Zostaniesz ojcem
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuWiadomość o ciąży może ucieszyć, uszczęśliwić, zdumieć, ale też przestraszyć i zasmucić. Większość kobiet nowinę o przyszłym dziecku przyjmuje z entuzjazmem, któremu towarzyszy lęk wynikający z nowej sytuacji. Z mężczyznami bywa różnie. To właśnie Jego reakcji boimy się najbardziej. W powiadomieniu przyszłego ojca o ciąży ważny jest element zaskoczenia. Wiedzą to bohaterki reportażu.
Wiadomość o ciąży może ucieszyć, uszczęśliwić, zdumieć, ale też przestraszyć i zasmucić. Większość kobiet nowinę o przyszłym dziecku przyjmuje z entuzjazmem, któremu towarzyszy lęk wynikający z nowej sytuacji. Z mężczyznami bywa różnie. To właśnie Jego reakcji na ciążę boimy się najbardziej. W powiadomieniu przyszłego ojca o cudzie natury, który właśnie się wydarzył, ważny jest element zaskoczenia. Wiedzą to bohaterki reportażu:
Ptasie gniazdko
Laura (30 lat, dziennikarka z Warszawy):
– Od dwóch miesięcy staraliśmy się o dziecko. Wreszcie się udało. Zrobiłam sobie test i nie czekając na wizytę u lekarza, postanowiłam podzielić się tą informacją z moim Robertem. Pomysł, jak to zrobić, przyszedł sam. Byłam bardzo zadowolona i jakby natchniona. Właśnie pisałam artykuł i wyglądałam przez okno. Zauważyłam, że ptaki budują gniazdo na pobliskim drzewie. Wróbel i wróblowa uwijały się jak w ukropie. Źdźbła trawy, patyczki i wirujący w powietrzu puch – nasiona topoli – wszystko nadaje się do budowy. Pod wpływem obserwacji tej zakochanej ptasiej pary uświadomiłam sobie, że ja też niedługo będę wić nasze gniazdko. Wtedy właśnie wymyśliłam, że ja także nazbieram puchu z topoli, zrobię gniazdko i przy kolacji, wręczając mu ten niecodzienny prezent, powiem mu o ciąży. Wyglądało to trochę dziwnie, gdy biegałam wokół bloku i zbierałam z trawnika nasiona topoli i szare pióra. Gniazdo kupiłam w kwiaciarni, wyjęłam z niego świątecznego kurczaka i wyłożyłam je puchem i piórami. Zapakowałam szczelnie w pudełko po pierścionku zaręczynowym i czekałam, aż Robert wróci z pracy. Jak mnie zobaczył i poczuł zapach leczo w kuchni (jego ulubione danie), od razu wiedział, że coś się święci. Nie domyślał się tylko co. Byłam blada, podenerwowana i ciekawa jego reakcji. Ignorowałam wszystkie jego pytania: „Kochanie, czy coś się stało?”. Zbywałam go długim: „Niiic!”. Nie wytrzymałam napięcia i tuż przed kolacją wręczyłam mu pudełko. Poznał, że to opakowanie po pierścionku. Pytał, czy to jakaś rocznica zaręczyn. Aż wreszcie otworzył. Nie od razu zrozumiał. Dopiero po chwili krzyknął: „Jesteś w ciąży? Udało się nam!”. Potem ja płakałam, a on całował moje łzy i śmiał się. Emocje opadły. Wcinaliśmy leczo i rozprawialiśmy wesoło o naszym przyszłym życiu.
Maleńkie buciki
Magda (22 lata, studentka z Ciechanowa):
– Nie byłam przygotowana na dziecko. Byliśmy ze sobą dwa lata, ale nie planowaliśmy jeszcze małżeństwa. Bałam się mu powiedzieć, bo obawiałam się jego reakcji. Trzymałam to w tajemnicy trzy miesiące. W końcu musiałam mu powiedzieć, przecież brzuch i tak by mnie zdradził. Kupiłam maleńkie, różowe buciki dla dziecka. Najmniejsze, jakie były. Różowe, bo czułam, że to będzie dziewczynka. Poszłam na umówioną randkę. Spacerowaliśmy w parku. Usiedliśmy na ławce i wtedy je wyjęłam. Spuściłam głowę, żeby nie widzieć jego miny, i milczałam. Nic nie mówił, więc spojrzałam na niego. Oczy szeroko otwarte, a twarz zmieniała kolory: raz blady, raz czerwony. Przytulił mnie i tak siedzieliśmy w milczeniu. Dopiero po 15 minutach wydusił z siebie: „Faceci nie noszą różowego”. Roześmiałam się i powiedziałam, że kupimy niebieskie.
Test ciążowy wysłany kurierem
Kamila (26 lat, sekretarka z Pruszkowa):
– Kurier! Czy sekretarka mogłaby wymyślić coś innego? Codziennie wysyłam coś kurierem do innych firm z całej Polski. Wiadomość o ciąży też wysłałam w ten sposób. Było to tak. Wstałam rano, zrobiłam test ciążowy, bo miesiączka spóźniała mi się już 10 dni. Patrzę i oczom nie wierzę. Ciąża. Byliśmy rok po ślubie – więc nic wielkiego, ale… jakoś nie umiałam mu powiedzieć prosto w oczy. Jestem pomysłowa, więc zabrałam test do pracy. Pokazałam koleżankom, opakowałam i wysłałam mu do firmy na jego nazwisko. Nie podpisałam od kogo. A niech się pomęczy, z którą to – śmiały się moje koleżanki. Bałam się, bo gdyby nie zareagował, mogłoby to znaczyć, że mnie zdradza. Po dwóch godzinach zadzwonił na komórkę: „Naprawdę! Jesteś w ciąży!”. Uff – pomyślałam, a gdyby tak zapytał: „Czy to Ty wysłałaś mi ten test ciążowy?”. Gdy tak zadawał mi pytania, słyszałam wokół niego gwar i gratulacje kolegów z pracy. Zakazał mi dzwonić do rodziców. Powiedział, że po pracy wsiadamy do auta i jedziemy do jednych i do drugich. Na koniec rozmowy powiedział mi, że jestem wariatką, bo wysłałam mu swoje siki! Cieszył się, a ja byłam dumna z mojej niespodzianki i piętnaście razy prosiłam go, żeby opowiedział mi, jaką miał minę i jak zareagował, gdy otworzył przesyłkę i wyjął test ciążowy.
Kartka pocztowa z bobasem
Helena (32 lata, ekspedientka z Poznania):
– Łatwiej napisać niż powiedzieć. Mieliśmy dwójkę dzieci i nie planowaliśmy powiększenia rodziny. A tu się zdarzyło. Cud jakiś! Nie wiodło się nam najlepiej. Mąż na rencie, dorabiał na czarno, a ja w sklepie na zmiany. Bałam się, że mnie wyrzucą z pracy, że jak urodzę, to nie damy sobie rady, żyjąc tylko z renty męża. Zwlekałam, zwlekałam, a gdy już było widać, że brzuch mi rośnie, kupiłam kartkę pocztową z bobasem i napisałam do niego, żeby się nie denerwował, że jakoś to będzie i że jestem w ciąży. Poszłam na pocztę, ale strach mnie obleciał i nie wysłałam jej. Wróciłam do domu. Zrobiłam obiad. Tego dnia mąż był bardzo zadowolony. Zapytałam, skąd ten humor, a on mi na to, że dostał świetną pracę w Niemczech i za miesiąc jedzie może na kilka miesięcy, a może na rok. Rozpłakałam się. Zdziwił się, bo nie wiedział, czy ze szczęścia, czy z tęsknoty. Wtedy wyjęłam kartkę pocztową. Przeczytał. Miał grobową minę, ale udał, jak to on, że od dawna się domyślał, bo jakaś taka niby inna byłam. Poklepał mnie po ramieniu, dał chusteczkę, krzyknął do dzieci, że będą miały siostrzyczkę albo braciszka, a potem nalał mi kompotu. Postanowił, że wyjedzie tylko do czasu porodu, a z zarobionymi w Niemczech pieniędzmi nie będzie nam tak źle. Uspokoiłam się i dopiero wtedy zaczęłam cieszyć się z mojej ciąży i przyszłego maleństwa.
Gratulacje od znajomych
Marta (28 lat, copywriter z Warszawy):
– Mój pomysł nie za bardzo spodobał się mojemu chłopakowi. Był oryginalny, przyznaję… O mojej ciąży najpierw dowiedzieli się znajomi, a nie on. To było celowo. Chciałam trzymać go cały dzień w niepewności. Znajomi mieli tylko składać mu gratulacje, ale nie mówić dlaczego. Przez cały dzień wysyłali mu więc SMS-y, maile, nagrywali się na sekretarkę, a w pracy klepali go znacząco po ramieniu. Gdy wrócił do domu, opowiadał mi o tej dziwnej sytuacji i że dzisiejszy dzień był zwariowany. Śmiałam się i powiedziałam mu, że gratulacje były dla przyszłego ojca. Rzucił we mnie poduszką i zaczął mnie gonić, a potem nie odzywał się do rana. Miał pretensje, że dowiedział się ostatni. Nie był mi dłużny – sam zadzwonił do rodziców i powiedział im, że będziemy mieć dziecko. Byłam wściekła, bo inaczej to zaplanowałam. Miałam zaprosić ich na obiad i wtedy im powiedzieć. To była zemsta. Do dziś wspominamy to bardzo wesoło.
Tort z lukrowym bocianem
Lena (24 lata, studentka z Torunia):
– Piekę pyszne ciasta. Znajomi i rodzina zamawiali u mnie torty na różne uroczystości, więc i na tę okazję upiekłam tort. Na wierzchu zrobiłam bociana z lukru i bitej śmietany. Ciąża nie była planowana. Za dwa miesiące mieliśmy wziąć ślub. A tu dziecko się pierwsze pchało na świat. Mój narzeczony nie od razu zrozumiał. Tort postawiłam na stole, a on nic. Nie zauważył bociana, tylko zapytał, czy mogłabym mu ukroić, bo wygląda smakowicie. Wściekłam się. A ten dalej nic nie rozumiał. Ukroiłam mu. Zjadł ze smakiem. Wstał i wtedy spojrzał na resztę tortu. Zapytał: „A czemu tam jest bocian?”. Utkwił we mnie wzrok i po chwili już wiedział. Potem nasz wieczór wyglądał dziwnie, bo ja wmawiałam mu, że się nie cieszy, a on mi, że zmyślam. Na pewno ta informacja była zaskoczeniem, bo chciał dziecka, ale rok po ślubie. Widać, nie wszystko da się zaplanować.
Piwo dla przyszłego ojca
Paulina (28 lat, handlowiec z Wrocławia):
– Pomyślałam, że jak powiem swojemu mężowi, że będziemy rodzicami, to na pewno pójdzie na piwo z kumplami, żeby to oblać. Staraliśmy się 6 miesięcy i nic. Byłam zestresowana i myślałam, że któreś z nas jest bezpłodne. Gdy lekarz powiedział mi, że jestem w czwartym tygodniu ciąży, kupiłam skrzynkę piwa i zaprosiłam jego kolegów. Jak mnie zobaczył z tym piwem, to się zdziwił. Rzuciłam mu się na szyję i się popłakałam, powiedziałam, że jestem w ciąży. On też się popłakał. Pierwszy raz widziałam jego łzy. Gdy ochłonął, zapytał, po co to piwo. Sam przecież tyle nie wypije, a mnie nie wolno i na pewno mi nie pozwoli nawet na pół piwa. Zaśmiałam się, a po chwili przyszli jego koledzy z gratulacjami i kolejnym piwem. Impreza trwała do rana. Ja się wymknęłam do kawiarni. Tam czekały na mnie koleżanki z prezentami dla przyszłego malucha. Do dziś pamiętam to szczęście, gdy pierwszy raz dotykałam małych śpioszków i kaftaników mojego przyszłego dziecka. Kiedy wróciłam, chłopaków już nie było, a mąż zapewniał mnie, że rano posprząta ten bałagan. Mówił też, że wybrali już imię, tylko nie pamięta jakie. Położyliśmy się spać. Byłam szczęśliwa. Rano Andrzej wstał wcześniej niż zwykle i zrobił mi naleśniki z truskawkami – takie jak lubię. Fajnie być w ciąży – pomyślałam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze