On nie pokazuje uczuć!
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuWiększość sporów o uczucia, ich okazywanie lub brak takowego, bierze się ze zwyczajnego nieporozumienia. Poza wąskim gronem filozofów oraz rozhisteryzowanych poetek mało kto wie, czym uczucia właściwie są. Najczęściej ludzie nie okazują sobie uczuć, gdyż ich zwyczajnie nie posiadają.
Promowania swoich nigdy dosyć. Na rysunku humorystycznym autorstwa pisarza Rafała Kosika widzimy – od tyłu – obejmującą się parę. Czerwone słońce zapada się z wolna w daleki horyzont, ciemnieje bezchmurne niebo. Ona rzecze: …Ja ciebie też. On: nic nie mówiłem. Dalszy dramat rozgrywa się już poza kadrem. Mówcie co chcecie, ale moim zdaniem, Kosik trafił w tak zwane sedno sprawy.
Kobiety uwielbiają uczucia, a niektóre z nich twierdzą, że takowe posiadają. Dochodzi nawet do dziwacznego wartościowania i dzielenia ludzi pod kątem uczuciowości. W podziale tym wrażliwi i hipochondrycy dostępują wniebowstąpienia, tymczasem gburów, twardzieli oraz milczków czekają czeluście piekielne. Szczęśliwym zrządzeniem Natury kobiety przeprowadzają dobór partnera wedle dokładnie odmiennych kryteriów.
Większość sporów o uczucia, ich okazywanie lub brak takowego, bierze się ze zwyczajnego nieporozumienia. Poza wąskim gronem filozofów oraz rozhisteryzowanych poetek mało kto wie, czym uczucia właściwie są. A raczej każdy ma swoje zdanie w tym temacie, jakże boleśnie różne od barwnych opinii reszty społeczeństwa. Ja, na ten przykład, uważam się za osobę niezwykle uczuciową i czekam tylko, aż jakaś dobra dusza obwiezie mnie po przedszkolach, jak misia któremu wyrwano kły i pazury. Często bywam głodny. Bolą mnie zęby. Swędzi mnie nos. Użalam się nad sobą, powodowany drgnieniami niczym nie uzasadnionego, głębokiego jednak smutku. Stojąc w kolejce miotam przekleństwa pod nosem, a wyładowawszy się w tramwaju życzę nagłej śmierci wszystkim współpasażerom. Wybucham płaczem bez powodu. Trzęsą mi się ręce i wstydzę się za wszystkie draństwa, których przez wzgląd na czas oraz okoliczności nie było dane mi popełnić. To wszystko zgarnięte w nerwową kupkę pozwala mi uważać się za człowieka uczuciowego, takiego Wertera naszych czasów, więc i o uczuciach wolno mi tu pisać.
Najczęściej ludzie nie okazują sobie uczuć, gdyż ich zwyczajnie nie posiadają. Błogosławiona ta cecha pozwala troszczyć się o partnera i potomstwo z dużo większą skutecznością. Człowiek uczuć pozbawiony, rzeklibyśmy nawet, bezlitosny, nawet swoje brudy w rodzaju zdrady czy zdefraudowania szmalu zdoła skutecznie zamieść pod dywan. Taki mężczyzna to skarb na każdy dzień: w końcu wiążemy się ze sobą z przyczyn racjonalnych, chyba, że ktoś jest idiotą. O to z kolei trudno posądzać człowieka bezdusznego. W zamian kobieta uważa za słuszne zmuszać go do niewykonalnego zadania, by dobył z siebie coś, czego nie posiada. Uczucia. Osiągnie tym co najwyżej rozsierdzenie spokojnego dotąd partnera, ewentualnie, w drodze kalkulacji, zmieni się on na wzór serialowego Dextera. A tam gdzie Dexter tam też nóż i grób w ciemnej wodzie. Zgaduj zgadula, kogo on tam pochowa?
Brak okazywania uczuć w wypadku mężczyzn bierze się z fałszywego mniemania, że prawdziwy twardziel ma minę jak Clint Eastwood w Gran Torino. Nawet warg nie uniesie w pozorze uśmiechu. Pogląd ten jest osadzony w tradycji kulturowej, a także we współczesności: pokolenie emo zachowuje się przecież jak stado rozwydrzonych bachorów. Trzeba się odcinać, mknąć w powściągliwość. Twardziel ma milczeć, twardziel winien się kryć w swym wnętrzu. Otóż jest dokładnie abarot, człek ulepiony z naprawdę mocnej gliny zaraz ujawni wszystko, co leży mu na wątrobie, gdyż trwa w słusznym poczuciu swej potęgi. Nikt go nie ruszy, choćby cisnął na blat baru swoje krwawiące serce. Mało kto zwraca na to uwagę i świat jest pełen zaciętych w sobie, cienkich Bolków, którzy za ponurą mordą kryją swą prawdziwą naturę, smutną i nawet zasmarkaną.
Przyczyny należy szukać też w logice, pewnego rodzaju ekonomii słów i czynów, niepopularnej zwłaszcza teraz, w czasach rozpiszczanego i egzaltowanego społeczeństwa. Każde słowo, gest, ruch ma swoją wagę. Wydana pochopnie waluta nie wróci się szybko. Po co – pyta Kazio – mam mówić mojej Kasi, że ją kocham, skoro już raz to powiedziałem i jestem pewien, że pamięta? Czemu – rozważa dalej Kazio w swej skołowanej głowie – ona uważa się za nieatrakcyjną, a przecież zrobiliśmy TO wczoraj, z grą wstępną, naprawdę się starałem i obojgu się podobało. Wreszcie – Kazio dochodzi do kwestii szczególnie dla niego bolesnych – po jakiego rogatego diabła mam jej dziękować za obiad pod nos, skoro dawno ustaliliśmy podział obowiązków, ja sprzątam, zmywam, ona gotuje. Ze szkoły wiemy, że stan normalny nie podlega pochwale.
Sedno problemu polega na tym, że uczucia – czymkolwiek by one nie były – rzadko kiedy rozkładają się równolegle w związku, czyli, sytuacja, w której na niego i na nią przypada odpowiednio 50% uczuciowości, występuje wyjątkowo rzadko. Jeśli poruszamy się w ramach marginesu błędu, niedociągnięcia, wszystko powinno pozostać w porządku. Kłopoty zaczynają się gdy różnica sięga 20%, a końcem dramatu jest sytuacja jak z pamiętnego Pana Sułka i Pani Elizy, niemniej godnej zapamiętana. Ona wije się wokół gbura, zasypuje pocałunkami, donosi piweczko, ptasie mleczko oraz nakłania do czynności, które w radiu, będącym przecież medium publicznym, można jedynie zasugerować. On biesi się niczym jeż z granatem w czterech literach, furka i daje do zrozumienia, że najlepiej czuje się sam. Piwo jednak zatrzyma.
Mężczyzna, znalazłszy się w takim niezbilansowanym układzie wylewności nie bardzo może się otworzyć w obawie przed zalaniem przez ogólną słodycz. Gdyby na każdego karmelka, dziubaska, pączuszka i niedźwiadka znajdował adekwatne określenia (ptyś papieski, mordeczka, kremówka, myszka), jego życie zmieniłoby się w nieustanne gruchanie, pocałunki trwałyby tydzień z kawałkiem, zaś stosunek seksualny rozpoczęty w lany poniedziałek znalazłby finał wraz z bożonarodzeniową gwiazdą. To co przyjemne zmieniłoby się w koszmar.
I jeszcze ten śmiech rozbawionych kumpli.
Być może są faceci, którzy usiłują zmienić ten stan rzeczy, to znaczy wielkim trudnemu przeistoczyć się z gbura w epatującego uczuciami księciunia. Czynią to na własną zgubę, ukochanej, ich obojga.
Nie zadowoli jej, a wręcz przeciwnie.
Ludzie przecież zmieniają się tylko na gorsze. Może już o tym pisałem?
A jeśli facet zmienia się na lepsze, znaczy to, że popełnił jakąś potworność: ma romans, ukrywa dochody, przehulał działkę od teścia w trzy karty. Innego wyjścia zwyczajnie nie ma.
Ta sama część kobiecej psychiki, która domaga się uczuciowości, teraz w nią nie uwierzy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze