Nie warto być perfekcyjną mamą
DOROTA ROSŁOŃSKA • dawno temuDlaczego w Afryce kobiety rzadziej zapadają na depresję poporodową? Czy leki przeciwdepresyjne powinno stosować się podczas laktacji? Czy poród to aż tak traumatyczne przeżycie dla kobiety, że może doprowadzić nawet do samobójstwa? O tych i innych aspektach DPP rozmawiamy z psychiatrą Joanną Krzyżanowską – Zbucką.
Dlaczego w Afryce kobiety rzadziej zapadają na depresję poporodową? Czy leki przeciwdepresyjne powinno stosować się podczas laktacji? O tych i innych aspektach DPP rozmawiamy z psychiatrą Joanną Krzyżanowską – Zbucką.
Czy poród to aż tak traumatyczne przeżycie dla kobiety, że może doprowadzić nawet do samobójstwa? A może chodzi tu o opiekę nad dzieckiem, która dostarcza młodej mamie tyle stresu? Dlaczego doświadczamy tak silnych negatywnych emocji po urodzeniu dziecka?
— Poród może nie zawsze jest traumatyczny, ale jest istotnym wydarzeniemw życiu kobiety. Nawet jeśli odbył się bez komplikacji, wszystko szczęśliwie sięskończyło, nadal jest to intensywny stres. Łatwy czy trudny poród nie jestjednak jedynym czynnikiem, który wpływa na ryzyko zachorowania nadepresję poporodową. Jest znacznie więcej powodów, które wpływają na nasze samopoczucie.
Może Pani podać kilka najistotniejszych przykładów?
— Ważna jest na przykład nasza reakcja na zmiany w życiu. Jak radzimy sobie np. ze stratą pracy czy przeprowadzką. Miałam kiedyś pacjentkę, która zachorowała na DPP przy trzecim dziecku. W tamtym czasie kobieta przeprowadziła się z całą rodziną z dużego miasta na wieś. Niby była szczęśliwa, bo zmieniła środowisko na lepsze, ale brakowało jej ludzi, innego zajęcia. Została odizolowana od świata. Bez sąsiadek w swoim wieku, bez znajomych, którym nie było po drodze zajrzeć do niej. Bez męża, który tracił całe dnie w pracy i na dojazdach do domu. Spędzając czas tylko z dziećmi nie mogła choć na chwilę uciec od macierzyństwa.
Zwłaszcza przy pierwszym dziecku zaakceptowanie diametralnej zmiany w życiu jest trudne. W ciąży jesteśmy księżniczkami. Mamy prawo do słabości. Nam się nie odmawia, ustępuje miejsca, możemy spać kiedy i ile chcemy. Po porodzie matka odsuwana jest na dalszy plan. Jej potrzeby są na drugim miejscu. Nie ważne czy ją boli całe ciało, czy chce spać albo wziąć prysznic. Ma się zebrać i być dzielną matką. Ta zmiana jest nagła i nieodwracalna.
Kolejnym czynnikiem wywołującym DPP może być zbyt daleko posunięty perfekcjonizm kobiety. Matka o takim charakterze traktuje macierzyństwo jak kolejne zadanie, które musi jak najlepiej wykonać. Tak jak było na dwóch fakultetach na studiach, w pracy gdzie kierowała grupą ludzi czy w kuchni, gdzie przyrządzała wykwintne kolacje dla męża. Ale dziecko to niemaszynka i nie można go sobie ułożyć jak w zegarku.
Również nieumiejętność zrezygnowania z dawnych spraw i przyzwyczajeń może doprowadzić do obniżenia nastroju. Widoczne jest to zwłaszcza w dużych miastach, gdzie kobiety mają dobre prace, wieczorne życie towarzyskie, niezależność. Po porodzie zamykają się w domu, nie mogąc wykazać się zawodowymi kompetencjami, za które wcześniej były chwalone. Zmiana pieluchy i ugotowanie zupki dla wielu z nich nie jest zbyt dużym powodem do satysfakcji. Takie kobiety wpadają we frustrację, nie potrafią cieszyć się nowym etapem w życiu. Poruszył mnie przypadek pacjentki z depresją poporodową, która miesiąc po porodzie zdawała jakiś egzamin. Nie spała prawie wcale przez ten czas, trzymając w jednej ręce dziecko, w drugiej książki. Nie przyszło jej do głowy, że egzamin można przełożyć. Przecież świat by się nie zawalił. Teraz żałuje, że nie dbała o lepszy kontakt z dzieckiem, obwinia się, że miała mało pokarmu, jej depresja nasiliła się.
Od mam moich koleżanek często słyszę Za naszych czasów depresji nie było. Czy to faktycznie choroba XXI wieku? W końcu pierwsze materiały dotyczące DPP powstały już za czasów Hipokratesa. Nie jest to, wbrew pozorom, choroba cywilizacyjna.
— W pewnym sensie to faktycznie choroba cywilizacyjna. Niedawno znalazłam kilka artykułów o transkulturowym badaniu DPP. Czytałam o częstotliwości i charakterze tej choroby w Afryce czy Azji. W społecznościach gdzie poród jest zrytualizowany, a kobieta otoczona opieką spokrewnionych z nią kobiet, depresja występuje rzadziej. Kobieta w połogu odpoczywa a dzieckiem zajmują się babki, ciotki, kuzynki. (Oczywiście wyniki te można także wiązać z mniejszą dostępnością w Afryce lekarza, który rozpozna depresję). Z kolei w zachodnim społeczeństwie kobieta po porodzie zostaje sama. Mąż po kilku dniach urlopu wraca do pracy, babcia mieszka w innym mieście lub pracuje. To może mieć znaczenie.
Jeśli chodzi o sytuację 20, 30 lat temu o depresji się nie mówiło, choć istniała. 10 lat temu pracowałam dla Fundacji "Rodzić po Ludzku". Dzwoniły tam do mnie kobiety, by opowiedzieć o swoich uczuciach związanych z porodem. Zdarzały się telefony od pań, które miały już nastoletnie lub dorosłe dzieci. Czasem płakały do słuchawki wspominając traumę wczesnego macierzyństwa. Dopiero po kilkunastu lub kilkudziesięciu latach znalazły kogoś, komu mogły o tym opowiedzieć. Wcześniej nikt ich nie rozumiał.
Jest Pani jedną z pierwszych osób w Polsce, które profesjonalnie, podwzględem klinicznym zajęły się DPP. Dlaczego akurat ten temat Paniązainteresował?
— Zetknęłam się z tym przypadkowo dziesięć lat temu. Po urodzeniu drugiego dziecka znalazłam pracę w Fundacji Rodzić po Ludzku. Praca kilka dni w tygodniu pozwoliła mi pogodzić macierzyństwo z zawodem psychiatry. Tam zetknęłam się z kobietami cierpiącymi na baby bluesa czy depresję. Zaczęłam zgłębiać ich problemy, szukać informacji w medycznych publikacjach na Zachodzie. Wtedy nie było takiej literatury w Polsce. Działała jedynie poradnia "Początek" w Fundacji, gdzie można było bezpłatnie przyjść na grupy terapeutyczne, zadzwonić na całodobowy telefon zaufania czy nawet poddać się indywidualnej terapii. Pamiętam plakat "Macierzyństwo bywa trudne". Zamiast blond piękności na billboardzie znajdowała się brunetka, nie uśmiechała się. Ten plakat diametralnie różnił się od reklam, które oklejały Warszawę. Miałam przyjemność tworzyć wtedy z Fundacją nowy, bardzo ważny projekt, jedyny w całej Polsce. Wtedy mało się mówiło o DPP. Natomiast baby blues, który jest powszechny (ma go od 50 do 80 % kobiet) nikogo nie obchodził. Dopiero Fundacja zaczęła nagłaśniać ten temat, edukować kobiety i nakłaniać do mówienia o swoich emocjach.
Co przez te dziesięć lat udało się zrobić, by depresja poporodowa traktowana była w Polsce z należytą uwagą?
— Istnienie baby blues i DPP jest już w jakimś stopniu zaakceptowane przez społeczeństwo. Zmieniła się nieco mentalność ludzi. Więcej się o tym mówi. Powstają nieformalne grupy wsparcia. Ale mimo że powstała już literatura fachowa, doktoraty na ten temat, nadal wielu psychiatrów obawia się leczyć depresję farmakologicznie podczas laktacji. Czasem trzeba podać pacjentce leki przeciwdepresyjne. Pytanie czy można to zrobić podczas karmienia. Badań nad wpływem lekarstw na dziecko nie wykonuje się ze względów etycznych. Ale są przypadki leczenia kobiet lekami podczas karmienia, doniesienia można znaleźć w literaturze.
Zbadano, że w przypadku niektórych leków do mleka matki przedostają się jedynie śladowe ilości leku. Pytanie co bardziej grozi dziecku: znikoma dawka leku uspokajającego czy rozchwiana emocjonalnie matka? To indywidualna sprawa, a decyzja o farmakologicznym leczeniu powinna być konsultowana z pacjentką i jej partnerem — ojcem dziecka.
Na świecie wiele szpitali używa rutynowo Skali Edynburskiej (pisaliśmy o tym w grudniu), by szybko wykryć u kobiety DPP. W Polsce dopiero się o to walczy. Jakie jeszcze wzorce moglibyśmy zaadaptować u nas, by pomóc mamom z depresją?
— Specjalne oddziały w szpitalach dla matek z DPP, gdzie kobiety mogą przebywać razem z dzieckiem. Leczą się z depresji i jednocześnie uczą się relacji z maleństwem. Jest to jednak bardzo kosztowne. Każda pacjentka musi mieć dwie pielęgniarki: jedną dla siebie, drugą do dziecka. Potrzeba dużej grupy terapeutów, profesjonalistów. Nieodzowne jest również monitorowanie każdej pacjentki przez całą dobę, by zapewnić bezpieczeństwo dziecku i matce.W Polsce kobieta trafia na zwykły oddział psychiatryczny, odizolowana od dziecka i rodziny.
Dobrym wzorem, jest też prawne umożliwienie mamom powrotu do pracy wniepełnym wymiarze godzin. Nie powinno to zależeć od pracodawcy, lecz od samej kobiety.
***
Joanna Krzyżanowska – Zbucka - psychiatra, pracuje w Instytucie Psychiatrii i Neurologii i w Ośrodku Zdrowia Psychicznego i Problemów Rodzinnych "Synapsis", a także konsultuje w organizacjach zajmujących się przemocą w rodzinie: Fundacji "Dzieci Niczyje", Ośrodku "Niebieska Linia", Ośrodku dla Ofiar Przemocy "Dom". W latach 1998–2004 pracowała w Poradni Dla Kobiet w Ciąży i Matek Małych Dzieci "Początek" przy Fundacji "Rodzić po Ludzku", gdzie zajmowała się diagnozą i leczeniem okołoporodowych zaburzeń nastroju.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze