Wesele po polsku?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuJuż od dobrych kilku lat restauracje, domy ślubne, salony mody ślubnej, kościoły i urzędy stanu cywilnego przeżywają prawdziwe oblężenie. W związki małżeńskie wchodzi tak zwane „echo wyżu demograficznego”. Jak by się nie gospodarowało, trudno będzie na tym stracić, będąc organizatorem ślubów i wesel – boom potrwa jeszcze kilka lat. Polacy prześcigają się w nadawaniu weselom szczególnej oprawy.
Wszystko jest zorganizowane coraz bardziej profesjonalnie, a momentami doprowadzane do szaleństwa. Doskonale widać to na przykładzie fotografii ślubnej. W zamierzchłych czasach PRL-u fotograf był obecny jednie w kościele lub urzędzie stanu cywilnego, sprzęt, którym operował, nie różnił się od przeciętnego zestawu amatorskiego. Z czasem fotograf zaczął pojawiać się również na weselu, a obecnie? Fotografia weselna jest, podobnie jak w Europie Zachodniej, czy przede wszystkim USA, osobną gałęzią fotografii. Albumy zdjęć ślubnych przypominają profesjonalne albumy fotograficzne, a sprzęt fotografów weselnych często nie odbiega od tego, którym posługują się fotoreporterzy renomowanych gazet. Trudno się dziwić – w obu przypadkach chodzi o duże pieniądze. Bo skoro Polacy mają potrzebę wydania dużych pieniędzy na wesele, to zgodnie z zasadami rynku znajdą się tacy, którzy tę potrzebę zaspokoją. I się znajdują, a potrzeba jest wciąż wzmacniana.
Polskie wesele poddane jest temu samemu trendowi, który stał się udziałem takich tradycyjnych świąt jak Boże Narodzenie czy Wszystkich Świętych. Wieczerza wigilijna stała się jedynie dodatkiem do choinki, pod którą koniecznie muszą leżeć prezenty, a tradycyjne świeczki na polskich grobach stały się wielopoziomowymi lampionami z wymiennymi wkładami, kolorowym witrażem i pozytywką. Samo zaś Wszystkich Świętych musi być poprzedzone obowiązkową zabawą halloweenową, przy okazji której można coś sprzedać albo przynajmniej zaludnić parkiet w klubie poprzebieranymi wielbicielami trupiej zabawy. W przypadku wesel i ślubów równie chętnie korzystamy z wzorów anglosaskich.
Z jednej strony polskie śluby zaczynają przypominać coraz bardziej to, co znamy z amerykańskich filmów: pannę młodą prowadzi do ołtarza ojciec, ceremonii ślubnej towarzyszy rzewna melodia grana na skrzypcach (przeważnie najpopularniejszy ślubny szlagier, czyli Ave Maria), druhny umundurowane są w identyczne sukienki, a na szczycie piętrowego tortu odnajdziemy figurki młodej pary. Z drugiej strony jest również coś takiego jak polska tradycja weselna, z której nowożeńcy czerpią obficie. W efekcie tworzy się niesamowity miks tradycji i współczesności. Najlepiej widać to na przykładzie wieczorków panieńskich i kawalerskich. Tradycja przedślubnych spotkań w grupie rówieśników tej samej płci ma długą historię obecną w polskim folklorze weselnym i nie zanikła nawet w czasach komunizmu. Czasem takie spotkania przybierały niepokojący obrót. Dość powiedzieć, że legendarny lider Dżemu – Ryszard Riedel, swój „wieczorek kawalerski” obchodził przez tydzień przed ślubem, a w urzędzie stanu cywilnego pojawił się spóźniony, za to bez dowodu osobistego. Tak więc tradycja jest, ale już sposób obchodzenia np. wieczorku kawalerskiego (w knajpie ze striptizem lub wynajętą striptizerką), to już wpływ amerykańskich filmów.
Wymieszanie zachodniej tradycji weselnej z tradycją rodzimą widać też w menu przyjęcia weselnego. W kwestii zdobienia potraw, wymyślności deserów (znajoma para w ostatniej chwili zrezygnowała z fontanny, z której miała lać się czekolada), czy rosnącej popularności smażonych kuleczek ziemniaczanych znanych z fast fordów, wyraźnie nawiązuje się do wyobrażeń o zachodnim luksusie weselnym, ale częstotliwość podawania potraw na całonocnym weselu z orkiestrą, ich rozmiary i dobór (żurki, barszcze z krokietem, zimna płyta i tym podobne) świadczą o tym, że tradycja kulinarna w narodzie nie ginie, a jeśli gość weselny zostanie potraktowany obiadem, to w dziewięciu przypadkach na dziesięć w zestawie podawanych zup będzie rosół. Również rozmiary porcji i ilości jedzenia i napitku pozostają typowo polskie. Pamiętam jak na weselu koleżanki z Afrykanerem rodzina pana młodego była wstrząśnięta ilością podawanego, a co za tym idzie, marnowanego jedzenia. No cóż, co kraj to obyczaj. U nas ciągle obowiązującym, przynajmniej w przypadku wesel, jest nieśmiertelne „zastaw się a postaw się”.
Nowinki nie zawsze są przyjmowane bez oporów. Otóż jedna z polsko-angielskich par, których ostatnio sporo, postanowiła, aby męska część rodziny panny młodej została ubrana we fraki i cylindry, podobnie jak przybywająca w pełnej weselnej gali angielska rodzina pana młodego. Wszyscy się zgodzili poza seniorem rodziny – dziadkiem, który zaprotestował przeciwko ubieraniu go w sposób, który uważał za głupi. W efekcie rodzinne zdjęcie ze ślubu przedstawia identycznie ubranych panów we frakach, spośród których wybija się starszy człowiek w garniturze pamiętającym jeszcze zdecydowanie lepsze czasy. Tak więc nie wszystko się przyjmuje. A koszty wesela przeważnie są takie, że mimo wszystko każdy zastanowi się nad dodatkowymi wydatkami. Ale po zastanowieniu się i tak płaci.
Większość chce, żeby ślub i wesele były uroczystościami niezapomnianymi nie tylko przez swoją wyjątkowość, ale i przez wyjątkową oprawę. Aby można było skutecznie wspominać, wynajmuje się nie tylko wspomnianego już fotografa, ale i kamerzystę. Później cała rodzina może być obdarowana eleganckim DVD z weselem zmontowanym w formie wideoklipu. Powspominać zawsze jest miło, ale filmowanie zabija spontaniczność zabawy szczególnie w przypadku starszych gości. I tu kolejny problem – jak połączyć w jednolitej grupie imprezowej poważnych członków rodziny i naszych wesołych znajomych? W dawnych czasach wielkich wesel rodzinnych udawało się. Dzisiaj z powodów organizacyjnych i finansowych wiele osób zaprasza na przyjęcie weselne jedynie najbliższą rodzinę, a ze znajomymi bawi się na przykład w ulubionym klubie. Przeważnie wychodzi taniej i nie ma problemu na przykład z tym, że serdeczny przyjaciel pana młodego chciał się całować z ciocią panny młodej. Z drugiej strony, trochę żal…
Wiele osób decyduje się właśnie na opcję ekonomiczną. Suknię można kupić używaną, a później przerobić i odsprzedać dalej, zdjęcia robi znajomy z lustrzanką (i nieraz wychodzą dużo lepiej), a rodzinę w ostateczności zapędzić do restauracji. Dodatkowa oszczędność to przejażdżka prywatnym samochodem zamiast wynajętą limuzyną. Zawartość kopert będzie zapewne nieco mniejsza, ale w sumie jest to jakaś metoda.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze