Utrzymanek, utrzymanka
URSZULA • dawno temuNie żebym była jakąś zaciętą feministką, która jest zdania, że sama powinna na siebie zarabiać, bo mężczyźni to świnie i nie wolno się od nich uzależnić. Dla mnie to kwestia przyzwoitości: wydaję pieniądze, więc muszę je też jakoś zdobywać. Niestety, ostatnio przekonałam się, że to bardzo niemodny sposób myślenia.
Należę do typu ludzi, którym generalnie jest głupio, kiedy przychodzi do kwestii finansowych. Jest mi głupio, kiedy kolega z pracy postawi mi obiad albo koleżanka kawę. Biję się z myślami, czy w ogóle powinnam się na to zgodzić, a potem planuję, że następnym razem się odwdzięczę. Czuję się zdecydowanie nieswojo, kiedy mój facet zabiera mnie do centrum handlowego i mówi:
— Kochanie, dostałem premię, wybierz sobie coś ładnego i nie patrz na cenę.
Płonę ze wstydu, kiedy on zapłaci czynsz i wszystkie rachunki, więc potem staram się cały miesiąc kupować jedzenie i różne rzeczy do domu, żeby jakoś to wszystko wyrównać.
Koleżanka miała problemy sercowe i chciała o nich porozmawiać. Generalnie było mi to nie na rękę, ponieważ w pracy ciągle coś się działo, sterty papierów piętrzyły się na biurku, w kalendarzu miałam zapisane niekończące się listy niecierpiących zwłoki spotkań. W końcu udało mi się jednak wygospodarować kilka kwadransów dla złamanego serca koleżanki. Umówiłyśmy się w kawiarni i na wstępie usłyszałam od niej, że nie ma pieniędzy. Powiedziałam, że postawię jej kawę, czemu nie, cóż to w końcu wobec innych wydatków, na które pieniądze trzeba znaleźć natychmiast i koniec.
Zaczęłam więc słuchać.
– Otóż mój mąż nie ma dla mnie czasu – zaczęła — ciągle siedzi w pracy i kiedy wraca, to jest tak zmęczony, że nie ma już nawet siły obejrzeć ze mną filmu. Robi sobie drinka i idzie spać. W weekendy często gdzieś jeździ w interesach albo ma jakieś bankiety, na które ja już nawet nie chodzę, bo są koszmarnie nudne.
I tak ciągnęła dalej o tym, że siedzi całymi dniami w domu i nie ma co robić, że kiedy ugotuje obiad, to on nie zje, bo jest zbyt zmęczony, że znudziły się jej już nawet zakupy.
— A nie myślałaś o tym, żeby iść do pracy? — spytałam. — Miałabyś własne pieniądze i coś do roboty.
— Pieniędzy to ja nie potrzebuję – powiedziała. — Rafał dobrze zarabia, starcza na wszystko. Chciałabym otworzyć własny salon fryzjerski i właśnie na to odkładamy.
Odkładamy? Nie wierzyłam własnym uszom. Facet haruje po 12 godzin dziennie, by starczyło na wszystkie jej potrzeby, odkładają pieniądze, by mogła otworzyć salon fryzjerski, a ona narzeka, że on nie ma dla niej czasu?
Na tym szokującym wydarzeniu wcale się nie skończyło. Niedługo potem zadzwonił do mnie kolega, który kilka lat temu wyjechał z rodziną do Anglii w poszukiwaniu szczęścia. Nie wiem, czy znalazł szczęście, na pewno natomiast udało mu się dorwać pracę na budowie, a potem słuch o nim zaginął. Teraz przyjechał na wakacje do Polski, zadzwonił i postanowiliśmy się spotkać. Długo opowiadał o swojej pracy, o harówce przez 12 godzin dziennie, o tym, że na początku nie umiał mówić po angielsku i miał w związku z tym mnóstwo kłopotów.
– A co z twoją żoną? — spytałam, przypominając sobie mgliście, że jego żona skończyła filozofię i świetnie mówiła po angielsku. Miałam nadzieję, że znalazła dużo bardziej rozwijającą pracę.
– Asia siedzi w domu – powiedział. — Zajmuje się sprzątaniem, gotowaniem i wychowaniem dziecka. Ostatnio zapisała się też na kurs fotograficzny. Zawsze chciała robić zdjęcia.
Zajmuje się dzieckiem? W duchu usiłowałam obliczyć, ile lat ma ich dziecko, i nijak nie wychodziło mi mniej niż 14. Chyba nie trzeba się nim tak bardzo zajmować?
Rozumiem, że są też na pewno odwrotne sytuacje, że są związki, w których to kobieta zasuwa 12 godzin na dobę, a mąż siedzi w gaciach przed telewizorem i popija piwo, ale taka sytuacja zawsze budzi społeczny sprzeciw. „Biedna kobieta” - mówią wtedy liczni zmartwieni krewni i znajomi królika – „musi bardzo kochać tego nieudacznika, skoro od niego nie odchodzi, mimo że on tak ją wykorzystuje”.
Rozumiem również, że jeżeli są małe dzieci i trzeba się nimi zająć, to sytuacja, w której jedno z rodziców (z oczywistych względów częściej jest to mężczyzna) pracuje, a drugie opiekuje się potomstwem, jest całkowicie w porządku. Ale czy ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym, ilu facetów utrzymuje swoje kobiety, które całymi dniami prężą się na sofie i szlifują paznokietki? Robią to tylko dlatego, że są prawdziwymi mężczyznami i czują, że mają obowiązek zapewnić bezpieczeństwo swoim kobietom. Wyrzekają się życia towarzyskiego, hobby, ba, często nawet nie mają czasu, by nacieszyć się właśnie tą żoną, którą tak pracowicie utrzymują! I to jest całkowicie w porządku, i nikt się niczemu nie dziwi.
Gdzie ja miałam oczy, kiedy planowałam swoje życie? Po co były mi studia, liczne staże, dorabianie po nocach w roli barmanki w podłych spelunkach? Wystarczyło dorwać jakiegoś kolegę, chociażby po informatyce, który miał zamożnych rodziców i się dobrze zapowiadał, pod byle pretekstem (np. ciąży) zaciągnąć go do ołtarza, a potem żyć sobie długo i szczęśliwie z ewentualnymi przerwami na procesowanie się o alimenty.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze