Seksturystyka w Tajlandii
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuGdy znajdziemy się na Patpongu w Bangkoku, możemy odnieść wrażenie, że świat kręci się wokół seksu. Ale dopiero w Pattai zyskujemy absolutną pewność, że tak jest. Seksbiznes jest widoczny wszędzie. Nie chowa się wstydliwie w alkowach, tylko wychodzi na ulice i plaże. Panuje niepodzielnie w licznych klubach, pubach i klubach go-go. Tolerowany przez społeczeństwo, jest źródłem utrzymania dla wielu osób.
Pattaya to nie miejsce dla ceniących spokój podróżników. Nadmorski jazgotliwy kurort obstawiony hotelami wiecznie tętni życiem i nie pozwala odpocząć. Atakuje wszystkie zmysły kolorami jaskrawych neonów, dźwiękami muzyki z klubów nocnych, zapachem jedzenia serwowanego na ulicy. Za dnia tłoczno na plaży, w nocy na ulicach. Odnosi się wrażenie, że jest tu więcej turystów niż rodowitych Tajów. Obcokrajowców przybywa tu znacznie więcej od czasu tsunami z grudnia 2004 roku, kiedy południowe wybrzeże Tajlandii zostało zdewastowane. Nie należy jednak sądzić, że przyciąga ich tutaj rajska plaża. Ta ostatnia zastawiona jest na całej szerokości leżakami, mało przyjemna, czystość wody też pozostawia wiele do życzenia. Ale miasto położone zaledwie dwie godziny drogi od Bangkoku ma coś specjalnego w zanadrzu. Seksturystykę. I o ile na słynnym Patpongu w stolicy Tajlandii seks rządzi głównie nocą, o tyle w Pattai jest dostępny i widoczny non stop: od świtu do świtu bezwstydnie nęci przyjezdnych.
Tajka do towarzystwa
Mimo że nie lubię zgiełku, znalazłam się w Pattai świadomie. Chciałam poznać nocne życie miasta, wybrać się do klubu go-go i na niepowtarzalną rewię transwestytów. Tymczasem to, co zobaczyłam w ciągu dnia, zaskoczyło mnie. Nie spodziewałam się, że już od rana będę miała szansę przekonać się, na czym polega seksturystyka w tajskim kurorcie. Koło południa z hoteli wylegają nietypowe pary. Podtatusiali panowie z mięśniem piwnym, wyłysiali staruszkowie i nieatrakcyjne chuderlaki prowadzą się za rękę z młodymi Tajkami. Zastanawiam się, ile te młodziutkie dziewczynki mogą mieć lat. Sporo z nich na pewno nie ukończyło osiemnastego roku życia. Spacer takiej pary kończy się na plaży. Tam po całonocnych igraszkach mężczyźni zalegają w cieniu i odsypiają wyczerpującą noc. Dziewczyny też zapadają w drzemkę albo nacierają olejkiem swoich klientów, robią masaż. Czasem przyprowadzają klientów do siedzących w cieniu drzew swoich rodzin czy znajomych i dołączają do odpoczywających. Nikt nie ma pracującym tak dziewczynom za złe tego, co robią. Często z ich zarobku utrzymują się całe rodziny. Ich praca jest akceptowana przez społeczeństwo.
Przekonuję się, że wyrażenie „pani do towarzystwa” w pełni określa rolę Tajki w relacji z klientem. Dziewczyny spędzają z turystami czas na plaży, chodzą z nimi na posiłki, na zakupy, wieczorem do barów i klubów, a w nocy… No cóż, w to już nie chcę wnikać. Jak dowiaduję się później, dziewczynę można wynająć już za 20 euro za dzień. Wszelkie inne koszty, takie jak jedzenie, drinki, taksówki oraz różne atrakcje, klient pokrywa dodatkowo. Cena nie stanowi żadnej bariery dla zachodnich turystów, których portfele wcale nie muszą być aż tak bardzo wypchane. Chętnych kusi nie tylko niski koszt rozrywek. Tajki są naprawdę uroczymi kobietkami: nieduże, szczuplutkie, uśmiechnięte, posłusznie i bez szemrania spełniające wszystkie zachcianki. Zupełnie inne niż rozwydrzone i nowoczesne kobiety Zachodu. Który facet nie chciałby choć przez jeden dzień stać się panem i władcą mającym bezwzględny posłuch?
Wymuszone zblazowanie
Po całodziennych obserwacjach młodych Tajek z obleśnie uśmiechniętymi gośćmi, którzy mogliby być ich ojcami lub dziadkami, mierzi nas to, że seks często jest dla tych dziewczyn przymusem. Ciężko by im było znaleźć równie dobrze płatną pracę. Po plaży wszyscy szykują się do wyjścia w miasto. Nocne centrum Pattai to pełen zgiełku, migoczący światłami neonów główny deptak Walking Street, po obu stronach którego ciągną się kluby, dyskoteki, puby i kluby go-go. Nad drzwiami licznych aptek świecą neony z napisami „We have viagra!”. Nie dziwi więc, że ich klientami są w przeważającej większości mężczyźni, turyści.
Przemierzamy z Renatą deptak i co chwila pokazujemy sobie dyskretnie skinieniem głowy coraz bardziej kuriozalne pary zachodnich turystów z Tajkami. Powinnyśmy były już przywyknąć do tego widoku, ale nadal jest on dla nas niecodzienny. Wyłapujemy w tłumie nowe zjawisko. Mężczyźni, którzy przyjechali tu ze swoimi żonami, dziewczynami, narzeczonymi, tęsknym wzrokiem taksują urocze mieszkanki Pattai. Z zazdrością patrzą na tych, którzy mieli więcej rozumu i przyjechali tu sami, dzięki czemu mają przy swoim boku uśmiechnięte tajskie dziewczęta. Na twarzach partnerek pobudzonych facetów maluje się wymuszone zblazowanie i sztuczna obojętność na rozbiegane oczy partnera. Pod tą maską kryje się zazdrość i upokorzenie, że mąż, narzeczony czy chłopak zamiast poświęcać uwagę swojej kobiecie, bez krzty zmieszania gapi się na inne. Cieszę się, że jestem tu bez swojego faceta. Cieszę się, że jestem tu bez jakiegokolwiek faceta. Podobnie jak setki kobiet, nie byłabym zadowolona z tego, że mój towarzysz ma oczy dookoła głowy.
Kurit cigariety organami
Gdy tak idziemy deptakiem, kilka razy zaczepiają nas naganiacze pracujący dla klubów go-go. Ta branża jest prawdziwym napędem kurortu. Przed klubami stoją dziewczyny ubrane w podkasany top i szorty lub spódniczkę ledwo zakrywającą wdzięki. Kuszą tańcem, uśmiechem i odkrytym w większości ciałem. Kiedy podbiega do nas kolejny chłopak z ulotkami, usiłując namówić na wizytę w jednym z klubów, w końcu zerkamy na ofertę. Naganiacz namawia nas gorliwie i zachęca ceną: „Tylko 600 batów”. Kiedy rozpoznaje słowiański język, wyjmuje szybko inną ulotkę, tym razem po rosyjsku. Miga mi przed oczami jedna z pozycji „Żenszina kurit cigariety organami”. Do Pattai przyjeżdża sporo nowobogackich Rosjan i należy być przygotowanym na to, że Polacy będą z nimi myleni.
Ustalamy cenę na połowę pierwotnej stawki i dobijamy targu. Chłopak prowadzi nas w boczną uliczkę. Wchodzimy do klubu, gdzie tłum ludzi siedzi dookoła usytuowanej na środku sceny otoczonej chromowanymi rurami. Występ w tajskim klubie go-go to porcja mocnych wrażeń, trudno znaleźć podobną atrakcję w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. To, co tam zobaczyłyśmy, nie nadaje się do opisania. Enigmatycznie określę to tak, że występ w klubie przekracza granice tego, co można zrobić z ludzkim ciałem, przekracza granice dobrego smaku, budzi rozmaite emocje. Na pierwszy plan wysuwa się wśród nich zdegustowanie pozbawianiem kobiet godności i sprowadzaniem ich do roli przedmiotu oraz współczucie dla pracujących tam dziewczyn.
Pokażę ci, że jestem facetem
Ochłonąwszy po nocnych wrażeniach, następnego wieczoru wybieramy się na rewię transwestytów. W samym mieście spotyka się sporo mężczyzn przebranych za kobiety. Czasem trudno poznać, że jakaś ślicznotka jest facetem. Tajowie są nieduzi, drobni, wręcz filigranowi, prawie bez zarostu. Łatwo im się przeobrazić w płeć piękną. Kiedy wdać się z nimi w rozmowę na temat ich płci, potrafią uciąć domysły jednym zdaniem: „Daj sto batów, to ci pokażę, że jestem facetem”. Po czym jak tylko dostaną pieniądze, bez kozery podnoszą spódnicę, prezentując „klejnoty”.
Rewia odbywa się w sali teatralnej, gdzie na scenie występują ubrane w wyszukane stroje kobiety, z których każda kiedyś była lub jeszcze jest… mężczyzną. Panie (czy też może powinnam ich nazwać panami?) zarabiają w rewii pieniądze na operację zmiany płci. Wychodzą na scenę pierwsze śpiewaczki i tancerki i nie wierzę, że to mężczyźni lub że jeszcze niedawno nimi byli. Kobiety efektownie ubrane w tiule, falbany, pióropusze, dopasowane, lśniące brokatem suknie po prostu nie mogą być mężczyznami! Na scenie dzieje się wiele. Pojawiają się nowe dekoracje, układy taneczne i oszałamiające stroje. Pod koniec na scenę wychodzą mężczyźni w mundurach, w których można rozpoznać wcześniej występujące kobiety. Już wierzę, choć z niemałym trudem, że taka transformacja jest możliwa.
Po obejrzeniu erotycznych atrakcji miasta można się z niego z czystym sumieniem wynieść. Bo Pattaya jest jednym z wielu męczących, hałaśliwych, nieatrakcyjnych kurortów, które należy omijać z daleka. Obietnica pikantnej rozrywki przyciąga jednak tłumy. Rząd Tajlandii robi wszystko, aby kraj przestał być kojarzony z seksturystyką. Ale nieskutecznie. Seksbiznes daje źródło utrzymania tysiącom ludzi i ciężko byłoby im tę możliwość odebrać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze