Mali obrońcy swoich rodziców
MAJA LENARTOWICZ • dawno temuJedną z większych krzywd, jakie dorośli mogą wyrządzić dziecku, jest obarczanie go odpowiedzialnością za ich – rodziców – życie.
Aneta do niedawna potrafiła znaleźć tysiąc i jedną wymówkę, aby wytłumaczyć przed samą sobą zachowanie swoich rodziców. Dziś uczestniczy w terapii i nie znajduje wyjaśnienia tego, jak para starszych już osób może osaczać własną córkę. — Kiedyś z łatwością przychodziło im manipulowanie mną. Mój obraz rodziców był taki: biedni, mało obrotni ludzie, którym w życiu średnio się powiodło, bo nie umieli kombinować i oszukiwać na każdym kroku. Osamotnieni, bo nikt spośród ich znajomych nie umiał docenić ich dobroci i uczciwości. Na samą myśl o nich robiło mi się łzawo i ciepło na sercu. Teraz widzę to wszystko inaczej – mówi kobieta.
Córeczko, broń mnie!
Aneta i jej młodszy brat Marek pamiętają z dzieciństwa sceny, których nietypowość odkryli dopiero, gdy byli już dorośli. Pewnego razu byli w domu we trójkę z mamą, kiedy na ich podwórze wtoczył się pijany, brudny mężczyzna. Bez cienia wahania zasiadł przy ogrodowym stoliku, wyciągnął zza pazuchy butelkę wódki i krzykiem zaczął żądać szklanki. Machał i wygrażał w kierunku okna, w którym stała Aneta z bratem i mamą. — Mama zamiast wezwać policję, wyjść i wyrzucić tego pijaka za płot, albo krzykiem zaalarmować najbliższych sąsiadów, po prostu powiedziała, że mamy z Markiem iść i dać mu szklankę, bo inaczej się nie odczepi. Wtedy wydało mi się to normalne. Czułam, że mama jest zdenerwowana i boi się tego włóczęgi. A moim zadaniem jest mamę ratować i dzielnie wyjść, żeby razem z Markiem przegonić pijaka. Miałam wtedy siedem lat, brat cztery. Dziś nie mogę uwierzyć, jak moja matka mogła wysyłać zupełnie małe dzieci, żeby broniły ją przed pijanym agresorem. A jednak to zrobiła. Na szczęście facet sam zrezygnował i poszedł sobie z naszego podwórka – z trudem hamuje łzy Aneta.
Odwrócenie sytuacji
Tamto zachowanie matki to dla niej symbol odwrócenia właściwej sytuacji, w której to rodzice chronią i opiekują się dziećmi. W późniejszych latach nieraz okazywało się, że innych życiowych zadań dla córki, niż zajmowanie się nimi, nie przewidzieli. — Ojciec powiedział, że po miejscowym liceum pójdę uczyć się do studium w pobliskim większym mieście. Zaprotestowałam, chciałam jechać do dużego uniwersyteckiego miasta. Ojciec na to, że on by się na moim miejscu bał. To duże miasto, dziewczynę może tam spotkać krzywda. A moje umiejętności nie są znowu tak duże, żebym sobie dała radę na uczelni. To podziałało.
Wylądowałam w studium, do którego dojeżdżałam, mieszkając u rodziców – opowiada kobieta. Poza tym matka i ojciec oczekiwali od niej jedynie zaangażowania w domowe życie. Miała oglądać z nimi wieczorne seriale, pomagać w kuchni, w niedzielę jeździć na niedalekie wycieczki. I mieszkać nadal w swoim dziecięcym pokoju. — Z tymi serialami to też jest dobry przykład – wspomina Aneta. — W podstawówce miałam wiecznie nieodrobione lekcje. Kiedy tylko zasiadłam do nauki, zaraz do pokoju wsuwał głowę tata, pytając co robię, przecież oni oglądają film, a ja co, nie zamierzam? Więc posłusznie szłam dotrzymywać im towarzystwa, a nazajutrz odpisywałam zadania domowe na kolanie w szkolnej toalecie.
Jej brat dostał w domu niewypowiedziane na głos zezwolenie na więcej luzu. Dlatego miał mniejszy problem z tym, żeby opuścić rodziców i wyjechać na studia, potem zamieszkać oddzielnie. i założyć rodzinę. — Ale i tak, kiedy zjawia się w domu, rodzice ostentacyjnie rozmawiają z nim tylko o sobie i o swoich zajęciach. Jego życie, to co robi, z kim się związał, nie ma dla nich żadnego znaczenia. Nie muszę chyba mówić, że na ślubie Marka i Marty nie byli. Po co mieliby poznawać babę, która zabrała im synka? — z goryczą stwierdza Aneta. Ona sama zdobyła się na rozbrat z rodzicami, kiedy zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie nawiązać normalnej relacji z mężczyzną. Nie wie, jak rozpoznać, czy ktoś jest nią zainteresowany, próby zdobycia jej względów odbiera jako zagrożenie.
Naturalna dla niej sytuacja to taka, w której to ona zdobywa, opiekuje się i zabiega o partnera. Innej nie zna, rodzice pilnowali, żeby wokół nastoletniej Anety nie kręcili się żadni koledzy, czy adoratorzy. Jej kilka związków zakończyło się fiaskiem, mężczyźni albo mieli dość jej matkowania, albo chętnie z niego korzystali, jednocześnie traktując ją jak matkę właśnie – cierpliwą i zdolną wybaczyć największe świństwo. I jedni i drudzy nie byli mile widziani w domu rodziców, sami unikali bywania w nim. Nieudane życie uczuciowe skłoniło Anetę do rewolucyjnych zmian. Zaczęła ją od wyprowadzki i znalezienia dobrej terapeutki. — Rodzice są już emerytami i bardzo się nudzą. Dostaję na komórkę smsy od nich: znajdź nam jakieś zadanie, nie mamy co robić. Albo: musisz przyjść, kupiliśmy ci ten plecak, o którym marzyłaś. O plecaku owszem, marzyłam, jak miałam piętnaście lat – wzdycha Aneta.
Synek mamusi
Monika wychowuje dziewięcioletniego Patryka samotnie, z pomocą rodziców. Ojciec chłopca nie uchylał się ani od ślubu, ani od usynowienia dziecka. To ona po trwającym pół roku związku i zajściu w ciążę zerwała z nim wszelkie kontakty. Była wówczas po trzydziestce, dobrze sytuowana, jednak wciąż wolała mieszkać razem z rodzicami. Dziecko było zaplanowanym prezentem dla niej i dziadków. Do dziś pełni tę rolę. — To mały decyduje, o której babcia z dziadkiem wstaną i co będzie na obiad. Domownicy realizują wszelkie jego pomysły, jakby uczestniczyli w jakimś wielkim kinderbalu, na którym spełnia się marzenia małego solenizanta – ocenia znajoma rodziny. Patryk chodzi do pobliskiej szkoły pieszo. Kilka metrów za nim drepcze niedołężna babcia, dźwigając za wnukiem wyładowany plecak. Na uwagi znajomych przechodniów, że to on powinien nieść swój plecak, chłopiec wzrusza ramionami, mówiąc, że babcia sama chce, ona zaś skwapliwie to potwierdza.
Czy dziecko jest szczęśliwe? Nastawiona krytycznie koleżanka Moniki jest pewna, że nie. — Patryk co jakiś czas wybucha agresją, wyzywa matkę i dziadków słowami, których nie powstydziłby się Damien ze słynnego filmu „Omen”. Wydaje mi się, że on potrzebuje zasad, stawiania granic. Tymczasem Monika ukoronowała go na króla domowego życia. Dzieciak nie może decydować o być albo nie być dla siebie i trójki dorosłych. U nich tak rzeczywiście jest. Myślę, że ten mały cierpi, choć z pozoru jest rozpieszczany jak jakiś basza – mówi znajoma.
Monika zapewnia wszystkich wkoło, że jej syn jest nieznośny i że ona nie daje już sobie z nim rady. Jednocześnie te skargi wypowiada w tonie zachwytu i kokieteryjnej bezradności. — On już taki jest, wszystko musi być tak, jak on zarządził. To co biedna matka może zrobić, a tym bardziej stara babcia, czy dziadek? — śmieje się czterdziestolatka. Ostatnio Patryk zażyczył sobie, żeby mama nie poprawiała na nim ubrań w obecności innych ludzi. Monika ma bowiem zwyczaj prowadzić rozmowę i jednocześnie podciągać chłopcu spodnie, naciągać czapkę na uszy, albo wiązać na nowo szalik. Akurat w tej dziedzinie matka nie zamierza spełnić zachcianki syna i głośno informuje go przy świadkach, że zamierza go ubierać, rozbierać i poprawiać, dopóki będzie żyła. — Mały rewanżuje się jej stekiem wyzwisk. Przestałam u nich bywać, a już absolutnie ograniczyłam kontakty moich dzieci z Patrykiem, choć są w podobnym wieku. Nie wiem naprawdę, czym to się skończy – zastanawia się znajoma.
Maja Lenartowicz
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze