Rodzice chcą nawrócić mnie na wiarę!
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuMoi rodzice nigdy się mną nie interesowali, nie rozumieliśmy się. To prości ludzie o wąskich horyzontach i małej wyobraźni. Od dziesięciu lat mają świra na punkcie religii. Ja wybrałam inną drogę – odeszłam od Kościoła, czego oni nie zaakceptowali. Boli mnie, że interesuje ich tylko to, czy byliśmy w kościele, czy nasze dziecko umie się przeżegnać i czy zapisaliśmy je na religię. Reszta jest bez znaczenia.
Pani psycholog!
Z domu rodzinnego wyprowadziłam się, kiedy skończyłam 18 lat. To nie był przyjazny dom, więc zrobiłam to z ulgą. Skończyłam studia, sama na nie zarobiłam, sama się utrzymywałam. Spotkałam fajnego chłopaka, pobraliśmy się. Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem od ponad 5 lat. Kupiliśmy mały domek. Mamy dziecko.
Moi rodzice nigdy się mną szczególnie nie interesowali, nie rozumieliśmy się. Traktowali mnie trochę jak dziwadło – to prości ludzie o wąskich horyzontach i małej wyobraźni. Kocham ich i akceptuję takimi, jacy są, ale nie mogę znieść jednego, to jest wybiórczego wtrącania się w moje, nasze życie.
Moi rodzice od mniej więcej dziesięciu lat mają świra na punkcie religii. Kiedy byłam dzieckiem, nie byli szczególnie pobożni – rodzinne kłótnie i awantury pochłaniały zbyt wiele energii i czasu, hehe. Dziś Bóg z pewnością też nie jest dumny z głębi ich wiary i codziennego życia, ale mama i tata nadrabiają obecnością w kościele. Pierwszy piątek, majowe, nabożeństwo niedzielne… Oczywiście rozumiem, że to wyznacza tempo i cel ich życia, ale niech sobie darują nawracanie mnie! Bo ja wybrałam inną drogę – odeszłam od Kościoła, czego oni nigdy nie zaakceptowali. Uważam, że dowód chrześcijaństwa daję na co dzień, starając się dobrze żyć. Nie rozumieją tego. Dla mnie Kościół to sekciarstwo, które robi ludziom krzywdę w głowę, zbyt wiele usprawiedliwia.
Boli mnie, że moich rodziców interesuje tylko to, czy byliśmy w kościele, czy nasze dziecko umie się przeżegnać i czy zapisaliśmy je na religię. Reszta jest bez znaczenia. Czuję, że jeszcze chwila, a wygarnę im, co myślę. Co robić? Jak to przetrwać – zwłaszcza, że nie zapowiada się na żadną zmianę z ich strony.
Marta z Olsztyna
***
Joanna Borowczak — psychoterapeutka z ponad 15-letnim doświadczeniem. Certyfikowana w ramach terapii systemowej. Specjalizuje się w pomocy rodzicom w problemach z dziećmi i terapii małżeńskiej. Pracuje z osobami dorosłymi, starając się znaleźć w nich maksymalnie dużo zasobów, dzięki którym poradzą sobie w trudnych dla siebie sytuacjach. Prowadzi własną praktykę w założonym przez siebie Ośrodku Psychoterapii i Treningu psychologicznego KONTAKT (joannaborowczak). Prywatnie mama ruchliwego 5-latka i samodzielnej już 25-latki. Uwielbia wiosnę i słońce, namiętnie układa puzzle.
Pani Marto,
Pisze Pani o swoich trudnych relacjach z rodzicami, a także różnicach w kwestiach światopoglądowych. Przedstawia Pani swoich rodziców jako „prostych ludzi o wąskich horyzontach i małej wyobraźni”. Ludzi, dla których jedną z podstawowych wartości jest wiara, rozumiana w charakterystyczny dla nich sposób — związana z chodzeniem do kościoła czy znaniem modlitw. Siebie stawia Pani niejako w opozycji – postawy rodziców nie znajdują u Pani aprobaty, wybrała Pani inny sposób życia. Pani dom nie był przyjazny, nie żyje Pani według szablonu wyniesionego z domu rodzinnego. Jak się domyślam nie mogliście/nie możecie znaleźć płaszczyzny porozumienia.
Wydaje się, że dla Pani męcząca jest pewna – jak Pani to odbiera — niekonsekwencja ze strony rodziców, to jest interesowanie się Waszym życiem wybiórczo. Zastanawiam się, czy bardziej Panią męczy ich aktywność w temacie religijności czy jej brak w innych sferach Waszego życia. W tym kontekście proszę pamiętać, że każda ze stron ma inne potrzeby i standardy relacji, stąd łatwo o nieporozumienia.
Pani dyskomfort zapewne przybrał na sile w momencie, kiedy kilka lat temu Pani Rodzice się zmienili, nawrócili. I dzisiaj nawracają Panią, męża oraz Wasze dziecko. Mechanizm tego działania jest prosty: jeśli dla człowieka coś jest bardzo ważne, będzie tego szukał w innych, nawracał ich czy próbował wymusić na nich zmianę. W swoim wyobrażeniu Rodzice chcą dla Pani jak najlepiej, chcą nawrócić na dobrą katolicką drogę, prawdopodobnie w ich środowisku — jedyną akceptowalną. Jednocześnie nie rozumiejąc i nie akceptując Pani życia, wyborów, poglądów, tak jak Pani nie do końca rozumie ich postrzeganie. Proszę jednak pamiętać, że to ich sposób widzenia – Pani nie musi ani go rozumieć, ani się do niego odnosić. W przypadku rodziców działa to dokładnie tak samo, dlatego dochodzi do zderzenia dwóch “wizji” wiary: według Pani religijność rodziców jest płytka, dla Pani ważniejsze są czyny – “Uważam, że dowód chrześcijaństwa daję na co dzień, starając się dobrze żyć”.
Jeszcze inną kwestią może być odczuwany przez Panią brak akceptacji i zrozumienia ze strony rodziców, uznania Pani samodzielności i niezależności – bo tak może Pani odczuwać ich działania. Najważniejsze, że jest Pani szczęśliwa i spełniona, pewna i świadoma siebie, a życie jest dla Pani satysfakcjonujące. Stworzyliście z mężem nową rodzinę, nową wartość – i to powinno być dla Pani źródłem siły i radości.
Cóż mogę Pani poradzić? Nie wiem, czy warto „wygarniać” im, co Pani myśli. Zachęcam jednak do zadbania o siebie. Ciągłego mówienia/przypominania Rodzicom, że Pani rozumie ich niepokój, ale wybrała Pani inną drogę i nie będzie jej zmieniać. Może warto też powiedzieć głośno, że temat wiary jest konfliktogenny i umówić się na nie poruszanie go? Przewiduje Pani, że Rodziców nic nie zmieni, wiec zachęcam do zmiany własnego patrzenia na nich i jasnego stawiania granic w relacjach z nimi i ich wiarą.
Pozdrawiam.
Joanna Borowczak
kontak do psycholog: joannaborowczak
Masz problem, wyślij do nas list z pytaniem do psychologa zofia.bogucka@kafeteria.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze