Dziecko na smyczy!
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWielu rodziców zadaje sobie pytanie: jak dziś wychowywać dzieci? Chronić je przed wszystkim, czy pokazywać i uczyć, co jest gorące, co boli i jest niebezpieczne? Media podsycają nasze poczucie zagrożenia, producenci rowerowych kasków i smyczy dla uczących się chodzić dzieci zacierają ręce. Co robić?
Małgorzata (25 lat, nauczycielka geografii w Katowicach):
— Moja córeczka ma rok, zaczyna chodzić. Kupiłam jej już specjalny kask i nakolanniki, żeby jej się nic nie stało, kiedy się przewróci. Mam też specjalną smycz, dzięki której właściwie chyba wcale nie będzie musiała się przewracać. W domu używam wszystkiego, czego tylko się da, żeby usunąć wszystkie możliwe zagrożenia. Każdy róg stołu i każda szafka czy szuflada, z której coś mogłoby się wysypać, wypaść i zrobić krzywdę mojej kruszynce są zabezpieczone, oklejone specjalnymi, gumowymi nakładkami i złączone gumkami; w całym mieszkaniu nie ma też nigdzie żadnego niezabezpieczonego kontaktu, do którego mogłaby włożyć paluszek. Zrobiłam wszystko, by ją chronić.
Nie umiem sobie wyobrazić, że w przyszłości będę musiała ją gdzieś puścić samą. Wystarczy otworzyć pierwszą lepszą gazetę czy kanał informacyjny w telewizji, żeby przekonać się, w jak strasznych czasach żyjemy. Czasem aż dziwię się, że wszyscy dookoła są tacy spokojni, skoro codziennie w Polsce ktoś ginie bez wieści. Człowiek to przecież nie mrówka, nie można sobie tak ot, zniknąć… Często o tym myślę. I myślę, że nie dam rady puścić mojej córki samej, kiedy mając pewnie dziesięć lat przyjdzie i zapyta, czy może iść do koleżanki? Tylu teraz się porobiło na świecie pedofilów i innych zboczeńców, że puszczanie jej samej gdziekolwiek wydaje mi się być bardzo ryzykowne.
Wiem, że wszystko, co mówię, może się wydawać głupie. Moja teściowa myśli, że jestem wariatką. Często mówi mi wprost, że jestem przewrażliwiona i że oglądam za dużo telewizji. Ale kiedy ona wychowywała swoje dzieci, na ulicach nie było takiego ruchu i samochody nie jeździły z taką prędkością, jak dziś. Mogła sobie puszczać swoich synków samych na podwórko, bo na podwórku było dwadzieścioro innych dzieci – pilnowały się nawzajem. Nie było też takiego łatwego dostępu do pornografii – takiej chorej, zwyrodniałej i sadystycznej pornografii, jaką mamy dziś. Dziś średnio ogarnięty dzieciak może sobie znaleźć w sieci najgorsze świństwa, jakie tylko są. Nic dziwnego, że potem się z młodymi dzieją takie rzeczy, jakie się dzieją.
Myślę, że nie jestem wariatką. Mam po prostu zdrowy i właściwy ogląd rzeczywistości. Chcę uchronić moje dziecko przed złym światem. Powołałam je do życia i jestem za nie odpowiedzialna.
Monika (28 lat, właścicielka biura podróży z Warszawy):
— Wychowałam się na wsi na wschodzie Polski. Tam się nikt dziećmi nigdy nie przejmował. Było nas dużo – w każdym domu prawie zawsze więcej niż dwoje dzieciaków w podobnym wieku. Wałęsaliśmy się po okolicy jak psy, zawsze w grupie. Wiedzieliśmy, że nie wolno nam chodzić nad rzekę, bo lubiła ponieść, zwłaszcza wiosną. Zapamiętaliśmy to na zawsze, jak jednego roku zabrała naszego kolegę, Jasia. Wiedzieliśmy, że nie wolno iść na drogę i żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. Znaliśmy granice i nawet wtedy, kiedy je przekraczaliśmy, wiedzieliśmy, że dużo ryzykujemy – zachowywaliśmy szczególną ostrożność. Dziś, kiedy to wspominam, myślę sobie, że żyliśmy jak dzieci z Bullerbyn. Wolni, związani z naturą, zostawieni światu, żebyśmy mogli go poznawać na własną rękę.
Byłam przekonana, że kiedy urodzę swoje dzieci, moje myślenie o wychowaniu całkowicie się zmieni. Ale moje córki mają już po pięć i trzy lata, i wciąż myślę, że dzieciom trzeba tłumaczyć i pokazywać wszystko, a nie chronić je przed konsekwencjami życia na tym świecie. Mieszkam w piętrowym domu i nigdy nie kupiłam do niego barierki na schody. Kiedy starsza córka raczkowała, wyjaśniałam jej za każdym razem, kiedy zbliżała się do schodów, że nie wolno, bo można spaść i zrobić krzywdę. Znajomi się dziwili, że mówię do takiego niemego pełzaka, ale ja jestem przekonana, że moja córka rozumiała, co do niej mówię. Po dwóch moich przemowach na temat niebezpieczeństwa schodów nigdy nawet nie zbliżyła się do nich; tak samo młodsza córka. Wyjaśniałam, że piec jest bardzo gorący i że może poparzyć skórę, że w gniazdku jest prąd, który kopie. Wiem, że dzieci rozumieją dużo wcześniej, niż mówią. Chcą wiedzieć, jak działa świat, jaki jest skutek i jaka przyczyna rzeczy i zjawisk.
Dużo myślę o bezpieczeństwie moich córek. Uczę je wszystkiego i rozmawiam z nimi o wszystkim, także o takich rzeczach jak przemoc czy śmierć. Bez owijania w bawełnę, oczywiście wszystko podane odpowiednio do wieku, bez epatowania szczegółami. Za każdym razem odkrywam ze zdumieniem, że dzieci biorą świat takim, jaki jest, przyjmują do wiadomości i już. Wolę, żeby moje córki wiedziały, co jest czym. Żeby zrozumiały, że zawsze jest przyczyna i skutek, że są odpowiedzialne za wszystko, co robią. Chcę, by były świadome. Żeby umiały się chronić przed niebezpieczeństwami same. Jak będą starsze, zapiszę je na jakieś sztuki walki, kupię im gaz. I puszczę je w świat. Niech żyją swoim życiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze