Nie dbam o siebie
ANNA PAŁASZ • dawno temuJak tu nie ulec presji bycia piękną, kiedy zewsząd atakują nas reklamy kolejnych mazideł, albo idealnie skrojone modelki obiecujące, że jedno pociągnięcie szminki odmieni nasze życie? Oczywiście liczy się naturalne piękno, tylko lepiej, żeby nie wychodziło z domu w swoim dresie i klapkach.
Agnieszka (37 lat, urzędniczka z Wrocławia) nie czuje presji bycia atrakcyjną. Na co dzień nie martwi się o makijaż ani nie przykłada wagi do ubioru – ważne, że jest czyste i wyprasowane.
— Nie obchodzi mnie, jaka aktualnie jest moda i który podkład jest idealny dla mojej cery. Nie mam czasu, żeby siedzieć przed lustrem i się pindrzyć. Mam dwójkę dzieci, którym ciężko byłoby wytłumaczyć, że dzisiaj nie będzie obiadu, bo mama musi do kosmetyczki. Lubię chodzić w luźnych ciuchach, które może wyglądają niedbale, ale nie krępują ruchów i nie odciskają się boleśnie na tyłku. Muszę być mobilna, a spodnie odcinające krążenie w nogach temu nie sprzyjają. Nie interesują mnie nowinki kosmetyczne, naprawdę nie potrzebuję niczego ponad mydło i dezodorant, nie jestem niewolnicą balsamów i innych pachnideł. Nie golę nóg, co pewnie uchodzi w dzisiejszych czasach za zbrodnię przeciw ludzkości i wywołuje odruchy wymiotne. Mój mąż tego wcale nie komentuje, pewnie nawet nie widzi tych kilku dodatkowych włosków. On zresztą nigdy nie pozwoliłby, żeby go gdziekolwiek wydepilować i chyba nawet rozumie, że to zbędne. Dla niego liczy się to, jak radzę sobie z obowiązkami domowymi i że ponadto pomagam nas utrzymać. Nie muszę się wygłupiać i zgrywać, biegając w papilotach i staniku z gąbką. W pewnym wieku człowiek z tego wyrasta i zaczyna bardziej cenić wygodę niż to, jak wygląda i jak go inni ocenią.
Paulina (42 lata, nauczycielka z Rzeszowa) okazjonalnie chodzi do fryzjera, czasami też pozwoli sobie na jakąś nową ładną rzecz, ale zazwyczaj nie ma czasu rozmyślać, na jaki kolor pomaluje paznokcie. Woli skupić się na rodzinie i prowadzeniu domu.
— Usprawiedliwiam się tym, że pracuję i zajmuję się domem, więc nie muszę dodatkowo dbać o siebie jak jakaś lalka. Może nie wyglądam zbyt atrakcyjnie, ale jestem w takim wieku, że nie muszę się już podobać na ulicy. Kiedyś biegałam w szpilkach, choćbym miała nogi połamać i kolana pozdzierać. Teraz się z tego śmieję.
Nie mam w szafie zbyt wielu modnych ubrań, nie mam czasu wcierać w siebie wszystkich kosmetycznych cudów. Nie wiem, czy w ogóle powinnam, przecież tak naprawdę czasu nie oszukam, a nie stać mnie na wyrzucanie pieniędzy w błoto. Nigdy nie byłam u kosmetyczki, nie wiem czy to wielka strata. Może sobie zafunduję na urodziny, za jakiś czas.
Mąż nigdy nie powiedział mi, że wyglądam źle, czasami tylko przed jakąś imprezą prosi, żebym się ładnie ubrała, ale się nie gniewam. On też nie jest jakimś bóstwem, nie chodzi zaniedbany, ale też nie naciera się olejkami i nie goli codziennie, bo mu się nie chce. Oczywiście kąpiel i mycie zębów to obowiązek, nie popadajmy w skrajności. I wystarczy. Naprawdę, są ważniejsze rzeczy w życiu niż siedzenie przed lustrem i kontemplowanie swojego wyglądu. Uważam, że w tych kwestiach jesteśmy z mężem do siebie bardzo podobni.
Marta (23 lata, studentka z Łodzi) z ironicznym uśmiechem obserwuje swoje koleżanki, które biegają od drogerii do kosmetyczki. Po co?
— Nie wiem, chyba uchodzę trochę za brudasa, bo nie interesują mnie kolorowe łaszki ani perfumy. Nie chodzi tu o jakąś ideologię, po prostu nie mam czasu ani ochoty się stroić i w tym celu wstawać rano dwie godziny wcześniej. W mojej kosmetyczce mam jedynie krem i szczoteczkę do zębów, no, może jeden dezodorant i jeszcze balsam do ust. Nie używam kolorowych kosmetyków, czasami malowałam rzęsy, ale przestałam.
Nie sądzę, żeby naturalny wygląd był teraz w cenie, chyba, że taki wypracowany drogimi kosmetykami. Nie ulegam modzie na wypacykowane twarze, raczej nie jestem zainteresowana cieniami do powiek ani szminkami. Moja mama też nigdy się nie malowała, nie czuła takiej potrzeby i nigdy nie próbowała mnie zainteresować kosmetykami.
Moje koleżanki mają na tym punkcie obsesję, noszą przy sobie te wszystkie korektory i podkłady, wiecznie się poprawiają, bo bez tego przecież nie wyjdą z domu. Mam obojętny stosunek do tego rodzaju praktyk, trochę mnie śmieszą, ale w sumie, jak kto woli.
Nie czuję się ani lepsza, ani gorsza, może tylko ludzie uważają, że jestem marginesem, skoro nie nakładam codziennie tapety.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze