Chybił trafił
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuJestem przekonana, że jeśli będziecie obydwoje pracować nad tym, żeby się wzajemnie poznać, być dla siebie serdecznymi, stać się znów dla siebie kobietą i mężczyzną – to dziecko może być niewątpliwie głównym motywatorem do tych działań. Prawdą jest, że dziecko zbliża, ale też prawdą jest, że tylko tych, którzy chcą ze sobą być blisko...
Kochana Margolu,
Przeczytałam tylko jedną z Twoich porad z kafeteryjnego kącika i bardzo podobał mi się sposób, w jaki opisałaś wszystko to, co ja miałam na myśli – nie potrafiłabym tego wyrazić lepiej.
Ostatnimi czasy jestem bardzo zagubiona i właściwie nie wiem, jak sobie poradzić z sytuacją, która mnie przygniata. Dwa i pół roku temu poznałam fantastycznego chłopaka. Wydawało mi się, że jestmoją pokrewną duszą. Był moim pierwszym poważnym facetem. Zakochaliśmy się w sobie z wzajemnością. Wciąż mnie zaskakiwał, przysyłał kwiaty do pracy, zabierał do restauracji, kina, prawił komplementy. Wydawało mi się, że świat stanął i przez kilka miesięcy tkwił w tym samym miejscu – byliśmy zakochani i przeszczęśliwi. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem, wciążwychodziliśmy na imprezy, bawiliśmy się po prostu świetnie. Po pięciu miesiącach naszego związku okazało się, że jestem w ciąży. Oboje chcieliśmy dziecka, wiedzieliśmy, że chcemy być rodziną, że nasza miłość jest bardzo silna. Dziewięć miesięcy ciąży minęło szybko i w szczęściu – mimo że zmieniliśmy oboje styl życia – nie było już częstych wypadów, a gdy się zdarzały, to bezalkoholowe i bez większych szaleństw. Oboje jednak byliśmy podekscytowani faktem, że na świat przyjdzie nasze dziecko.
Od pierwszego dnia od narodzin naszej córeczki nie mieliśmy wątpliwości, iż ona jest najważniejsza. Gdy Molly skończyła sześć miesięcy, zauważyłam, jak radykalne zmiany zaszły w naszym życiu. Potrafiłam pogodzić się z tym, iż jestem teraz odpowiedzialną mamą, że nieprędko powrócę do pracy i nie będę mogła rozwijać się zawodowo. Zauważyłam jednak, że coraz bardziej oddalam się od swojego chłopaka. Niektórzy mówią, że dziecko zbliża. Tak, może w pewien sposób. Jednak nas chyba bardziej od siebie oddaliło. Ja stałam się kurą domową, która tylko sprzątała, gotowała, prała. Stałam się chyba mało atrakcyjna dla swojego partnera, bo oto nagle zauważył mnie szorującą na kolanach podłogę, bezmakijażu i w domowych ciuchach. Nie wychodziłam często ze znajomymi, a jeżeli się zdarzyło, to wracałam wcześnie i zawsze pisałam, gdzie jestem i o której będę.
I oto kilka tygodni temu mój partner powiedział mi, że już mnie nie kocha. Że nie myśli, iż mogę go uszczęśliwić. Że nie jest pewien, czy jestem kobietą, z którą chce spędzić całe życie. Wiem, że było ciężko, że brakowało nam pieniędzy, że nie mieliśmy nikogo, z kim moglibyśmy zostawić dziecko (oboje mieszkamy w UK i nie mamy tu naszych rodzin), jednak mimowszystkich problemów, które napotykaliśmy na drodze – ja nie przestałam go kochać. Dochodzi też masa innych rzeczy, jak na przykład praca mojego partnera – nie jest generalnie szczęśliwy i to, co obecnie robi, nie jest jego marzeniem. Próbuje wrócić do robienia tego, co kocha i robi najlepiej, lecz myślę, że trudności z tym związane go bardzo dołują i nie wie dokładnie, jak sobie z tym poradzić.
Chciałabym zrozumieć, dlaczego tak nagle wszystko się zmieniło. Zaczęliśmychodzić do psychologa (jesteśmy dopiero po pierwszej wizycie) i po konsultacji z nim mój partner zaczął myśleć, że tak naprawdę nie poznaliśmy się dobrze. Że wszystko nabrało niesamowitego tempa – wspólne zamieszkanie, dziecko. Że przez cały czas trwania naszego związku mieliśmy tylko dobrą zabawę (imprezy). Że jestem inna od jego znajomych, dlatego nigdy nie bierze mnieze sobą na różnego typu imprezy towarzyskie. Gdy urodziła się Molly, zawsze chciałam wrócić do tego, co mieliśmy wcześniej, chciałam, aby łączyło nas coś więcej aniżeli wychowywanie dziecka. Może wspólna muzyka, znajomi? Chciałam, abyśmy pojechali razem na wakacje, abyśmy poszli na mecz piłkarski itp. Jednak on przestał mi proponować wspólne wyjścia, miałam wrażenie, żenie mógł się doczekać, aby wyrwać się z domu. Nagle zaczęli liczyć się jegoznajomi. Jest wspaniałym ojcem, nie mam tu żadnych zastrzeżeń i wątpliwości. Chciałabym jednak uratować ten związek. Wiem, że nie zmuszę go do miłości, do pozostania ze mną. Jednak on także powiedział mi, iż chciałby, aby wszystko było takie jak kiedyś. Ale jak możemy do tego wrócić? Czy to w ogóle jest możliwe?
Proszę Cię, Margolu — POMÓŻ. Pomóż mi myśleć pozytywnie. Pomóż mi uratować moją rodzinę. Zawsze chciałam i chcę stworzyć prawdziwy dom swojemu dziecku. Chcę, abyśmy znowu byli szczęśliwi.
Z poważaniem,
Przygnębiona
***
Droga Przygnębiona,
Ustalmy jedno: nawet skreślając liczby na kuponie totolotka, człowiek zostawia sobie chwilę czasu do namysłu. Chyba że zdaje się na ślepy los i wtedy strzela metodą „chybił trafił”. Jak przypuszczasz, to nie jest najzdrowsze podejście do podejmowania tak ważnych życiowych decyzji jak Wasze…
Oczywiście płacz nad rozlanym mlekiem nic tu nie da i moje zadziwienie tempem, w jakim zdecydowaliście się na rodzicielstwo, niczego nie rozwiąże. Trzeba jednak przyznać, że tempo jest piorunujące i właściwie nie powinno Cię dziwić, że równie nagle jak Was naszła ochota na zabawę w tatę i mamę, Twój partner z tej zabawy ma ochotę się wycofać. Najwyraźniej niewiele spraw w jego życiu idzie w dobrym kierunku, myślę, że może trochę poczuł się przerażony ilością obowiązków (niekoniecznie mam na myśli obowiązki domowe, bardziej poczucie odpowiedzialności za rodzinę, którą tak znienacka założył). Wydaje mi się, że kłopoty w pracy mogły raczej tylko pogłębić jego wewnętrzny konflikt. Piszesz „nagle zaczęli liczyć się jego znajomi”. Może dla Ciebie to nagłe, jak zresztą wszystko w Waszym związku.
Myślę, że minęła początkowa euforia związana z burzą feromonów, a później niespodziewaną odmianą w życiu, jaką były narodziny Waszej córeczki, przyszła proza życia – i ta właśnie proza przerosła Twojego partnera. Najwyraźniej nie był gotów na tak błyskawiczne przemiany: sam nagle z wolnego człowieka przedzierzgnął się w ojca rodziny, a Ty… Aż mnie dreszcz przeszedł, gdy przeczytałam, że stałaś się kurą domową na kolanach szorującą podłogę. Dziewczyno, żadna podłoga nie jest warta tego, żeby przebrać się w „domowe ciuchy” (podejrzewam najgorsze… Dres? Rozciągnięty, poplamiony podkoszulek?) i upaść na kolana, w pocie czoła niszcząc swoją kobiecość. Trzeba umieć znaleźć złoty środek i nie zamęczać się ponad siły przy pucowaniu mieszkania, bo potem dla pozostałych domowników (męża i córki) masz tylko zmęczony wzrok, podskórną wściekłość (Ty się zamęczasz, a oni czegoś od Ciebie jeszcze chcą…) i niezbyt dobre słowo na ustach. To oczywiście najczarniejszy ze scenariuszy, jakie wysnuwam na dźwięk słów „kura domowa” - ale zważywszy jego częstość występowania, wcale nie tak znów nieprawdopodobny i w Twoim przypadku…
Oczywiście, obydwojgu Wam trudno się odnaleźć w nowych rolach. To absolutna prawda, że się nie znacie, bo nie mogliście się poznać – gdy człowiekowi świat zatrzymuje się w miejscu i pławi się w zakochaniu, trudno o obiektywizm i trzeźwą ocenę partnera. Widzi się go przez różowe okulary, podobnie jak przyszłość – och, kochanie, będziemy mieli dziecko! Będziesz wspaniałym tatusiem, a ja będę wspaniałą mamusią i będziemy żyli długo i szczęśliwie! Kiedy nagle jest się zmuszonym skonfrontować z rzeczywistością idealnie wyśniony obraz, przychodzi pora wielkich rozczarowań…
To nie brzmi optymistycznie, wiem, ale teraz napiszę coś, co optymizm może obudzić. Oczywiście, wszystko zależy od Waszej dojrzałości, ale na pewno jakąś nadzieję daje fakt, że Twój partner wyraził pragnienie, by wszystko było tak jak dawniej… Mam nadzieję, że chodzi mu o dobre stosunki między Wami, a nie różową beztroskę, która nieodwołalnie musiała się skończyć z chwilą pojawienia się dziecka. Jestem przekonana, że jeśli będziecie obydwoje pracować nad tym, żeby się wzajemnie poznać, być dla siebie serdeczni, stać się znów dla siebie kobietą i mężczyzną – to dziecko może być niewątpliwie głównym motywatorem do tych działań. Prawdą jest, że dziecko zbliża, ale też prawdą jest, że tylko tych, którzy chcą ze sobą być blisko…
Na pewno fakt, że Twój partner jest dobrym ojcem, rokuje, że będzie chciał swojemu dziecku zapewnić jak najlepsze warunki rozwoju. Nie od dziś wiadomo, że nic nie jest lepsze od pełnej, udanej rodziny. Udanej! To znaczy, że rodzice się kochają i mają dla siebie wiele szacunku i czułości. I wiem, że można to odbudować, jeśli tylko obydwie strony chcą i potrafią odnieść się do pierwszych chwil swojego związku. Na pewno jesteś w stanie wykorzenić z siebie kurę domową, a zostawić normalną kobietę, która znajduje złoty środek między zajmowaniem się domem a byciem atrakcyjną partnerką dla swojego mężczyzny. Tu nie chodzi tylko o seks, a właściwie – nie chodzi wcale o seks… Porozmawiajcie, co aż tak Cię różni od jego znajomych, że nie chce Cię między nich teraz zabierać (wstydzi się?). Postaraj się zmienić swoje myślenie i troszkę bardziej dbać o siebie niż o macierzyństwo. To bardzo wciągająca rola, ale nie może Cię wciągnąć bez reszty, bo staniesz się rozmówcą atrakcyjnym tylko dla babć lub innych mamuś (i to pod warunkiem że na tle Twojego dziecka ich pociechy wypadną lepiej…).
Nie ustawajcie w wysiłkach, chodźcie do psychologa i próbujcie odbudować Waszą więź. Dla córeczki, która jest dla Was obydwojga ważna. Bądź mądrą kobietą i staraj się zadbać o bardzo silną więź ojca z córką – to jeden z elementów, który pomaga spoić i utrzymać związek. Ale nade wszystko zadbaj o Waszą wspólną więź. Postaraj się jak najwięcej rozmawiać, żartować, pokaż mu się znów z tej strony, którą poznał, gdy staraliście się nawzajem o siebie. Wierzę, że będzie dobrze.
Uściski,
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze