Wycieczka do gniazda Al Kaidy
ANNA OPALA • dawno temuWycieczka do Jemenu? Do samego gniazda Al Kaidy? Do Sany, tak samo uroczej na fotografiach w turystycznych przewodnikach, jak strasznej w codziennych doniesieniach prasowych? To przecie偶 w Jemenie kszta艂c膮 si臋 kolejne pokolenia bojownik贸w Al Kaidy. To z Jemenu zamachowcy wyruszaj膮 na 艣wi臋t膮 wojn臋 z niewiernymi, takimi jak ja...
Tak, chc臋 lecie膰 do Sany, miasta za艂o偶onego przez Sema, syna Noego, kt贸ry zakocha艂 si臋 w rozleg艂ym p艂askowy偶u otoczonym dwoma pasmami g贸r i tam zbudowa艂 sw贸j pa艂ac. Nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e skorzystam z okazji i polec臋 do stolicy Jemenu, z kt贸rej ka偶dego roku nadchodz膮 relacje o kolejnych zamachach lub porwanych (i cz臋sto zamordowanych) turystach.
W Sana o pi膮tej rano budz膮 mnie 艣piewy z meczet贸w. W samych murach starego miasta jest ich oko艂o 100. A z okien mojego hotelu mam widok na przepi臋knie o艣wietlony, nowy Saleh Mosque (Meczet Saleh). Uko艅czony w 2008 roku mie艣ci a偶 40 000 wiernych.
Zasypiam zn贸w, ko艂ysana hipnotyczn膮 muzyk膮. Krystalicznie czyste powietrze niesie monotonne 艣piewy, kt贸re odbijaj膮 si臋 od ogromnych pasm g贸r wok贸艂 miasta i otulaj膮 go z ka偶dej strony…
Sana le偶y na wysoko艣ci 2200 m n.p.m., wi臋c po upa艂ach w ci膮gu dnia nadchodz膮 ch艂odne wieczory. Jestem w kraju wyznawc贸w jednego z najbardziej konserwatywnych od艂am贸w islamu, wi臋c na wycieczk臋 po mie艣cie ubieram si臋 鈥瀙orz膮dnie鈥. Oznacza to d艂ugie spodnie, koszul臋 z d艂ugim r臋kawem, 偶adnego wakacyjnego dekoltu ani uwodzicielskich kolczyk贸w. Z okularami w stylu Jackie Kennedy i turystyczn膮 torebk膮 na d艂ugim pasku i tak wygl膮dam jak rajski ptak pomi臋dzy muzu艂ma艅skimi kobietami. W si臋gaj膮cych ziemi, czarnych czadorach, spod kt贸rych patrz膮 na 艣wiat przepi臋knymi, czarnymi oczami. Przemykaj膮 ulicami do dom贸w, w kt贸rych czeka gromadka dzieci i m膮偶, nieustannie 偶uj膮cy qat.
Qat (wymawia si臋 czat lub gat) to li艣cie, kt贸re przypominaj膮 zwi臋d艂膮 bazyli臋. Zawieraj膮 substancje odurzaj膮ce i pobudzaj膮ce. Niemal ka偶dy doros艂y Jeme艅czyk na ulicy ma wielkie wybrzuszenie na policzku, co oznacza usta wype艂nione qat鈥檈m. Wed艂ug oficjalnej wersji 偶ucie qat鈥檜 wzmaga koncentracj臋, zwi臋ksza wydajno艣膰 pracy i jest rytua艂em buduj膮cym relacje spo艂eczne. Zwa偶ywszy na to, 偶e niekt贸rzy wydaj膮 na jego zakup niemal po艂ow臋 swoich dochod贸w, 偶ucie zajmuje dziennie 5–7 godzin, a ju偶 od wczesnego popo艂udnia tempo pracy zdecydowanie zwalnia, trudno si臋 dziwi膰, 偶e z ka偶dym kolejnym rokiem w Jemenie ro艣nie strefa ub贸stwa. Walka pa艅stwa z tym rytua艂em o kilkusetletniej tradycji spe艂z艂a na niczym. A ropy naftowej, g艂贸wnego 藕r贸d艂a przychod贸w Jemenu, wystarczy jeszcze tylko na 7 lat…
Kiedy spyta艂am taks贸wkarza, czy nie boi si臋 je藕dzi膰 鈥瀗a haju鈥, odpowiedzia艂 ze 艣miechem, 偶e nie ma czego si臋 ba膰, bo tu przecie偶 wszyscy tak je偶d偶膮.
Nawiasem m贸wi膮c, li艣cie qat s膮 niesmaczne, maj膮 gorzki smak a ich pobudzaj膮ce dzia艂anie zaczyna si臋 po co najmniej godzinnym 偶uciu. Mo偶e dlatego, 偶e wyplu艂am je ju偶 po kwadransie, nie zazna艂am tak cenionego tu stanu emocjonalnego pobudzenia i szcz臋艣liwo艣ci.
Ale czy potrzeba sztucznych bod藕c贸w, gdy europejska kobieta spaceruje ulicami gniazda Al Kaidy? Jestem jedyn膮 turystk膮 na ulicy, wi臋c 艣ci膮gam spojrzenia m臋偶czyzn. Spojrzenia dzikie i gro藕ne, dodam, a moje wra偶enie pot臋guje ich tradycyjny str贸j: bia艂a, d艂uga szata (d偶allabijja) przepasana pasem haftowanym z艂otymi ni膰mi. A za pasem tkwi zakrzywiony n贸偶 w ozdobnej pochwie (d偶ambija), tak偶e bogato zdobionej. Skromnie spuszczam oczy, by patrzy膰 na ulice spod d艂ugiej grzywki. Zastanawiaj膮 si臋 zapewne, co ta kobieta o 艣nie偶nobia艂ej sk贸rze robi w ich kraju bez m臋偶czyzny?
Ale偶 ja jestem z m臋偶czyzn膮. M贸j przyjaciel znikn膮艂 gdzie艣 pomi臋dzy straganami ze swoim aparatem fotograficznym. W hotelu zosta艂am zameldowana jako jego 偶ona, a w tym kraju jako艣 nie mia艂am odwagi zaprzeczy膰. Po co burzy膰 iluzj臋 m臋偶czyznom, kt贸rzy od pokole艅 wychowywani s膮 w poczuciu dominacji i tradycyjnych zasad dotycz膮cych miejsca kobiety w spo艂ecze艅stwie.
Tymczasem przekraczam jedyn膮 zachowan膮, chocia偶 ma艂o zachwycaj膮c膮, bram臋 Bab al-Yaman i czuj臋, jakbym nagle znalaz艂a si臋 w 艣wiecie z bajki tysi膮ca i jednej nocy. Zapewne tak w艂a艣nie Stare Miasto wygl膮da wieczorem, gdy z ulicy, kt贸r膮 przechodz臋, znikn膮 stragany z plastikowymi miednicami i chi艅skimi, elektronicznymi zabawkami.
Wed艂ug 藕r贸de艂 historycznych Sana jest niezmiennie zamieszkana od ponad 2 500 lat. Ma艂o kto zdaje sobie spraw臋, 偶e to najd艂u偶ej zamieszkane miasto 艣wiata! Ka偶da ulica, ka偶dy brukowany zak膮tek, ka偶dy dom z koronkowymi zdobieniami to klejnot architektury. Co warte uwagi, stare miasto nie zosta艂o nigdy naruszone przez wojny ani obl臋偶enia.
Z tarasu widokowego na dziesi膮tym pi臋trze hotelu Burj Al Salam podziwiam panoram臋. Zachodz膮ce s艂o艅ce odbija si臋 w piaskowo- bia艂ych zabudowaniach, gdzieniegdzie tylko zieleni膮 si臋 ogrody, wci艣ni臋te w przej艣cia pomi臋dzy meczetami i 艂a藕niami lub przyklejone do 艣cian wie偶owych dom贸w. I cho膰 trudno w to uwierzy膰, wi臋kszo艣膰 z 6 500 dom贸w pochodzi z VII i VIII wieku. Ju偶 w贸wczas Sana, le偶膮ca na szlaku kupieckim, by艂a jednym z du偶ych centr贸w arabskiego 艣wiata.
Uliczki s膮 tu tak w膮skie, 偶e nie przejedzie nimi samoch贸d, za to doskonale radzi sobie wielb艂膮d czy mu艂. I to w艂a艣nie na grzbietach mu艂贸w dostarczane s膮 towary do dziesi膮tk贸w ma艂ych sklepik贸w ukrytych w zau艂kach starego miasta.
Spacer pustymi uliczkami, w niemal idealnej ciszy, to niezapomniane wra偶enie st膮pania po kartach historii. Przez otwarte drzwi zagl膮dam na zaniedbane podw贸rka, czasem uchylone okno na parterze pozwala dojrze膰 proste, ubogie wr臋cz wyposa偶enie mieszka艅.
I oto jestem zn贸w na gwarnej ulicy pe艂nej stragan贸w, handlarzy i kupuj膮cych. Przede mn膮 jeden z najstarszych dom贸w w Sana, w kt贸rym dzi艣 mie艣ci si臋 galeria obraz贸w. Ju偶 po obejrzeniu pokoik贸w na parterze czuj臋 si臋 jak w domku Hobbit贸w, a wra偶enie to wzmacniaj膮 miniaturowe pomieszczenia na g贸rze, z wysokimi progami i niskimi stropami.
Wiele dom贸w to 鈥瀌rapacze chmur鈥 tamtych czas贸w, minimum trzypi臋trowe kamienice. A ka偶dy z nich to unikalne dzie艂o sztuki. Zbudowane z kamienia i gliny maj膮 niezwykle wydajny system wentylacji tak, 偶e wewn膮trz przez ca艂y rok utrzymywana jest sta艂a temperatura. Na zewn膮trz wygl膮daj膮 jak domki z piernika, wyko艅czone bia艂ymi ornamentami wok贸艂 okien i misternie rze藕bionymi ramkami i zwie艅czeniami. Zachodz膮ce s艂o艅ce odbija si臋 w kolorowych szybkach witra偶y. Nie mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e to architektoniczne cacko zosta艂o wpisane na list臋 dziedzictwa kulturowego UNESCO.
W labiryncie w膮skich, brukowanych uliczek znakomicie czuje si臋 nasz przewodnik, m艂ody kelner z hotelu. Pokazuje nam 1000-letni Rynek Soli, gdzie na straganach podziwiam r贸偶norodno艣膰 znanych i nieznanych mi przypraw. U sufitu wisz膮 naczynia z miedzi i ceramiczne wazony. A w co bogatszych uliczkach sprzedawcy zach臋caj膮 do zakup贸w srebra i antyk贸w.
Wiele sklep贸w to jednocze艣nie warsztaty rzemie艣lnicze. W g艂臋bi jednego z nich pali si臋 wielki ogie艅, a kowale wykuwaj膮 ostrza no偶y. W innym wyciskana jest oliwa, jeszcze w innym ze zdumieniem widz臋 wielb艂膮da, kt贸ry przez drzwi wystawia nos do pog艂askania. Czuj臋 si臋 jak na targu sprzed kilku stuleci i cieszy mnie, 偶e jestem w miejscu, gdzie przywi膮zanie do tradycji jest tak du偶e. By膰 mo偶e za 10–20 lat Sana zmieni si臋 w kolejny kombinat dla turyst贸w ale dzi艣, przechodz膮c obok piekarni, dostaj臋 od naszego przewodnika 艣wie偶o wyj臋t膮 z pieca bu艂k臋. — Nigdy nie widzia艂em 偶adnej Polki 鈥 m贸wi nasz przewodnik i bezb艂臋dnie okre艣la po艂o偶enie Polski na mapie 艣wiata. Prowadzi nas pod majestatyczny, zbudowany w VII wieku D偶amija el Kabir (Wielki Meczet). To jeden z najstarszych meczet贸w w muzu艂ma艅skim 艣wiecie.
A potem, zn贸w poprzez labirynt ciasnych uliczek, pomi臋dzy piernikowymi kamieniczkami z koronkowymi zdobieniami idziemy napi膰 si臋 tradycyjnej, jeme艅skiej herbaty. W zau艂ku wype艂nionym arabsk膮 muzyk膮 mo偶na zje艣膰 te偶 艣wie偶o sma偶one, s艂odkie placki.
Wymieniamy u艣miechy ze starymi Arabami, kt贸rzy robi膮 dla nas miejsce przy stole. W knajpce by艂am, oczywi艣cie, jedyn膮 kobiet膮. Po zachodzie s艂o艅ca na ulicy nie spotkali艣my zreszt膮 偶adnej kobiety. Siedz膮 w domach i zajmuj膮 si臋 dzie膰mi, podczas gdy ich m臋偶czy藕ni wieczory sp臋dzaj膮 we w艂asnym gronie, w takich miejscach jak to. Rozgl膮dam si臋 ciekawie i 艣mia艂o patrz臋 w oczy starym, bezz臋bnym Arabom, kt贸rzy nie znaj膮 angielskiego, wi臋c pytaj膮 przewodnika, sk膮d przyjecha艂am. U艣miechaj膮 si臋 do mnie, wi臋c mo偶e nie taki diabe艂 straszny… Po chwili dostaj臋 kubek paruj膮cej, g臋stej od cukru herbaty pachn膮cej kardamonem. Ciekawe, gdzie jest ta Al Kaida. I czy syn kt贸rego艣 z nich jest terroryst膮. Albo mo偶e nawet zgin膮艂 za wiar臋, a ojciec jest z niego dumny 鈥 my艣l臋, patrz膮c na przyjazne spojrzenia starych Arab贸w.
Dopiero w taks贸wce m贸j przyjaciel u艣wiadomi艂 mi, 偶e 鈥瀙rzyjazne spojrzenia鈥 skierowane by艂y raczej na m贸j dekolt. No, tak! Niby guzik zapi臋ty przyzwoicie, ale okulary przeciws艂oneczne, kt贸re 鈥 wzorem Europejek — powiesi艂am na zapi臋ciu bluzki, ods艂oni艂y to i owo. I pewnie dlatego m贸j przyjaciel nie by艂 wcale zdziwiony, gdy w drodze powrotnej nasz przewodnik wyskoczy艂 na chwil臋 z taks贸wki, by po powrocie podarowa膰 mi naszyjnik z cudnie pachn膮cych, malutkich, r贸偶owych kwiatk贸w.
Ten artyku艂 nie ma jeszcze komentarzy
Poka偶 wszystkie komentarze