Pierś polska
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWidziałam tę okładkę kilka dni temu w księgarni. Wzbudziła we mnie ciepłe uczucia. Widać było na niej fotografię kobiecej piersi i dziecięcą dłoń: oto „Czarownica z Portobello” Paulo Coelho. Zdjęcie z okładki to piękna, czysta i niewinna kwintesencja macierzyństwa. Okazuje się, że w dużych miastach, gdzie książka jest promowana na billboardach, wydawnictwo postanowiło zdjęcie piersi ocenzurować.
Widziałam tę okładkę kilka dni temu w księgarni. Wzbudziła we mnie ciepłe uczucia; trochę zatęskniłam za czasem, kiedy moje dziecko jak ślepe szczenię szukało maleńką dłonią mleka. Na okładce widać było fotografię kobiecej piersi i dziecięcą dłoń: oto „Czarownica z Portobello” Paulo Coelho. Zdjęcie z okładki to piękna, czysta i niewinna kwintesencja macierzyństwa.
Okazuje się, że w Warszawie i innych dużych miastach, gdzie książka jest promowana na billboardach, wydawnictwo postanowiło zdjęcie piersi ocenzurować. Na sutku pojawił się czarny kwadracik. Jak wyjaśniają szefowie wydawnictwa, zrobili to „na wszelki wypadek”. Żeby nikogo nie urazić. Mówiąc krótko, dokonali autocenzury.
Mam nadzieję, że to tylko kampania reklamowa. Całkiem sprytna i w niezbyt chyba dobrym tonie. Na chłopski rozum: po co wydawać książkę z okładką, którą trzeba później cenzurować? Nie lepiej wydać książkę z piersią ukrytą w biustonoszu albo jeszcze lepiej bez piersi w ogóle, za to z innym symbolem macierzyństwa, na przykład miską kaszki albo zużytą pieluchą? A może sprytniej książkę wydać, zaświecić gawiedzi gołą piersią, a potem pokajać się i – rzekomo uprzedzając fakty – nakleić nań śmieszny czarny kwadracik sugerujący, że owa pierś niczym przestępcy kryminalni z telewizji, przystrojeni w czarne paski na oczach, uczyniła coś bardzo złego?
Wiadomo, podniesie się wtedy larum: anyklerykałowie, feministki, lewacy i inni będą szeroko omawiać problem cenzury i autocenzury, zastanawiać się nad wolnością jednostki, a w tle systematycznie będzie się pojawiać okładka promowanej książki – z kwadracikiem lub bez. Nagość nie ma znaczenia, ważne, że ludzie dowiedzą się, że Coelho napisał nową powieść, i zapragną dowiedzieć się, co owa zakneblowana pierś chciała powiedzieć.
Tak czy owak – czy mamy do czynienia z paranoicznym zachowaniem wydawcy, kajającego się zawczasu, czy też z przemyślaną akcją marketingową, sprawa dotyka osobliwego zjawiska: ludzkość zapomniała, że kobieca pierś powstała po to, żeby karmić dzieci, a jej seksualne znaczenie jest wtórne.
Desmond Morris, znakomity antropolog, w bardzo interesujący sposób wyjaśnia, skąd w ogóle wzięły się u samicy homo sapiens tak duże jak na ssaka piersi, niemające żadnego praktycznego uzasadnienia (nawet właścicielka mikrobiustu jest w stanie wyprodukować ilość mleka wystarczającą do wykarmienia potomstwa – pierś kobieca to w znakomitej większości tkanka tłuszczowa). Otóż według Morrisa piersi kobiety wykształciły się, kiedy człowiek dopiero stawał się homo erectusem, czyli z czterech wstał na dwie nogi. Do tej pory samice wabiły samców wypiętymi pośladkami – w spionizowanej pozycji pośladki przestały być już tak bardzo wyeksponowane. Ale nic straconego: sprytna matka natura wyposażyła samicę ludzką w replikę pośladków na klatce piersiowej właśnie, żeby wyprostowana samica mogła wabić samców, chodząc na dwóch nogach. Mówiąc w wielkim skrócie: piersi to taka trochę wtórna pupa na pokaz, mająca za zadanie zwabić samca i zmusić go do prokreacji.
Oczywiście można się z Morrisem nie zgadzać. Ale faktom przeczyć nie sposób: kultura uczyniła z mechanizmu służącego karmieniu potomstwa fetysz, symbol seksu, zupełnie zapominając, do czego pierś służy. W efekcie mamy do czynienia ze zdumiewającymi sytuacjami, jak ta, która spotkała Emily Gillette z Santa Fe. Emily leciała ze swoim dzieckiem z Burlington do Nowego Jorku. Zanim samolot wystartował, zaczęła karmić oseska piersią. Stewardesa zaproponowała, żeby Emily ukryła nagą pierś razem z przyssanym dzieckiem pod kocem, ale Emily grzecznie odmówiła, twierdząc, że koc nie jest jej potrzebny. Szefostwo samolotu uznało, że pasażerka Gillette nie stosuje się do zaleceń załogi, za co – zamiast dolecieć do Nowego Jorku – wyleciała z samolotu razem z dzieckiem.
Po tej skandalicznej akcji w USA podniosły się głosy karmiących matek, mówiące zgodnym chórem, że w ich kraju publiczne karmienie piersią jest uznawane za obrzydliwe, niemoralne i obsceniczne, czemu wyraz w sposób kuriozalny dała historia Emily. Kobiety zmuszane są do karmienia swoich dzieci w ubikacjach, zupełnie jakby była to czynność wstydliwa (a kto z nas chciałby jeść obiad w toalecie?). Czy rzeczywiście ów naturalny akt, jakim jest karmienie niemowląt własnym mlekiem, powinien być czynnością wymagającą najwyższej dyskrecji i ukrywania się w ubikacji?
Wróćmy z USA do Polski. Załóżmy, że wydawnictwo nie jest wyrachowane, nie robi sobie przewrotnej reklamy i zaczęło się biczować, zanim ktokolwiek cokolwiek by mu zarzucił — stąd papierowe kwadraciki zakrywające na plakatach zwieńczenie kobiecej piersi. Ostatecznie nie byłoby to aż takie dziwne: w końcu, ku rozpaczy tłumacza Carlosa Marrodána Casasa, „Rzecz o mych smutnych kurwach” Marqueza została w Polsce wydana pod tytułem „Rzecz o mych smutnych dziwkach”.
W przedmowie do książki tłumacz powołuje się na stan prawny obowiązujący w naszym kraju. Pozwolę sobie zacytować rozdział XVI kodeksu wykroczeń, traktujący o wykroczeniach przeciwko obyczajności publicznej:
Art. 140. (146) Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany.
Art. 141. Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany.
Art. 142. Kto natarczywie, narzucając się lub w inny naruszający porządek publiczny sposób, proponuje innej osobie dokonanie z nią czynu nierządnego, mając na celu uzyskanie korzyści materialnej, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek, nieobyczajne wybryki, nieprzyzwoite słowa… nieprzyzwoite piersi. Kiedy będziemy karani za samo wymawiane słowa „pierś”, skoro jej wizerunek uważa się dziś za nieprzyzwoity? W końcu to tu, w kraju nad Wisłą, raz i drugi podnoszą się głosy osób uważających się za moralne autorytety mówiące, że seks jest grzeszny, niemoralny i tym podobne. Co dalej? Teraz zaklejamy, potem będziemy amputowali? Czy kiedy któregoś dnia zimny wiatr postawi mi sutki na sztorc, z pobliskiej bramy wybiegnie kilku tajniaków z samoprzylepnymi kwadracikami i mnie ocenzuruje? A co z Syrenką warszawską, symbolem stolicy kraju? Skoro najniewinniejsza pierś matczyna wezbrana mlekiem i miłością budzi takie kontrowersje, co można powiedzieć o oślizłych, wyuzdanych cycach tamtej półryby?Ohyda, ohyda, żeby taka hybryda…
Skoro już o piersiach mowa i o cenzurze, to jedno jeszcze przychodzi mi do głowy. Na przydrożnych billboardach pełno jest reklam bielizny. Jakoś nikogo nie gorszą różne piękne panie w wyuzdanych pozach, z lekko rozwartymi w zapraszającym geście udami i rozchylonymi ustami stworzonymi wręcz do pocałunku (pytałam kilku panów kierowców, przyznają, że w okolicach owych pań miewają kłopoty z koncentracją). No tak, ale one przecież nie są obnażone — zaraz powie jakiś obrońca moralności. Jestem zdania, że ta sytuacja to jakaś paranoja, obnażająca umysłowość tych, którym biust matczyny kojarzy się z seksem, a wygięta w seksualnej pozie blond lafirynda żadnych skojarzeń nie nasuwa.
Proszę wybaczyć moje słownictwo i ekscytację, ale skończyła się moja cierpliwość. Jesteśmy tak zastraszeni, że dokonujemy autocenzury. To ma być wolność i demokracja? Mam ochotę obnażyć biust i niczym Marianna wiodąca lud na barykady z obrazu Delacroix ruszyć ze sztandarem w dłoni na Sejm, by pokazać, że mam serdecznie dość tego coraz bardziej inwazyjnego ingerowania w moją prywatność, intymność nawet. Dość mówienia mi, które części mojego ciała należy ocenzurować, które wstydliwie ukrywać przed światem. Dość wskazywania, kiedy mam rodzić dzieci, i dość wybierania im dobranocek i lektur szkolnych, mających z nich zrobić tępych, ale bardzo posłusznych kretynów.
No i proszę, nie taka znowu pierś niewinna. Pierś, jak widać, może być polityczna i ekscytować w sposób nie tylko seksualny. Pozdrawiam wszystkie Marianny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze