Ministerstwo niepotrzebnych informacji
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuJedni piją na umór, inni trwają w abstynencji. Ten uprawia sporty, tamten czyta książki, inny znów poświęca się pracy, a jeszcze inny, wesołemu towarzystwu. Nie ma żadnej różnicy. Te wszystkie życia zostaną zmarnowane, moje, twoje i każdego. Właściwie nie umiem powiedzieć, na czym miałoby polegać niemarnowanie życia. Za to doskonale wiem, jak je roztrwonić.
Istnieje niezliczona ilość sposobów na marnowanie sobie życia.
Nie dobieramy zainteresowań do własnych predyspozycji. Uważamy wrogów za przyjaciół i na odwrót. Wybieramy sobie niewłaściwych partnerów. Po latach pozostaje refleksja, złapanie się za głowę i wynikająca z tego zmiana życia, czyli marnowanie go w inny, nowy sposób.
Ja swoje życie zniszczyłem w bardzo nudny sposób. Zbierałem niepotrzebne informacje. Nie wiem nawet, czy „zbieranie” jest właściwym słowem. Po prostu, bzdury przychodziły do mnie, a ja zapraszałem je ochoczo. Zachowywałem się jak człowiek, który stoi w progu swojego domu i zaprasza wszystkich przechodniów. Potem dziwi się, że zniszczono wszystko to, co nie zostało rozkradzione.
Nie mam prawa jazdy, znam jeden język obcy. Nigdy nie opanowałem podstaw chemii, nie potrafię rozróżnić pierwiastków, zaś jedynym stanem skupienia, o którym mogę cokolwiek powiedzieć, są ciecze. Moja znajomość matematyki nie wykracza poza zdolność sprawdzenia czy rachunek w barze zgadza się z tym, co zamówiłem. Fizyka jest mi wstrętna. Nie znam się na ekonomii, o historii mam raczej blade pojęcie i gdyby dać mi dwie ołowiane kule, jedną natychmiast bym zgubił, a drugą popsuł. Przy malowaniu mieszkania pomyliłem farby. Na gwoździu, który wbiję, nic nie jest wstanie się utrzymać. Właściwie powinienem zostać saperem. Byłby już ze mną spokój.
Posiadam za to głęboką wiedzę na temat procesu norymberskiego i potrafię nawet wyliczyć, w jakiej kolejności powieszono wszystkich osądzonych. Doskonale znam się na muzyce metalowej i jeśli zapytacie mnie o jakieś klasyczne nagranie, wyliczę cały skład zespołu, listę utworów oraz nazwisko producenta. Posiadam wiele informacji na temat nosorożców, a o hienach mogę rozmawiać godzinami. Widziałem wiele filmów, ale żadnego dobrego nie zdołałem zapamiętać, a gdyby dawali magistra za grę na konsoli, zdałbym ale na trójkę. Słowem, jestem człowiekiem który w konkursie na idiotę roku zajmuje drugie miejsce.
Moją głowę wypełnia nieprzeliczona ilość niepotrzebnych nikomu informacji. Śmieci napchały mi głowę i nie ma w niej miejsca na cokolwiek sensownego. Gnębią mnie tylko dwie sprawy. Jak do tego doszło i co mogę z tym zrobić.
Pierwszą kwestię mogę łatwo rozstrzygnąć. Gdybym działał w pustce, albo gdyby otaczali mnie wyłącznie ludzie rozsądni, zmieniłbym zainteresowania we wczesnej młodości. Rodzice oczywiście próbowali mnie ustrzec i pytali, z wyraźną pretensją w głosie, czemu lgnę ku wszelkiej niedorzeczności. Niestety, byli w mniejszości, a ja nie zwykłem słuchać rodziców.
Już starożytni zauważyli, że podobne przyciąga podobne. Tak działa świat. Jeśli ktoś zbiera znaczki, ciąży ku towarzystwu innych filatelistów. Maniacy seksualni zaczęli łączyć się w grupy i stąd mamy swingersów. Tysiące lat temu banda krewkich chłopów zeszła się ze sobą, dzięki czemu mamy wojsko.
Poszukiwacz nieistotnych informacji zabiega o towarzystwo podobnych sobie. Jeśli ktoś, na przykład, interesuje się wampirami, to prędzej czy później wyląduje w knajpie gdzie przychodzą goci, emo, czy jak teraz mówi się na tych posępnych szaleńców. Tam mu powiedzą, że nie ma nic ważniejszego od Drakuli i jeszcze postawią piwo. Gość się ucieszy z nowego towarzystwa, znajdując jednocześnie potwierdzenie dla swoich kretyńskich zainteresowań. Przecież wampirów nie ma, a te które widziałem w kinie, do niczego się nie nadają.
Funkcjonowałem w podobny sposób. Zacząłem słuchać metalu, więc przebywałem głównie w towarzystwie wszarzy. Zajmowały mnie nosorożce i pojechałem do Parku Krugera, gdzie gadałem ze strażnikami o tych pięknych i dumnych zwierzętach. Zainteresowanie procesem norymberskim skłoniło mnie do szukania towarzystwa profesjonalnych historyków. I tak dalej, w kółko Macieju.
Rozumiecie już ten mechanizm? Jest sobie Łukaszek, interesujący się czymś idiotycznym. Spotyka Kazia, podzielającego jego zainteresowania. Już jest dobrze, a jeśli Kazio przywlecze ze sobą Stasia, Basię i Anielkę to jeszcze lepiej. W gronie podzielającym określone zamiłowania coś zupełnie idiotycznego, jakaś bzdura nie warta funta kłaków staje się centrum widzialnego wszechświata. Wszyscy mogą mieć nosorożce w czterech literach, ale my wiemy, jak wielkie mają znaczenie.
Po prostu, radośnie siebie oszukujemy. Wszyscy.
Kiedyś jeszcze miałem nadzieję na spożytkowanie tej wiedzy. Liczyłem, że nastąpi coś, co nie nastąpiło. Potem nastał internet, gdzie każdą bzdurę można znaleźć za darmo w pięć sekund. Dlatego też podejrzewam, że ludzie nie interesują się już niczym, sensownym albo nie.
Dlatego uważam, że my, depoztariusze wiedzy niepotrzebnej powinniśmy się znaleźć pod szczególną ochroną państwa, na równi z żubrami. Właściwie moglibyśmy zostać nowym symbolem naszego nieszczęśliwego kraju. Należy niezwłocznie utworzyć stosowne ministerstwo, rozdające granty i stypendia socjalne dla szczególnie zabiedzonych idiotów. Własny kanał telewizyjny również byłby nie od parady. Skoro kucharze i discopolowcy mają swoją stację, to dlaczego nie matoły? Koszta nie byłyby wielkie. Wystarczy studio, kamera i stolik, za którego można by wygłaszać wielogodzinne pogadanki o jednopłatowcach, mrówkojadach i solówkach gitarowych.
Palącą koniecznością wydaje się również stworzenie sieci domów spokojnej starości oraz sanatoriów. Te ostatnie są szczególnie potrzebne, zwłaszcza, że każdy kto interesuje się czymś bezsensownym, przejawia również osobliwe zamiłowanie do wódy. W ich zaciszu leczylibyśmy nadszarpnięte zdrowie i prowadzili długie dysputy, z których nikt by nic nie zrozumiał.
Jestem pewien, że przynajmniej to jedno, jedyne ministerstwo ze wszystkich ministerstw mogłoby się komuś na coś przydać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze