Jeszcze do niedawna dzieciaki niemal od urodzenia uczyły się angielskiego. Rodzice łożyli na ich edukację w przekonaniu, że bez znajomości języków obcych we współczesnym świecie ani rusz. Dziś ten pogląd się nie zmienił. Tylko zamiast angielskiego do przedszkoli coraz częściej wprowadza się chiński. Ma go w swojej ofercie wiele szkół językowych, pojawia się także na uczelniach wyższych, a nawet w szkołach państwowych.
I tak godzinne zajęcia raz w tygodniu odbywają się w rzeszowskich 15 palcówkach. Lekcje prowadzi 22-letnia Ping Jiao, która na Podkarpacie przyjechała w ramach praktyk studenckich. Maluchy szybko chwytają słówka. Chiński jest językiem tonalnym, dlatego warto jak najwcześniej rozpocząć naukę. Idealny wiek to 6-7 lat. W naturalny sposób dziecko przyswoi tony, wymowę i reguły gramatyczne, równolegle z językiem ojczystym.
Pytanie tylko, po co nam właściwie chiński – język trudny i jeszcze do niedawna dość hermetyczny. Co prawda prawie półtora miliarda ludzi na Ziemi posługuje się nim, ale nie uczymy się go, żeby pogadać sobie z Chińczykami na wakacjach. Nie każdy uczy się go też z miłości do Azji. Większością kierują względy biznesowe. Okazuje się, że kandydaci do pracy, którzy dobrze znają chiński, mogą liczyć na nawet dwukrotnie wyższe zarobki. Z kolei osoby zajmujące się biznesem zyskują dostęp do ogromnego rynku. A co ważne stajemy się bezkonkurencyjni, bo jak na razie zaledwie około 30 milionów obcokrajowców posługuje się chińskim. Już teraz w całej Azji jest międzynarodowym językiem handlu. Do łatwych nie należy, ale nawet po dwóch latach nauki można osiągnąć poziom pozwalający na przeprowadzanie prostej rozmowy.