Osiołkowi w żłoby dano
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: już Fredro przewidział, że i tak bywa.... „Trudny wybór, trudna zgoda - chwyci siano, owsa szkoda, chwyci owies, żal mu siana!” Trudny wybór, ale z przykrością stwierdzę, może nawet autorytatywnie, że nie do uniknięcia. Cóż... Na tym, między innymi, zasadza się dorosłość. Na podejmowaniu wyborów, na planowaniu, na dostosowywaniu swojego pojęcia o życiu do samego życia.
Droga Margolu,
Od dłuższego czasu trwam w beznadziei… Nie mam na nic ochoty, nie chce mi się sprzątać, spotykać z przyjaciółmi. Rok temu ukończyłam wyższe studia, nie mogę znaleźć pracy z powodu braku doświadczenia. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną, w głębi duszy czuję, że nie zależy mi na pracy, bo warunki, jakie oferują, zawsze są beznadziejne.
Podczas studiów często wyjeżdżałam na wakacje za granicę. Obiecałam sobie, że po studiach wyjadę z Polski i osiedlę się w innym kraju. Brałam pod uwagę Anglię lub Amerykę. Jednak… poznałam chłopaka, mieszkamy razem od półtora roku. Jest nam bardzo dobrze, kochamy się. On ma dobrą pracę i na początku związku powiedział mi, że dwa-trzy lata chce jeszcze tu popracować i że nie chce zmian. Ja jestem zmęczona i zniechęcona szukaniem w Polsce pracy. Chcę wyjechać. Już nawet kupiłam bilet na samolot do Londynu, wylatuję w styczniu. Boję się jednak, że coś się między nami zepsuje, że coś tym wyjazdem zniszczę, że będę chciała tam zostać, a on nie będzie chciał na razie przyjechać… Chcę iść tam do pracy i do szkoły językowej. Strasznie go kocham i strasznie się boję!!! Co mam zrobić, jak myśleć pozytywnie?
Sonia
***
Droga Soniu,
Cóż mogę rzec, poza tym, że z całego listu przebija mi ton zawiedzionej nastolatki? Muszę Cię zmartwić, niestety: naprawdę, większość swojego życia każdy kuje na swój sposób. Ty wybrałaś poczucie beznadziei i narzekanie. Sądzisz, że za granicą znienacka dopadnie Cię entuzjastyczna radość życia? Że to zniechęcenie odłupie się jak łuska, a spod spodu wyjrzysz “nowa Ty”: pogodna optymistka, która umie się odnaleźć w dowolnej sytuacji? Mam przekonanie, że to przede wszystkim my sami kształtujemy swoje życie. Niektórym wydaje się, że winę za ich niepowodzenia ponosi rząd, gospodarka ogólnoświatowa, ksiądz proboszcz… „Wszyscy, tylko nie ja!” – zdaje się myśleć taki delikwent. Są jednak tacy, którzy wierzą, że ich życie zależy tylko od nich i dziwnym trafem takim osobom wiedzie się najlepiej.
Myślę, że twoja postawa wynika po części z rozbudzonych potrzeb konsumpcyjnych, które chciałoby się móc zaspokoić już, zaraz, pierwszego dnia po studiach! A tu trzeba się napracować, szukać, rozwijać, zmieniać… Zdobywać krok po kroku doświadczenie, kształcić umiejętności, przedsiębiorczość, zabiegać, starać się… Dlatego też tak wielu studentów, a obecnie niemal wszyscy, starają się zdobyć doświadczenie zawodowe: wolontariat, bezpłatne praktyki, które mogliby odnotować w swoim cv. Inwestują rozsądnie swój czas. Skoro jeździłaś za granicę, też pewnie pracowałaś? Może nie umiesz przekonać pracodawców, że masz chęci i możliwości, że chcesz pracować? Przypuszczam, że nie jest łatwo zatrudnić kogoś, kto ma na czole wypisane: „Mnie się tu nie op-ła-ca przychodzić!” Sama miałabym milion wątpliwości na miejscu pracodawcy… A że nieobcy mi proces rekrutacyjny z jednej i drugiej strony biurka, dam Ci radę na świetlaną zagraniczną przyszłość: żeby Ci się jednak opłacało, nawet w beznadziejnych warunkach, bo lepiej chyba przeczekiwać zdobywając doświadczenie i minimalne środki do życia niż żyć na cudzy koszt popadając w beznadzieję i marazm?
Może i nie jestem szczególnie empatyczna, ale mam w tym swój cel: wypadałoby, moja droga Soniu, przyjrzeć się sobie i rzetelnie zbilansować, co jest pochodną warunków zewnętrznych, a co wypływa z samego środka Twojej niechęci do życia i kraju, w którym mieszkasz. I po cichu wyznam, że niektóre amerykańskie poradniki z cyklu „Nauka życia w weekend” dają jedną słuszną wskazówkę: polub siebie, poznaj swoje mocne strony, przekonaj siebie, co potrafisz! Kiedy Ci się uda pokonać najbardziej zatwardziałego Twego wroga, czyli siebie samą, łatwiej będzie wyzbyć się poczucia beznadziei. Wtedy będziesz lepiej czuła się nie tylko na własnych śmieciach, ale i w podboju świata.
Z drugiej strony myślę sobie, że to strasznie smutne, że ludzie wykształceni stawiają na ekonomię do tego stopnia, że łapią się zajęć byle jakich, byle za granicą. Może się zmieniło tak wiele, że na Polaków czeka się z otwartymi ramionami, podsuwając im pod pupy lukratywne posadki, ale ja jeszcze jakoś nie zauważyłam tego trendu. Wiele pewnie zależy od kierunku Twojego wykształcenia, znajomości języka… Życzę Ci jak najmniej rozczarowań w tym nowym życiu.
Inna rzecz, to Twój związek. Wody z ogniem nie da się połączyć i musisz być przygotowana na to, że tak ogromna różnica dążeń, pragnień i samopoczucia nie da dobrych efektów. Więź niepielęgnowana najczęściej obumiera, a pielęgnacja na odległość wydaje mi się trudna, jeśli nie niemożliwa. Może ja zbyt tradycyjna jestem… Jestem dziwnie przekonana, że miłości potrzebna jest obecność i wspólnota. I rozmowa, a ta na odległość lubi pochłaniać lwią część korzyści z rozstania. Czasowo – owszem, ale jak mierzy się „czasowe rozstanie”? Ile tygodni/miesięcy/lat może potrwać związek na odległość? Trudno mi się wyzbyć sceptycyzmu i pewnie Cię nie pokrzepię. Zawsze pozostaje Ci zaprzeć się i udowodnić tej wrednej Margoli, że u Ciebie będzie inaczej! Co z przyjemnością odnotuję.
Klucz do odpowiedzi trzymasz już w ręku: tkwi do połowy wciśnięty w pytanie „Jak myśleć pozytywnie?” Moja odpowiedź: „Jak najczęściej” pewnie Cię nie usatysfakcjonuje, jednak polecam ją Twojej głębokiej uwadze. Musisz zmienić w sobie jedną, za to najtrudniejszą rzecz: nastawienie do świata.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze