Wtrąciłam się w nie swoje sprawy?
CEGŁA • dawno temuMam do sprzedania historyjkę łzawą i bez morału. Ale jest moja. I za mną chodzi. Pewna kobieta napadła na mnie, że się wtrącam, mącę ludziom w głowie, udaję świętą, a sama na pewno lecę na kasę nieszczęśliwego człowieka. To było straszne.
Cześć, Cegło!
Mam do sprzedania historyjkę łzawą i bez morału. Ale jest moja. I za mną chodzi.
Obok mojego mieszkania jest niezbyt wyszukany pub, gdzie można zjeść zupę za 5 zł i wyprawić tanio urodziny na 30 osób. Swego czasu chodziłam tam prawie codziennie, bo mają vi fi i jest pusto, można trzymać stół kilka godzin przy jednej herbatce.
Poznałam tam pewnego człowieka, jak to mówiła barmanka, „na stałym wyposażeniu lokalu”. Miał ulubiony stolik, codziennie od południa do 18.00 wypijał kilka piw i zjadał schabowego. Wyglądał przygnębiająco – długa czarna broda brudna od resztek jedzenia, tak samo poplamiona kurtka (rękawem wycierał nos), za duże spodnie.
Po jakimś czasie zaczął się do mnie uśmiechać, zagadywać przez salę. Zacinał się przy mówieniu. Opowiadał, że jest na rencie z powodu kręgosłupa i że niedawno zmarła mu mama, z którą mieszkał. Miał zaledwie dwadzieścia kilka lat, a wyglądał na 40 z hakiem! Kilka razy siedzieliśmy razem. Obsługa w sekrecie powiadomiła mnie oczywiście, że z tym kręgosłupem to bujda, on choruje „na głowę”. Nie poznałam szczegółów, mówił co prawda niewyraźnie i wolno, ale z sensem. Dużo rozmawiał przez komórkę, wydawało się, że ma jakichś znajomych lub rodzinę poza tym miejscem.
Zauważyłam niepokojącą rzecz: miał przy sobie zawsze mnóstwo pieniędzy. Wyciągał zza pazuchy plik stuzłotówek i przeliczał, albo szedł płacić za kolejne piwo (tam jest samoobsługa). Barmanki śmiały się, że u nich nikt nie bierze na krechę, tylko „pożycza” od niego, a on jest tak naiwny, że daje. To było obrzydliwe i podłe. Kiedy kolejnym razem zauważyłam, że przysiadają się do niego jakieś cwaniaczki, postanowiłam go ostrzec.
Rozmawialiśmy chwilę, delikatnie tłumaczyłam, że powinien uważać, z kim rozmawia i tak dalej. Był już po paru piwach i tylko się śmiał, że mnie też może postawić, jak chcę, bo on i tak nie ma na co wydawać. Burzyłam się na myśl, że można go bezkarnie wykorzystywać.
Po tej rozmowie nagle przestał bywać. Przyszła za to do mnie do stolika jakaś kobieta 50–60 lat, czerwona na buzi, chyba lubiąca wódeczkę, i napadła na mnie – że się wtrącam, mącę ludziom w głowie, udaję świętą, a sama na pewno lecę na kasę nieszczęśliwego człowieka. To było straszne. Krzyczała na mnie, że jakbym miała serce, to bym go zaprowadziła do fryzjera i do sklepu po przyzwoite ubranie, a nie go pouczała jak dziecko, co ma robić z kasą. Dodała też, że słyszała o mnie od niego i myślała, że jestem dobrą, przyzwoitą dziewczyną, która się nim zaopiekuje, a nie przemądrzałą lalą, która będzie wsadzać nos w nieswoje sprawy…
Byłam na nią wściekła, to było takie nie fair! Ale z drugiej strony, poczułam się głupio, kiedy się dowiedziałam, że on się komuś zwierzał na mój temat. Nie flirtowaliśmy przecież, nic takiego nie przeszło mi nawet przez głowę. Czy zrobiłam coś złego? Barmanki też patrzą na mnie wilkiem, chyba powinnam przestać tam chodzić.
Rysia
***
Droga Gabrielo!
Rzeczywiście, smutna i niefortunna to historia. Czasem trudno przewidzieć pokrętną logikę zdarzeń, a przede wszystkim rozumowania i odczuwania innych. Myślę, że zabrakło Ci trochę spostrzegawczości. Skoro ten chłopak pierwszy Cię zaczepił, to widocznie uznał Cię za wyjątkową osobę – sama powinnaś była przynajmniej domyślać się, dlaczego, i bardzo ostrożnie, rozważnie wchodzić w tę znajomość, jeśli nie miałaś do zaofiarowania niczego poza współczuciem. Dla ludzi samotnych i pokrzywdzonych to chleb powszedni, z reguły szukają czegoś więcej. W nadwrażliwych łatwo rozbudzić niechcący nadzieję.
Tak, to okrutne, i mogłabyś oczywiście coś robić dalej w tej sprawie. Gdybyś miała jego telefon (pewnie nie masz?), gdybyś zdefiniowała, co dokładnie chcesz osiągnąć i na czym Ci zależy… Nie uważam jednak, byś w tej sytuacji ponosiła odpowiedzialność za uczucia znajomego. Rozmawialiście okazjonalnie, takie barowe relacje zdarzają się często. Nie wiemy też, co chłopak opowiedział swojej przyjaciółce i jak ona to zinterpretowała. Nie wiemy, kim dla niego jest. Być może nie leży w jej interesie, by zbliżył się za bardzo z kimkolwiek, i zainterweniowała w obronie własnych korzyści? A barmankom z kolei nie jest na rękę, że straciły klienta, zostawiającego codziennie solidne pieniądze, i winią za to Ciebie. Lub całkiem odwrotnie – wszyscy mu kibicują, żeby znalazł bratnią duszę, dziewczynę-anioła, a Ty nie spełniłaś oczekiwań?
Twój odruch troski był ludzki i naturalny, godny pochwały. Niestety, finanse to śliski temat, łatwo przekroczyć granicę i kogoś zranić. A jeśli on uznał, że traktujesz go jak głupiutkie dziecko, którym w istocie nie jest? Może lubi pomagać pijaczkom, bo w tej fazie życia daje mu to satysfakcję i poczucie własnej wartości, bycia potrzebnym? Mało o nim wiedziałaś i zareagowałaś spontanicznie, interpretując fakty najprościej.
Nie możesz traktować zbyt serio połajanki obcej pani i obwiniać się za wszystko. Tak, jak nie należało brać opowieści barmanek wprost… Przyjmij uczciwie, że nie było z Twojej strony zainteresowania na tyle głębokiego, by wybadać sprawę samodzielnie i wyciągnąć wnioski, a dopiero potem działać. Chłopak jest w żałobie, którą przeżywa na swój indywidualny sposób. Ma z czego żyć, nie jest bezradny, na pewno przebywa pod opieką lekarzy. Kiedyś, miejmy nadzieję, spotka kogoś, kto go pokocha z wzajemnością i pomoże wyjść z kryzysu. Nie byłaś to Ty – co nie świadczy na Twoją niekorzyść. Weź się w garść.
Ja na twoim miejscu chyba nie zrezygnowałabym z ulubionej knajpki. Poza wszystkim, to jak przyznanie się do winy. Chodź tam z podniesionym czołem, a może za jakiś czas on wróci i będziesz spokojniejsza o jego los?
Trzymam kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze