Mam jeden cel – być sobą!
ANNA MUZYKA • dawno temuZdobycie męża nie jest ich największym celem, a mężczyzna jedyną pasją. Owszem, gotują, sprzątają, piorą, chodzą na zakupy, ale mają też inne - niebezpieczne, można rzec „ męskie” zajęcia. Swoim życiem pokazują, że bycie kobietą nie jest ograniczeniem, które uniemożliwia im robienie tego, na punkcie czego mają totalnego świra.
Kiedy spotkasz je na ulicy, nie będą się wyróżniać spośród tysiąca innych. Chodzą na zakupy, plotkują z przyjaciółkami, a w ich torebkach też panuje bałagan. Zdobycie męża nie jest ich największym celem, a mężczyzna jedyną pasją. Owszem, gotują, sprzątają, piorą, ale mają też inne niebezpieczne, można rzec „ męskie” zajęcia. Swoim życiem pokazują, że bycie kobietą nie jest ograniczeniem, które uniemożliwia im robienie tego, na punkcie czego mają totalnego świra.
Gosia (23 lata, trenuje karate w Bytomiu):
Niewysoka, w porównaniu z kolegami z sekcji bardzo drobna. Ale o sobie mówi „baba, że hej”. Karate zaczęła trenować 8 lat temu, trochę z przypadku, ale przyznaje, że już wcześniej coś ją w tym kierunku ciągnęło. Jest wielokrotną mistrzynią Śląska i Polski, posiadaczką czarnego pasa. W parze z osiągnięciami przyszły i kontuzje. Wylicza jednym tchem: piszczele, kolana, palce nóg i rąk, dłonie i porozcinane wargi. Teraz też ma chwilową przerwę w treningach, tym razem przez kręgosłup. Pierwszy kryzys przyszedł po dwóch latach, mimo wszystko nie wyobraża sobie siebie robiącej cokolwiek innego, co nie wiąże się z ruchem i aktywnością fizyczną. Przyznaje, że w zasadzie lubi siniaki. Bo ma wtedy poczucie, że dała z siebie wszystko.
— Jak się tak porządnie przyłożysz i wyjdziesz po treningu zlana potem, wiesz, że zrobiłaś kawał dobrej roboty.
Do tego dochodzi adrenalina. Związana z jednej strony ze starciem z przeciwnikiem, z drugiej — z samą sobą, swoimi słabościami i strachem.
— Jeśli się boisz, przegrywasz na wstępie.
Karate działa na nią jak narkotyk, pozytywnie nakręca, z jednej strony pozwala rozładować stres i napięcie, z drugiej uczy sumienności, precyzji i dodaje pewności siebie. Czuje się kobietą, dopiero w dalszym stopniu sportowcem. Nawet na trening zdarza jej się przyjść w szpilkach.
Agnieszka (24 lata, fanka malucha z Łodzi):
Przyszła ratowniczka medyczna, fanka Koontza i muzyki irlandzkiej. Bardzo ładna i wrażliwa dziewczyna. Z dzieciństwa pamięta głównie wizyty u ukochanego wuja i podróżowanie na trasie Łódź — Gdańsk jego Fiatem 126p. Ściśnięta między dwojgiem innych dzieci obserwowała jak wuj wyprzedzał mercedesy na obwodnicy. Wiele lat i aut później, za sprawą swojego ówczesnego partnera, trafiła na zlot fanatyków tych już wtedy przeżytków i straciła głowę.
— Bo w gruncie rzeczy, to dobre auto, o ile tylko podejmie się trochę trudu, żeby o nie odpowiednio zadbać, żeby poszukać w nim czegoś niepowtarzalnego. Trzeba odpowiednio dużo czasu spędzić przy nim, wymazać się w smarze regulując gaźnik. Jeśli złamię sobie paznokieć, no cóż, trudno.
W sierpniu była już na swoim czwartym zlocie, tym razem jako prezes łódzkiego oddziału fascynatów maluchów. Przekonuje, że cały urok polega na grzebaniu w silniku. Na co dzień nie lubi być od nikogo zależna. Jako kierowca, nie tylko kobieta, czuje się w pewnym stopniu zobowiązana, żeby w razie potrzeby wymienić olej lub ze słuchu rozpoznać usterkę.
Celina (26 lat, miłośniczka jednośladów z Zabrza):
Swoją przygodę z motocyklami zaczęła trzy lata temu, początkowo podróżując w charakterze plecaka, ale nigdy nie czuła się dodatkiem do kierowcy. Samodzielne wypady przyszły później. A potem pojawił się on. Teraz razem zaliczają większość zjazdów motocyklowych w Polsce.
— Ty, motor, wolna przestrzeń i ludzie, którzy podzielają twoją pasję — w tym momencie nie liczy się nic więcej. Uciekasz od miasta, od problemów. Gdy na trasie motocykl nagle odmawia ci posłuszeństwa, nie ma co biadolić i użalać się nad swoich nieszczęsnym losem, tylko zakasać rękawy i sobie poradzić.
W męskim gronie nie czuje się wyobcowana lub inna.
- Kobiety na motorach są ostrożniejsze.
Choć zaznacza, że temperament i skłonność do brawury niewiele mają wspólnego z płcią. Na co dzień jest spokojna. Jak każda kobieta godzinami może wybierać lakier do paznokci, ale wystarczy impuls i znów włącza jej się potrzeba nowych doznań. Wtedy wsiada na motocykl i jedzie przed siebie, bez celu. Po cichu marzy o skoku ze spadochronem i pewnie wkrótce to zrealizuje.
Aga (27 lat, uprawia wspinaczkę, pochodzi z Wrocławia):
Zawsze była aktywna: kajaki, narty, wypady górskie. Sport traktuje z jednej strony jako hobby i pasję, a z drugiej — sposób na odreagowanie codziennych stresów.
— Ja już taka jestem, że nie mogę usiedzieć w jednym miejscu.
Rozmawiamy w czasie jej drogi powrotnej ze Słowacji, gdzie była na lodowym wspinie. Trzy lata temu wybrała się na ściankę tuż obok swojej pracy. Teraz bywa tam cztery razy w tygodniu. Niedawno pierwszy raz wyjechała na Jurę.
- To wciąga. Z czasem ból mięśni staje się coraz mniej dotkliwy i zostaje już sama walka z własnymi słabościami.
I adrenalina. Jak wtedy, gdy wisiała nad kilkusetmetrową przepaścią. Albo, kiedy po raz pierwszy wspinała się po lodzie.
- Idziesz do góry i myślisz — spadnie to wszystko razem ze mną czy nie?
Naprawdę lubi wyzwania, lubi się sprawdzać w nowych sytuacjach. I tylko niektórzy dziwnie reagują widząc ją przychodzącą na ściankę wprost z pracy w dobrze skrojonej garsonce i pantoflach.
Cztery różne kobiety, ale jeden cel — być sobą, spełniać swoje marzenia, robić, to co się kocha. Tak, tak… kobiety także mają swoje pasje.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze