Zakaz zakładania rodziny!
CEGŁA • dawno temuJestem od 10 lat w wolnym związku z cudzoziemcem. Nie jest to historia prosta, ponieważ istnieje na odległość. W tym roku rozpoczęła się między nami bardzo poważna rozmowa, ale nie możemy nic ustalić. Mój partner zaczął mi opowiadać o swojej firmie. W Jego życiu nastąpił punkt, w którym może albo przystopować karierę, albo brnąć wyżej, ale wówczas – uwaga – nie będzie mógł założyć rodziny, bo „takie są zasady”.
Witam, Cegło!
Mam następujący dylemat.
Jestem od 10 lat w wolnym związku z cudzoziemcem. Nie jest to historia prosta, ponieważ istnieje praktycznie na odległość. Mój partner pomieszkiwał z przerwami kilka lat w Polsce (tu Go zresztą poznałam, jako rehabilitantka Jego kłopotów z kręgosłupem), ale od początku była we mnie wewnętrzna zgoda na to, że nasze bycie razem podyktowane będzie charakterem Jego pracy, częstymi podróżami, delegaturami do różnych krajów itp. Uważałam, że wolę równorzędny związek świadomych, dorosłych, wolnych ludzi, oparty na tęsknocie, rozstaniach i powrotach, niż codzienne szuranie bamboszami aż do wzajemnej nienawiści i typowego domowego piekiełka bez miłości i namiętności. Nawet gdy On był dłużej w Polsce, mieszkaliśmy osobno – przez mój ośli upór, bo wymyśliłam sobie, że nie będę w żaden sposób odcinać kuponów od Jego statusu (jest człowiekiem zamożnym). Do tego stopnia zaznaczałam niezależność, że na wspólnym urlopie przeganiam Go zawsze po Karkonoszach, chociaż pewnie by wolał jakiś leżak na tropikalnej wysepce:).
W tym roku rozpoczęła się między nami bardzo poważna rozmowa, która trwa już praktycznie kilka miesięcy i nie możemy nic ustalić. Mój partner zaczął mi nieproporcjonalnie dużo opowiadać o swojej firmie, jeśli porównać cały dotychczasowy okres naszej znajomości. Konkluzja tych zwierzeń była według mnie dosyć dziwna – w Jego życiu nastąpił punkt, w którym może albo przystopować karierę, albo brnąć wyżej, ale wówczas – uwaga – nie będzie mógł założyć rodziny, bo „takie są zasady”. Zaznaczam, że nie związałam się z żadnym gangsterem czy sekciarzem:). Jest to poważna, renomowana w wielu krajach świata firma, wprawdzie nie typu non profit, ale poświęcająca dużo energii i działalności na dobroczynność. On spędził w niej całe życie zawodowe (ponad 20 lat), pnąc się od samego dołu i osiągając naprawdę sporo.
Jest teraz to dziwaczne pytanie/prośba do mnie, czy jestem w stanie na tym etapie zdeklarować swój stosunek do małżeństwa. To byłaby decyzja na resztę życia dla nas obojga. Jeśli ślub i dzieci mają dla mnie podstawowe znaczenie, powinnam powiedzieć to teraz. Wówczas On „zakotwiczy” w Polsce i na przykład rozkręci własny interes. Jeśli nie, przyjmie ofertę awansu, co jednak nie pozwoli Mu podejmować osobistych zobowiązań.
Mówił o tym niby lekko, ale wydaje mi się, że praca jest Jego rodziną, w tym sensie, że był z firmą od zawsze i byłoby Mu ciężko się przerzucić na coś innego. W tym momencie czuję się obciążona zbyt dużą odpowiedzialnością za Jego szczęście i samopoczucie, ponieważ nie myślałam dotąd wcale o rodzinie ani dzieciach. Właściwie to jesteśmy w podejściu do pracy bardzo podobni: moje potrzeby zaspokaja opieka nad cierpiącymi ludźmi (jest wśród nich wiele dzieci), od lat poświęcam temu większość swojego zaangażowania i dobrze mi z tym. Nie wiem, czy chciałabym i potrafiła z tego zrezygnować, i łatwiej przez to rozumiem Jego.
On mówi tak: jesteś młoda, masz 32 lata, skąd wiesz, że nie zmienisz zdania za jakiś czas? I obojgu nam będzie z tym źle, i pewnie będziemy w końcu musieli pójść osobnymi ścieżkami. Ja mówię inaczej: 32 lata to głęboka dorosłość, a tym bardziej 47, ile masz Ty. Każde z nas już chyba w tym momencie wie, czego chce. A jeśli za 5 lat któremuś coś strzeli do głowy, to co można na to poradzić? Nie wszystko da się przewidzieć, zaplanować. Możemy równie dobrze umrzeć, albo przestać się kochać. On się w tym momencie śmieje i mówi, że jestem przemądrzały dzieciak.
Tak dla jasności, przemaglowałam Go okrutnie pod kątem tej dziwnej struktury Jego firmy, której najbardziej nie rozumiem – jaki to „kodeks pracy” może komuś nakazać albo zakazać życia prywatnego? Cóż, takich informacji nie znajdzie się w Internecie. Przyznaję, była nawet chwila, gdy węszyłam z Jego strony jakieś męskie wykręty, zwane teraz zdaje się „ściemnianiem”. Ale tak się nie da myśleć na dłuższą metę o człowieku, z którym się spędziło tyle lat i ma się podstawy do stuprocentowego zaufania w każdej sprawie. Po pierwsze, po co by zaczynał zasadniczą rozmowę ze mną na temat, który nigdy nie był dla mnie ważny? Ale jasności nie uzyskałam.
Prawda jest taka, że kocham Go i nie chcę decydować, nawet gdyby mi 150 razy powiedział, że tak czy siak będzie szczęśliwy.
No i co teraz?
„Danuta”
***
Witaj, Danusiu!
Faktycznie, lekko zapachniało sektą:), ale Tajemniczą Firmę Twojego ukochanego zostawmy sobie na deser.
Tak sobie pomyślałam… A gdyby to rozważyć od końca? Może On ściemnia w innym sensie, niż przez chwilę podejrzewałaś? Na przykład: to On jest zmęczony presją kariery i chciałby osiąść na laurach, przerzucić się na coś spokojniejszego i na własnych warunkach, ale zakorzeniona ambicja człowieka sukcesu nie pozwala Mu wyartykułować tego wprost, nawet przed samym sobą? Może próbuje Cię okrężną drogą wybadać, czy przypadkiem nie chciałabyś zamieszkać razem z Nim jako – lub przynajmniej JAK małżeństwo? Pamiętaj, że to mężczyzna w sile wieku, ale — już nie młody. Osiągnął, jak piszesz, prawie wszystko w sensie materialnym, przed Nim jeszcze tylko jeden, prawdopodobnie ostatni skok w górę. Brzemienny w skutki, pewnie aż do (umownej w wielkim biznesie) emerytury. Może ogarnęły Go wątpliwości przed metą, może po prostu nie pragnie już więcej tego samego – i marzy, by ktoś Go w tych ciągotkach wsparł? Najlepiej ukochana kobieta… Brałaś w ogóle pod uwagę takie zaplecze sprawy?
Mam wrażenie, że to bardzo fajny punkt Jego życia: atrakcyjne rozdroże, swoboda wyboru, brak trosk materialnych. A do tego wielka, sprawdzona, dojrzała miłość. Jesteś niezwykle istotnym „elementem” tej konfiguracji, po prostu Jego niezbędnym towarzyszem w podjęciu tej decyzji. Po dziesięciu wspólnych, rwanych latach On Cię zaprasza do tego, byś głębiej zanurkowała w ten związek. Nie wiem, czy powinnaś to zaproszenie odrzucać. Nie traktuj go jako próby zrzucenia odpowiedzialności na Ciebie. Konsekwencje nie wydają się przerażające. I dlatego to także bardzo fajny moment w Twoim życiu. Jak sama powiedziałaś – jesteście wolnymi ludźmi i równorzędnymi partnerami, a całej reszty po prostu nie sposób przewidzieć.
Teraz deser:). Przyznaję, zabiłaś mi ćwieka. Nie wiem czy to garnki, środki czystości czy inna „religia”. Na pewno jakaś równie potężna, rozrośnięta i na dodatek, jak piszesz, szacowna, prospołeczna firma. W sensie prawnym kwestia oficjalnego „cyrografu samotności” jest oczywiście kuriozalna, żeby nie rzec: mało prawdopodobna. Możliwe natomiast, że to pewna niepisana wewnętrzna regulacja, całkowicie dobrowolna i objęta sekretem do momentu, gdy pracownik osiągnie staż wymagający wtajemniczenia — coś jak odwieczna tradycja, łamiąca po cichutku prawa człowieka, pod warunkiem, że człowiek się na to godzi. Taki paradoksik. Owszem, jestem skłonna uwierzyć, że zdarzają się takie zawiłe i perfidne przypadki dyskryminacji – w tym wypadku wymóg poświęcenia całego swojego czasu potrzebom firmy jako warunek awansu na najwyższy szczebel w hierarchii. To by skądinąd bardzo interesująco świadczyło o Twoim ukochanym, gdyby zakwestionował taki absurd i postanowił się z takiej struktury wymiksować, by zacząć od nowa… Nie sądzisz?
Cóż, Waszej rozmowy nie da się uciąć w pięć minut, ale — życzę konsensusu. Podoba mi się Wasza historia.
Pozdrawiam mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze