Ty, on i dziecko. Jego dziecko
URSZULA • dawno temuW czasopismach dla kobiet można przeczytać historie dobrych macoch, które niczym anioły zjawiają się w życiu dzieciatych mężczyzn, którym odumarła żona i tworzą z nimi szczęśliwe rodziny, nigdy nie narzekając, że tak naprawdę chciałyby mieć własną rodzinę i własne dzieci. Zastanawiam się, czy takie historie są prawdziwe i czy można faceta kochać tak bardzo, żeby po roku wziąć na siebie cały życiowy majdan związany z dwójką dzieci, które urodziła mu inna kobieta.
Poprzednim razem było o rozstaniach, teraz będzie o konsekwencjach. Jako kobieta nie orientuję się zbyt dokładnie, jak to wygląda po męskiej stronie barykady, ale jeżeli chodzi o wolnych facetów, którzy są towarem wybitnie poszukiwanym wśród moich rozlicznych samotnych koleżanek, to w momencie, kiedy jako cel obieramy mężczyzn po trzydziestce, można już wybierać tylko wśród takich z odzysku (chyba, że ktoś lubi wprowadzać w świat dorosłych nieśmiałych nastolatków). A mężczyźni z odzysku mają to do siebie, że są po przejściach i ciągną za sobą pewien bagaż doświadczeń. Pół biedy, jeżeli są to doświadczenia w postaci wysokiej pozycji społecznej, domu pod miastem, samochodu i quada, a nieco gorzej (i nieco częściej) są to jednak rozwody, które się ciągną, byłe żony, które robią sceny i niestety… dzieci.
Domyślam się, że są na tym świecie całe hordy kobiet z dziećmi, które spotykają mężczyzn bez dzieci i w ten oto sposób tworzą swoje nowe rodziny, jednak jakoś tak wyszło, że do tej pory w swoim otoczeniu spotykałam się wyłącznie z sytuacjami odwrotnymi. A mianowicie takimi, kiedy kobieta na drugiej randce z wymarzonym facetem znajduje na tylnym siedzeniu jego samochodu… fotelik dla dziecka.
Oczywiście, przyznaję, że i mnie spotkała kilka razy w życiu taka przyjemność i teraz nauczona doświadczeniem znam już kilka podstawowych zasad, które pozwalają przetrwać w takiej sytuacji. Po pierwsze – na 99% przez początkowe dwa miesiące związku on będzie się wstydził i bał pokazać swojej nowej partnerce dziecko w stopniu bardziej zaawansowanym niż fotelik w samochodzie, więc właściwie jedynymi konsekwencjami, które nas czekają, będzie brak faceta w co drugi weekend i to, że czasem nie będzie miał kasy na kino z powodu wykosztowania się na alimenty. Po drugie – kiedy mężczyzna już zdecyduje się to dziecko pokazać, wystarczy je nakarmić słodyczami i posadzić przed telewizorem, a możemy mieć pewność, że nie będzie nam specjalnie przeszkadzać w życiu. Po trzecie – kiedy ukochany spyta się, czy Anusia mogłaby zostać z nami na noc i spać z nami w łóżeczku albo czy zabralibyśmy Anusię na wakacje, należy natychmiast odpowiedzieć: Nie ma mowy! i profilaktycznie obrazić się na kilka godzin, żeby zapobiec powstawaniu podobnych sytuacji w przyszłości.
Tak, myślałam, że wiem wszystko na temat tego, jak doprowadzić, by dziecko twojego faceta nie wpływało na wasz związek. A tu taka niespodzianka.
— Nie daję już rady! – krzyknęła w słuchawkę Ada, z którą nie widziałam się mniej więcej pół roku, ze względu na to, że poznała właśnie mężczyznę swoich marzeń i zajęła się systematycznym wiciem gniazdka. Kiedy dwa dni później spotkałyśmy się na wódce, opowiedziała mi pokrótce swoją dramatyczną historię, która swój początek wzięła właśnie od rzeczonego fotelika w samochodzie. Otóż dzieci było dwoje – mniejsze (takie w pieluchach) i większe (takie w przedszkolu), a eks-żona była jedna i bardzo zdesperowana, by zatrzymać ojca dzieci przy sobie. Kiedy jednak jej wysiłki spełzły na niczym, wyszło na jaw, że ojczulek znalazł sobie nowy obiekt zainteresowań w postaci Ady właśnie i rozwód zaczął się zbliżać wielkimi krokami, okazało się, że była żona woli raczej widywać się z dziećmi sporadycznie oraz płacić całkiem pokaźne alimenty niż codziennie przewijać i odprowadzać do przedszkola. Weź sobie te dzieci i wychowuj je razem ze swoja cizią – oto co mniej więcej usłyszał od swojej byłej żony przykładny tata. Zgodzicie się chyba ze mną, że jest to raczej dziwne zachowanie jak na kobietę, ponieważ płeć piękna ma raczej odruch, żeby chronić swoje potomstwo, ale jak wiadomo od każdej reguły są wyjątki.
A dobrotliwy tata postanowił wziąć problem na klatę i w ten oto sposób, przytulne gniazdko, które Ada uwiła u swojego ukochanego mężczyzny w domu, zostało całkowicie zdezorganizowane za sprawą łóżeczek dziecinnych i 1,5 tony zabawek, które wylądowały w jednym z trzech niewielkich pokoi. I szybko wyszło na jaw, że dobre serce dobrym sercem, a codzienność codziennością i że tata był przyzwyczajony, że to jednak jego żona ogarniała codzienną materię obiadków, ubranek i kąpieli. I coraz częściej zaczął spoglądać w stronę swojej nowej dziewczyny z rozczulającą nieporadnością w oczach. I tak oto biedna Ada, która dopiero co tak się cieszyła, że znalazła miłość swojego życia, obudziła się z ręką w nocniku. I to dosłownie.
W rozmaitych czasopismach dla kobiet można przeczytać historie dobrych macoch, które niczym anioły zjawiają się w życiu mężczyzn, którym odumarła żona i w związku z tym zostali sami z dwójką dzieci na głowie, i tworzą z nimi szczęśliwe rodziny, nigdy nie narzekając, że tak naprawdę chciałyby mieć własną rodzinę i własne dzieci. Jednak ja zastanawiam się, czy takie historie są prawdziwe i czy w ogóle można jakiegoś faceta kochać tak bardzo, żeby po roku wziąć na siebie cały życiowy majdan związany z dwójką dzieci, które urodziła mu jakaś inna kobieta. Czy każda kobieta w tej sytuacji nie ukrywa w sobie złej macochy, która jest rozczarowana, że jej wymarzony scenariusz o ślubie i dzieciach już się nie spełni, a jeżeli się spełni, dla niego nie będzie to już pierwsze i najważniejsze doświadczenie?
Cóż miałam powiedzieć zapłakanej Adzie? Na początek postanowiłam poradzić jej, żeby zmusiła go, aby wynajął gosposię. Bo przecież dzieci, kiedy już są przewinięte, nakarmione, umyte, wybawione i przyprowadzone z przedszkola (i to w dodatku przez kogoś innego), potrafią być całkiem sympatyczne, prawda?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze