Rzuciłam palenie
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuBył malutki, pielęgnowałaś go starannie, aż wyrósł i przejął kontrolę nad tobą, porwał w swoje szpony i trzyma. Myślisz o tym, żeby się uwolnić, ale jest silniejszy. Skoro sama zaprosiłaś nałóg palenia do swojego życia, to również tylko sama możesz się go pozbyć.
Ktokolwiek próbował rzucić palenie papierosów, ten wie, że nie jest to proste. Często, aby odpędzić od siebie wyrzuty sumienia, bagatelizuje się jego skutki albo nie dopuszcza do świadomości myśli, że ten przyjemny dymek wciągany w płuca powoli wyniszcza organizm. Tymczasem wiedza o szkodliwości palenia dociera do nas zewsząd, począwszy od ulotek w przychodni lekarskiej, przez media, a skończywszy na napisach na każdej paczce papierosów. Powodów do rzucenia palenia jest wiele. Zdrowotne, finansowe, a niedługo dojdą również prawne, bo zapewne zostanie wprowadzony zakaz palenia w miejscach publicznych. Wiele palących papierosy ludzi na całym świecie usiłuje lub usiłowało rzucić ten wyniszczający nałóg. Według badań firmy Synowate Healthcare opublikowanych w maju 2005 r. niemal dwie trzecie palaczy próbowało to zrobić co najmniej raz. Mnóstwo osób powraca do nałogu i znów myśli o tym, by się z nim rozstać. Palący próbują wielu sprawdzonych metod pożegnania się z papierosem. Skuteczna jest ta, która wyrwie cię ze szponów nałogu na zawsze.
Chęci, motywacja i brak stresu
Hania, 33 lata, nie pali od prawie czterech lat. Jak twierdzi, do ostatecznego rzucenia palenia potrzebne są trzy rzeczy:
- Po pierwsze: chęci. Po drugie: motywacja. Jeśli są chęci, a nie ma konkretnego powodu, żeby przestać palić, to trudno jest się zmusić do zaprzestania. Mnie zmobilizowała ciąża. Trzy lata temu urodziłam córkę i od czasu gdy dowiedziałam się, że ją w sobie noszę, nie palę. Wcześniej rzucałam palenie, ale miałam stresującą pracę i przy każdej poważniejszej sprawie, kiedy nie mogłam opanować nerwów, sięgałam po papierosa. Dlatego trzecią ważną rzeczą, która pomocna będzie w rozstaniu się z nałogiem, jest spokój.
Hania zaczęła palić na studiach, kiedy papieros był symbolem przynależności do studenckiej elity. Trzeba było palić, żeby w niej się znaleźć, żeby być popularnym i lubianym. Na początku paliła tylko na imprezach czy spotkaniach towarzyskich. Mimo że nie paliła zbyt wiele, szybko przyzwyczaiła się do papierosów. Po studiach trafiła do firmy spedycyjnej. Miała stresującą pracę i żeby odreagować, zaczęła częściej palić. Doszła do półtorej paczki dziennie. Po jakimś czasie zauważyła, że gorzej się czuje, że cera stała się szara, ma zadyszkę, kiedy biegnie do autobusu. Postanowiła rzucić palenie. Pierwszy raz, kiedy wspomagała się gumami nikotynowymi, nie udało się. Drugi, kiedy postanowiła skorzystać z hipnozy, uważa za całkiem bezsensowny. Tylko wydała niepotrzebnie pieniądze. Potem był trzeci raz i czwarty. Równie nieudane. Nawet ograniczenie liczby wypalanych papierosów jej nie wychodziło.
— Chciałam mieć dziecko. Wiedziałam, że płód będzie się gorzej rozwijał, jeśli będę paliła. Miałam skorzystać z kolejnej metody rzucania nałogu, ale odkładałam decyzję. I wtedy dowiedziałam się niespodziewanie, że jestem w ciąży. Odruchowo u lekarza wyjęłam nową paczkę i zaczęłam ją rozpakowywać. Lekarz powiedział tylko: jeśli pani chce urodzić zdrowe dziecko, to lepiej niech pani rzuci. Wyrzuciłam papierosy w gabinecie. Przez kolejne dni czułam się gorzej, miałam bóle głowy i nudności. Pierwsze dwa tygodnie bez papierosa były fatalne. Potem przez całą ciążę czułam się dobrze i urodziłam zdrową dziewczynkę – opowiada Hania.
Z papierosem od małego
Marta, 35 lat, pochodzi z rodziny, gdzie wszyscy palili — matka, ojciec i jej starszy brat.
- W domu zawsze było niebieskawo od dymu. Rodzice często przyjmowali też palących gości. Od małego oswajałam się z papierosami. Zaczęłam je podkradać rodzicom, gdy miałam piętnaście lat. Nim się obejrzałam, byłam już nałogową palaczką. Mojej rodziny to nawet nie zdziwiło. W wieku dwudziestu lat wypalałam już paczkę dziennie. Byłam zawsze pulchną dziewczyną, więc bałam się, że jeśli rzucę palenie, to utyję. Nie chciałam być nieatrakcyjna. Zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem. Pojawił się kaszel. Wtedy po raz pierwszy usiłowałam rzucić palenie. Wytrzymałam miesiąc bez papierosów. A po miesiącu okazało się, że nie mieszczę się w swoje ubrania. Utyłam 6 kilo. Byłam załamana i znów zaczęłam palić – mówi Marta.
Kolejny raz Marta podjęła próbę zerwania z nałogiem, gdy zakochała się poważnie w chłopaku. On nie palił i nie podobało mu się, że ona to robi.
— Kiedy mi powiedział, że nie chce mieć wrażenia, że całuje się z popielniczką, natychmiast to na mnie zadziałało. Aby nie przytyć, zapisałam się na aerobik i chodziłam na niego dwa razy w tygodniu. Na pierwszych zajęciach dostałam ataku kaszlu po rozgrzewce, aż trenerka spytała, czy nie wezwać karetki. Byłam kompletnie bez kondycji. Na kolejnych zajęciach było lepiej, bo dostawałam tylko zadyszki – wspomina.
Ta próba rzucenia nałogu zakończyła się sukcesem. Ale tylko na dwa lata. Wówczas chłopak Marty odszedł do innej, a ona, żeby się pocieszyć, wróciła do palenia.Definitywnie skończyła z papierosami pięć lat temu, kiedy jej tata zmarł na raka krtani. Wiedziała, że ojca wykończył nałóg. Nie chciała, żeby i ją to spotkało. Wspólnie z mamą postanowiły rzucić palenie. Wspierały się nawzajem, pomagały sobie. Wytrwały w swojej decyzji do dziś.
Otrzeźwienie wodą z kałuży
Agnieszka, 29 lat, nie pali od 8 miesięcy. Zaczęła palić jeszcze w liceum na przerwach między lekcjami. Szła z koleżankami do toalety i tam wyciągały papierosy:
— Kiedy dzisiaj pomyślę, że w dwóch ostatnich latach liceum tyle sterczałam w kiblu, paląc ukradkiem, to żal mi straconego czasu. Wydawało mi się wówczas, że mogę przestać, kiedy tylko zechcę. Racja: wydawało mi się. Bo szybko okazało się, że rozpoczynam i kończę dzień papierosem. Bywało, że zanim cokolwiek zjadłam, już wypalałam jednego albo dwa.
Próbowała tylko raz skończyć z nałogiem. Przed trzema laty poszła na akupunkturę. To pomogło na dwa, może trzy tygodnie i znów wróciła do wypalania półtorej paczki dziennie. Znajdowała mnóstwo wymówek, aby utwierdzić się w przekonaniu, że palenie jej nie szkodzi. A nawet jeśli tak, to przecież trzeba na coś umrzeć, więc czemu przynajmniej nie mieć z tego jakiejś przyjemności.
— Palenie zaczęło mi przeszkadzać, gdy dwa lata temu zmieniłam pracę. Było tam dużo osób niepalących. W budynku nie było palarni i trzeba było wychodzić na zewnątrz. Szefowa krzywo patrzyła na moje wychodzenie na papierosową przerwę. Zaczęłam więc wymykać się chyłkiem. Podobnie jak w szkole papieros znów miał posmak zakazanego owocu. Osiem miesięcy temu jak zwykle wykradłam się z pracy przed budynek. Był listopadowy, deszczowy dzień. Postanowiłam przy okazji przejść się, żeby kupić nową paczkę. Kiedy dochodziłam do ulicy, żeby przejść na drugą stronę, do kiosku, przejeżdżający samochód ochlapał mnie wodą z kałuży od stóp do głów. Mój nałóg mnie upokorzył w oczach widzących to osób. Otrzeźwiło mnie to. Nie kupiłam tej paczki. Wróciłam do pracy i poszłam do łazienki doprowadzić się do porządku – mówi.
Na początku Agnieszce było trudno opanować drżenie rąk i nerwowe poszukiwanie czegoś, czym mogłaby zająć ręce. Wkrótce jej to przeszło, razem z chęcią palenia. Dostrzegła zalety tej sytuacji:
— Zaczęłam czuć zapachy, lepiej rozpoznawać smaki. Nie mówiąc o tym, że mam więcej pieniędzy, które wydaję na nagrody dla siebie ze niepalenie. Po ośmiu miesiącach ciągle jeszcze odczuwam skutki mojego nałogu. Gdy się budzę, czuję w ustach niesmak i czasem pokasłuję. Mam nadzieję, że to kiedyś minie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze