Mój chłopak wstydzi się rodziców
CEGŁA • dawno temuLudzie narzekają często na rodziców i ich gderania, dobre rady, ale nie zauważyłam problemu ukrywania, kto jest kim, wstydu z powodu pracy, wykształcenia czy statusu majątkowego rodziców. Tak mi się wydawało, aż mnie olśniło. Mój chłopak wstydzi się rodziców.
Droga Cegło!
Przelatując przez pokój mamy, usłyszałam w telewizji jakiś głupi reportaż fabularyzowany. Była tam dziewczyna, która wstydziła się swoich rodziców przed kolegami z klasy – niby dlatego, że pracują w supermarkecie czy coś w tym stylu. „Co za durnota” – pomyślałam i pobiegłam do swoich spraw.
Nie znam nikogo, jak żyję 20 lat, kto by miał taką schizę. Ludzie owszem narzekają często na rodziców i ich gderania, dobre rady, ale nie zauważyłam problemu ukrywania, kto jest kim. A może znam – olśniło mnie tego samego wieczora, kiedy jechałam spotkać się z kumpelą. Mój chłopak pochodzi z Suwałk, gdzie, jak słyszałam, jest najbiedniejszy rejon Polski. On rzeczywiście nie ma żadnej kasy od rodziców, na wszystko zarabia sam, zarzyna się, studiując, pracując, wynajmując, zwłaszcza, że nie jest superzdrowy. Faktem jest jednak, że tego nie komentuje. O rodzinie nie słyszałam za wiele, w tę czy we w tę, fajni są czy nie. Odnoszę wrażenie, że jest tam zero kontaktu, w każdym razie zero wyjazdów do domu na weekendy po smakołyki:).
Tylko raz się wywnętrzył, dawno temu, kiedy ledwo go poznałam i wylądował w szpitalu. Lekko utyka, ma jakieś śrubki w kolanie i coś mu się nagle pogorszyło – noga spuchła, prawie nie mógł chodzić. Miał wtedy taki jednorazowy wybuch, z którego zrozumiałam, że przez fałszywą dumę „pewnych osób” prawie złamał sobie nie tylko nogę, ale i całe życie. Odgrażał się też, że jak kiedyś zarobi forsę, to sobie tę nogę każe złamać raz jeszcze, zoperuje się w najlepszej klinice sportowej i nie będzie wreszcie kaleką.
Kumpela (przyjaciółka) kilka razy podpytywała mnie o jego sprawy, normalna rzecz. W szerszym gronie sama go czasem gniotła, chcąc wyciągnąć coś z niego na temat domu, rodziców, rodzeństwa… Jakby gadała do obrazu. On nigdy nie rozmawia o bliskich. Dla mnie nie ma znaczenia, czy kopią rowy, czy są milionerami. Po zastanowieniu przyznaję, że wolałabym to wiedzieć, może poznać ich kiedyś… Na razie nie jest to problem, jesteśmy razem niewiele ponad rok i nie marzę o rodzinnych obiadkach, tym bardziej przy takiej odległości.
Pamiętam, że jak wtedy wyszedł ze szpitala i zawiozłam go na stancję, pierwszy raz byłam u niego w pokoju. Na komodzie miał kilka swoich szkolnych zdjęć na biegówkach, z czego wniosek, że był to jego ukochany sport. I wtedy jeden jedyny raz zapytałam, co z tą nogą i czemu tak się wściekł. Powiedział kilka zdań. Że trener doradzał operację zespolenia w jakimś ośrodku, ale miało to kosztować bajońską sumę. Na tę operację chcieli się złożyć rodzice chrzestni i jeszcze jakaś ciocia z Niemiec, ale rodzice się nie zgodzili, bo nie przyjmują jałmużny. A on nie miał skończonych 16 lat i podobno nie mógł sam zadecydować. W nodze coś sknocili i musiał pożegnać się ze sportem.
Piszę, że spytałam jeden jedyny raz, bo po tamtej rozmowie on bardzo długo do mnie nie dzwonił i już myślałam, że między nami nic nie będzie. Niby powiedział coś z własnej woli, a potem pożałował tej szczerości i jeszcze się na mnie obraził. Ostatecznie zostaliśmy parą, ale się nauczyłam o nic nie pytać i nie narażać siebie i jego na stres. Czyli – jakaś zadra jest i to głęboka.
Bywa, że jest mi przykro, tak niewiele o nim wiem – tylko tyle, ile wynikło z naszej rocznej znajomości. To fajny, uczciwy facet, bardzo zacięty na życie. Nie jest leniem ani beksą, nie załamuje się byle czym, umie działać. Wiem, że można na nim bezgranicznie polegać i to jest dla mnie ważne. Czasami wolałabym, żeby nie był taki mrukliwy i poważny, ma takie swoje fazy, kiedy pogrąża się w sobie i najlepiej zostawić go w spokoju, aż sam wróci do rzeczywistości. Tak robię, bo nie chcę go stracić.
K-Rolka
***
Droga Karolino!
Tylko tyle i aż tyle – o tym przede wszystkim pamiętaj, gdy nachodzą Cię wątpliwości. Wiesz o swoim chłopaku wszystko, co najważniejsze i co sprawia, że zaczynamy kogoś kochać. Owszem, patrząc z zewnątrz, można odnieść wrażenie, że łatwiej się żyje – zwłaszcza w sensie towarzyskim – z osobą wesołą, otwartą, rozmowną i tak dalej. I łatwiej takiego kogoś polubić bez wysiłku. Relacje zewnętrzne są jednak mniej istotne niż sam związek, a w nim nadmiar ekshibicjonizmu i wesołkowatości też może męczyć. Zresztą, po co Ci to mówię? Sama wiesz najlepiej. Gdybyś chciała, poszukałabyś sobie lwa salonowego, o którym można poplotkować z koleżankami. Widocznie szukasz głębiej. I znalazłaś szczęśliwie.
Nie wyrzucaj sobie raz czy dwa razy zadanych pytań. Nie byłaś ciekawska, tylko zmartwiona. Dowiedziałaś się tyle, że Twój chłopak pociechy nie szuka. I dobrze robisz moim zdaniem, że to respektujesz. Dostałaś kilka klocków, które nietrudno złożyć w całość. Jest traumatyczna strata, są żale i pretensje, konflikt, izolacja. Jest też ogromna duma, którą, chcąc nie chcąc, odziedziczył po rodzicach właśnie.
W tym obszarze ewidentnie musi dojrzeć – do zrozumienia i wybaczenia, odnowienia więzi. Bardzo długie, czasami dożywotnie zrywanie stosunków z rodziną staje się z czasem patologią, która nie znajduje uzasadnienia w faktach, a wpływa negatywnie na życie tego, kto chowa urazę, naraża go na powielanie błędów i niszczenie wszelkich bliskich relacji w przyszłości. Żeby jednak rozstrzygnąć, z czym konkretnie masz do czynienia w tym wypadku i czy możesz delikatnie interweniować, potrzebujesz trochę cierpliwości i czasu. Na razie nie wiesz bowiem, czy smutne przerwanie kariery sportowej nie jest wierzchołkiem góry lodowej. Nie wiesz, czy niechęć Twojego chłopaka do rodziców wynika jedynie z tamtej ich decyzji o nieprzyjęciu pieniędzy na leczenie. Teoretycznie nadrzędną sprawą winno być oczywiście dobro dziecka, ale nie znasz również genezy konfliktu pomiędzy członkami tamtej rodziny. Z tyloma niewiadomymi trudno wyskakiwać z poradami — to grozi kulą w płot.
Twój ukochany sam jest wciąż obrażonym, skrzywdzonym dzieckiem, ostatecznie od tamtej historii minęło zaledwie kilka lat. Jeśli zamiatasz to pod dywan i udajesz, że możesz spokojnie z tym żyć, a w gruncie rzeczy czujesz wielki dyskomfort, nie mogąc mu pomóc – podpowiadam: możesz, lecz nie wprost. Zamiast zadawać pytania, zacznij jak najwięcej mówić o sobie. Na pewno masz z tym mniejsze trudności niż on i przychodzi Ci to naturalnie, nie będzie więc to tani podstęp.
Staraj się rozmawiać z nim jak najwięcej o swoim życiu, marzeniach, o swoich wadach i zaletach, o relacjach z innymi – rodziną, przyjaciółmi. Nie ukrywaj żadnych emocji, niech dzielenie się nimi na bieżąco stanie się odruchem, bez oczekiwania na rewanż. Nawet jeśli początkowo będą to monologi bez odzewu, to z czasem pojawią się jakieś komentarze. Jeśli się kochacie, nie wierzę, by on zdołał ignorować Twoją szczerość jako uciążliwą paplaninę. Wierzę, że w końcu sprowokujesz go do uczestnictwa w Twoim wewnętrznym świecie, przyjmie to zaproszenie. Jeśli rzucisz hasło do budowania zaufania na każdej płaszczyźnie i dasz przykład – jest szansa, że on się odblokuje.
I na koniec: słusznie robisz, stawiając sobie granice własnych oczekiwań. Bo czy na pewno chcemy i musimy wiedzieć WSZYSTKO? Człowiek jest niezgłębioną studnią sekretów i ma prawo najintymniejszą część siebie zachować w ukryciu. A co ktoś uważa za najbardziej intymne, to już kwestia indywidualna. Moim zdaniem nie warto próbować zawłaszczać tej ostatniej płachetki tajemniczego ogrodu drugiej osoby, wydzierać jej go siłą.
Niektórzy uważają, że bezinteresowna miłość to czułostkowy wymysł, byt nieistniejący. Ale jedna z definicji takiej miłości mówi, że jesteśmy wdzięczni za to, co dostajemy, i nie żądamy więcej, niż partner potrafi dać. Wybór należy do nas.
Życzę Ci, by Wasz związek obrastał w to, co istotne – z poszanowaniem tego, co musi pozostać poza związkiem.
Pozdrawiam Was mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze