tej okazji może jeszcze podbijesz im wynagrodzenie:). Niezależnie, wrzuć ich pseuda do sieci, zobacz, co wyskoczy…
Jeśli nie znajdziesz żadnej nitki do kłębka, następnym razem odwiedź klub w tygodniu, zamiast w sobotę – powinno być bardziej kameralnie. Nie zabieraj tłumu przyjaciółek, bo w pożądanej sytuacji mogą działać odstraszająco. Zjaw się na jakiś czas przed występem Winyla, usiądź strategicznie, by wchodząc do sali dyskotekowej, musiał Cię minąć. Dość oczywistym, ale nie kompromitującym zabiegiem byłoby wzięcie ze sobą JEDNEGO małego słonecznika, jako symbolu i znaku rozpoznawczego. Masz zdolności plastyczne? Przynieś projekt małego plakaciku.
Reszta jest milczeniem. Zauważy, zareaguje, podejdzie – super, chyba nie zdezerterujesz i dasz radę chwilkę porozmawiać? Nie zauważy – trudno, wstaw kwiat do wody i ruszaj na parkiet, żeby się przypomnieć. A w przerwie „dla orkiestry” możesz zwyczajnie podejść, podziękować za muzykę, popytać o to, co chłopaki robią. Pokazać plakat. Bez napinki. Maniana:).
Niech znajomość sobie płynie. Nie siedź tym razem do rana, wyjdź po dwóch godzinach, z telefonem lub bez. Ale – jestem dobrej myśli!
Pozdrawiam Cię mocno.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze