Rodzina mojego chłopaka nas wykorzystuje!
CEGŁA • dawno temuWydaje mi się, że dajemy się wykorzystywać. Gnieździmy się w pokoiku z kuchnią i jesteśmy dla nich drugim domem, dokarmiamy towarzystwo z własnych funduszy, a w zamian nie możemy oczekiwać nawet tygodniowych wakacji nad jeziorem, gdyż zawsze są jakieś przeszkody. Czy uważasz mnie za osobę interesowną, podejrzliwą, pozbawioną współczucia?
Kochana Cegło!
Mój chłopak Szymek jest bardzo dobrą, wrażliwą osobą. Śmiejemy się u nas w rodzinie, że to taki „nasz człowiek” - rybak, który nawet złotą rybkę wrzuci z powrotem do wody. Moi znajomi też bardzo Go lubią, On się nadaje prawie wyłącznie do kochania:), nie znam nikogo, kto by się Mu oparł (chodzi o sympatię).
Chcemy się pobrać, ale ja z tym zwlekam, mam mimo wszystko jakieś obrzydliwe marzenia, żebyśmy najpierw stanęli na nogi:). Jestem w sumie niezbyt praktyczna jak i Szymon, brakuje mi sprytu, nie zabiegam o dojścia i układy, żeby się w życiu na maksa nachapać – ale nie będę kłamać. Chcę, żeby na ślubie była cała rodzina i najukochańsi przyjaciele, na stole coś więcej niż smalec i ogórki, a sukienkę muszę mieć nową, własną, nie wypożyczoną. Nie wiem, ile czasu zajmie dorobienie się takiego „wypasionego” ślubu. Tymczasem mieszkamy sobie w mieszkaniu po mojej babci, które jest urocze, z ogródkiem, niestety bez centralnego ogrzewania, ale 30 metrów da się zawsze jakoś ocieplić.
Jest tylko jedna rzecz, która zagraża naszej idylli. Nawet zastanawiałam się, czy pisać o tym, czuję się obrzydliwie małostkowa i nielojalna, ale zapytałam Szymka i przyjął do wiadomości. Szymon ma kilka lat starszego brata, żonatego, dzieciatego. Pracuje dorywczo, żona siedzi w domu z dziećmi albo szuka pracy. Nie opływają w kasę, podobnie jak my. Niestety, bardzo często siedzą… u nas. Przynajmniej częściowo. A to podrzucają nam dzieci, a to wpadają wszyscy na kolację… Szymek jest 12 godzin poza domem. Ja studiuję i pracuję w domu, wychodzę rzadko. Zdaniem Tytusa i Ingi jestem widać idealną nianią:). Oczywiście dzieciaki uwielbiam, są słodkie i grzeczne, nie rozbisurmanione. Ale obciążenie jest, prawda? Miło by też było, gdyby czasem przynieśli coś do kolacji – chociażby chleb, picie, jakąś puszkę czy słodycze. Nigdy tego nie robią, bo nie mają kasy. Ale Tytus np. jeździ autem i tu mam żal, bo kiedy trzeba dzieci zawieźć do lekarza czy coś – jest oczekiwanie, że zrobię to ja, autobusem lub tramwajem. Najczęściej się zgadzam.
Druga rzecz – działka. To już kolejne lato, kiedy nie możemy dojść do porozumienia. Szymon i Tytus mają pod opieką działkę rodziców. Jest to maleńki, niezagospodarowany kawałek ziemi oddalony od nas ponad 200 km, dojechać można tylko samochodem. Ale jest tam uroczo, stoi stara studnia i stuletni przeszklony letni domek-altanka, blisko jeziorka, można rozstawić namioty i wypoczywać. Teoretyczny układ z grubsza jest taki, że jak Szymon ma kilka dni urlopu, to jedzie tam „pomagać” Tytusowi: malują parkan, naprawiają domek, grabią, budują pomost. W praktyce to Szymek pracuje. Tytusa albo nie ma, albo jest i popija piwko w hamaku, bo jest zmęczony życiem. Czasem zabiera tam Ingę z dziećmi. Ja również bardzo chciałabym pojechać, nawet pomóc w porządkowaniu działki, ale nigdy do tego nie doszło. Zawsze słyszałam, że w ich aucie nie ma miejsca dla tylu osób, a do tego my z Szymonem musielibyśmy zabrać psa, a Inga podobno jest uczulona. Jakoś nigdy nie zauważyłam tych problemów, gdy przesiadywała u nas w domu do późnej nocy.
Wydaje mi się, że dajemy się wykorzystywać. Gnieździmy się w pokoiku z kuchnią i jesteśmy dla nich drugim domem, dokarmiamy towarzystwo z własnych funduszy, a w zamian nie możemy oczekiwać nawet tygodniowych wakacji nad jeziorem, gdyż zawsze są jakieś przeszkody. Tylko Szymek tam jeździ jako darmowa siła robocza – i jeszcze twierdzi, że dobrze Mu to robi, bo ruch, świeże powietrze itp.
Wiem, że w życiu nie ma „coś za coś” i trzeba być wyrozumiałym, pomocnym, a nie wyciągać ręki po rewanż. Szymon tłumaczy mi, że obaj z bratem jadą na tym samym wózku, tylko Tytus ma jeszcze ciężej, bo musi zarabiać na dzieci… Ja nie do końca się z tym zgadzam i nie pasuje mi rola nic nie kapującej frajerki. Prosiłam Szymka, żeby z bratem pogadał od serca, postawił się troszeczkę… Zrobił wielkie oczy – jak ja mogę! I koniec rozmowy. Ale teraz obiecał mi, że jeśli ktoś obiektywny oceni to podobnie jak ja, to się zastanowi.
Cegło, czy uważasz mnie za osobę interesowną, podejrzliwą, pozbawioną współczucia? Napisz stuprocentowo szczerze. Mało jeszcze wiem o życiu, ale nie chcę siebie idealizować i żyć iluzjami o tym, jaka to niby jestem cudowna, uczynna i w ogóle.
Edyta
***
Kochana Edyto!
Pomiędzy uważaniem się za ideał a patrzeniem każdemu na ręce i zaglądaniem mu do portfela jest jeszcze wielka przestrzeń, pełna niuansów. Myślę, że jesteś cierpliwa, pełna zrozumienia dla cudzych problemów i mimo tego, co piszesz, nie wnikasz zbyt głęboko w ludzkie motywacje. Gdyby było inaczej, realizowałabyś konsekwentnie swój plan oszczędzania na uroczysty ślub i każdą złotówką oglądała przed wydaniem pod światło. Ty działasz spontanicznie – czasem się złościsz, czasem jesteś przemęczona, ale zawsze można na Ciebie liczyć. A plan się oddala…
Dla Szymona spolegliwość jest jeszcze bardziej naturalna, bo dotyczy jego najbliższej rodziny – On nawet nie czuje buntu. Myślę, że wynika to z tego, iż bracia na niewiele poza działką mogą ze strony rodziców liczyć. Mają tego świadomość i trzymają się razem, bardzo blisko. Układ taki pomiędzy braćmi mógł się zarysować jeszcze w dzieciństwie. Kto na tym traci, kto korzysta – bardzo trudny i mozolny rachunek. Głównie sumienia.
Być może faktycznie jest tak, że Tytusa stać na paliwo i ubezpieczenie, bo stołuje się u Was – trudno mi to rozstrzygnąć. Z drugiej strony, auto może być mu niezbędne do wykonywania tych dorywczych prac. Skoro dzieci są małe, jeden niezbyt zaradny człowiek żyje pod presją utrzymania 4 osób, bo na opiekunkę raczej ich nie stać. A stresy usprawiedliwiają piwko w hamaku i kółko się zamyka. Jeśli całą czwórką usiądziecie do stołu z ołówkiem w ręku i zaczniecie się rozliczać, może powstać poważny, długoterminowy konflikt. Nawet jeśli ktoś tu jest nieświadomym egoistą, lepiej uświadomić mu to w bardziej subtelny sposób.
Na Twoim miejscu nie wkraczałabym pomiędzy braci głębiej, niż jest to absolutnie konieczne. Pamiętaj, że nie możesz za bardzo naciskać na swoje prawa do używania działki, gdyż jest to nieruchomość rodzinna Szymona, a siłą rzeczy, nie jakąś pisaną zasadą, pierwszeństwo w korzystaniu z takiego dobra oddaje się tym, którzy mają dzieci. Poza tym, być może układ sił na wyjeździe byłby dla Ciebie jeszcze trudniejszy do zniesienia niż w mieście? Daj sobie spokój z tym tematem.
Twoje pole działania to mieszkanie, zajmowane przez Ciebie i Szymona. Jest, póki co, Twoją własnością – w przeciwieństwie do działki – i na tym terytorium masz prawo zaprowadzić (delikatnie, stopniowo, nie na zasadzie terapii szokowej) własne zasady. Argumentów masz mnóstwo i mocnych – nie śmierdzicie groszem, pracujesz w domu i potrzebujesz skupienia oraz samotności, natomiast nieliczne wolne chwile fajnie by było spędzać tylko z Szymonem i z psem. Przy Waszym trybie życia biesiadowanie do późnej nocy kilka razy w tygodniu jest po prostu niedopuszczalne i obniża Waszą życiową wydajność. Możesz porozmawiać z Szymkiem w ten sposób, wytłumaczyć Mu, czego Ci brakuje w Waszym związku poprzez ustawiczną obecność jego rodziny. Musisz robić większe zakupy, częściej gotować i sprzątać, zaniedbujesz własne i Wasze wspólne sprawy.
Zastanów się, na ile pomocy faktycznie Cię stać – tak, żeby nie cierpiało Twoje ego, Wasza prywatność ani dobre stosunki między braćmi – i tyle zadeklaruj. Dwa razy w tygodniu spacer z dzieciakami i psem plus jedna wspólna, składkowa (!) kolacja w weekend brzmi sensownie. Nie bój się otwartego postawienia sprawy. Czasem jest tak, że ludziom, którzy nas „wykorzystują”, trzeba po prostu grzecznie otworzyć oczy, ponieważ weszli w wygodne papucie i przestali zauważać, że mają własne, u siebie. Jeśli są rozsądni i prawdziwie zżyci, powinno się obejść bez urazy czy obrazy. Nadal będziecie sobie potrzebni, a decyzję o tym, ile czasu poświęcić na pomoc Tytusowi, Szymon musi i tak podjąć sam. Ty czuwaj jedynie nad tym, by pamiętał o proporcjach i o tym, że przede wszystkim to Ty go potrzebujesz….
Dodatkowym bonusem z rozwiązania tej sytuacji będzie twoje lepsze samopoczucie ze sobą. Jeśli pomagasz odruchowo, a zarazem masz żal do siebie i innych, popadasz w niepotrzebne zakłamanie. Życie w zgodzie ze sobą, przynajmniej na takim polu jak kontakty rodzinne, to luksus, który należy się każdemu.
Całuję Was serdecznie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze