Quirkyalone
MAGDALENA GŁAZ • dawno temuNie siedź na rogu, bo zostaniesz starą panną - grożą ciotki na rodzinnych imprezach. Pewnie, nie zdążę już zatańczyć na twoim weselu – narzeka babcia. Matka chce zostać już babcią, ciocia radośnie oznajmia, że każdy musi mieć dziecko a do tego niezbędny jest małżonek. Ludzie, którzy jeszcze nie znaleźli swojej drugiej połówki myślą, że małżeństwo to spełnienie marzeń, ale i wyzwolenie od rodzinnych koszmarów.
Nie siedź na rogu, bo zostaniesz starą panną — grożą ciotki na rodzinnych imprezach. Pewnie, nie zdążę już zatańczyć na twoim weselu – narzeka babcia. Krewni stają się ekspertami w sprawach małżeństwa i zawsze można liczyć na ich rady. Matka chce zostać już babcią, ciocia radośnie oznajmia, że każdy musi mieć dziecko a do tego niezbędny jest małżonek. Oczywiście, o byciu panną z dzieckiem nie ma mowy, bo w naszej rodzinie życia na kocią łapę się nie toleruje. Ludzie, którzy jeszcze nie znaleźli swojej drugiej połówki myślą, że małżeństwo to spełnienie marzeń, ale i wyzwolenie od rodzinnych koszmarów.
Wyrażenie "stara panna" nacechowane jest negatywnie. Kobieta niezamężna w powszechnym rozumieniu jest zrzędliwą dziwaczką, która mieszka jedynie w towarzystwie kotów. "Stary kawaler" z kolei jest nieatrakcyjnym maminsynkiem, zaniedbanym i niezaradnym życiowo. Dlatego nie ma co się dziwić, że wyrażenia te zmieniono w połowie lat 90. na neutralnie a nawet pozytywnie brzmiące słowo "singiel". Oznacza ono osobę niezależną, samodzielną, która dobrze zarabia, ma lub wynajmuje świetnie urządzone mieszkanie, spełnia swoje pasje. Singiel modnie się ubiera, ma grono przyjaciół, spędza czas w modnych klubach. Jednym słowem to osoba niezwykle interesująca, dla której ożenek nie jest celem samym w sobie, która czerpie radość z życia.
Statystyki jasno dowodzą, że ludzi żyjących w pojedynkę jest z roku na rok coraz więcej. W Polsce jest ich niemal 5 milionów w wieku od 25 do 40 lat. Prognozy mówią, że do 2030 roku liczba ta zwiększy się o kolejne 2 miliony. Czy jednak chodzi tylko o statystyki i nazewnictwo… Kim właściwie jest stara panna, kawaler i single? Czy te sformułowania są tożsame? Zapytałam niezamężne kobiety i nieżonatych mężczyzn powyżej 30 roku życia.
Weronika (36 lat, grafik w agencji reklamowej w Krakowie):
— Jestem sama, ale nie samotna. Mam przyjaciół, ale nie mam męża i dzieci. To mój świadomy wybór, chociaż nie ukrywam, że bardzo trudny. Dokładnie dziesięć lat temu przygotowywałam się do ślubu. Miało być pięknie: suknia czekała w szafie, na toaletce coś pożyczonego, nowego i niebieskiego, wszystko dopięte na ostatni guzik. Odliczałam dni do uroczystości, a potem miało być już jak w bajce. Miało… Mój ukochany na swoim wieczorze kawalerskim postanowił zaszaleć ze striptizerką. Ze ślubu nici. Rodzina przez wiele lat była na mnie obrażona, do dziś nie rozumiem dlaczego. To on mnie oszukał. Dlatego jestem sama. Nie mam męża ani dwójki dzieci, dla których miałam już wybrane imiona. Mam za to nadzieję, że kiedyś spotkam mężczyznę, który mnie nie oszuka. Mimo wszystko ciągle w to wierzę, a póki co mam ciekawe życie. Jestem singielką – jestem wolna. Nie pozwalam, aby ktoś nazywał mnie starą panną – to obraźliwe. Panna to jedynie mój znak zodiaku.
Kasia (34 lata, księgowa z Warszawy):
— Nie lubię określenia „stara panna”, wolę zdecydowanie singiel lub kobieta niezależna. Moja niezależność trwa już dosyć długo, około 6 lat, wtedy właśnie zakończyłam 4 letni toksyczny związek, który od samego początku był skazany na niepowodzenie, ale niestety wtedy tego nie widziałam. Trudno mi powiedzieć, czy obecna sytuacja, to mój wybór czy zrządzenie losu, a może powikłanie po poprzednim związku. Moim największym problemem jest to, że wynajduję sobie potencjalnych kandydatów, ale niestety brak mi odwagi, żeby zrobić ten pierwszy krok. Nawet, kiedy przełamię swój strach, nieśmiałość, okazuje się, że ta druga strona nie jest zainteresowana. Kończy się na długim wzdychaniu nie wiadomo do czego i kogo, a wtedy nie widzę tego, co się dzieje wokół mnie. Być może w ten sposób przegapiłam fajnych facetów, którzy byli mną zainteresowani.
Z rodziną bywa różnie, mają fazy na rozmowy o moim „staropanieństwie” i to niestety jest denerwujące, ale staram się im wytłumaczyć, że to jest moje życie, tak się ułożyło, a mnie nie interesuje małżeństwo jako sztuka dla sztuki, z rozsądku. Na swoje życie codzienne nie narzekam. Taki stan daje mi dużo swobody, po pracy czas mam już tylko dla siebie, nikomu nie muszę się tłumaczyć z tego, co robię, gdzie chodzę, z kim się spotykam. Artystyczny nieład w mieszkaniu jest moim artystycznym nieładem — nikt mi nie marudzi, że bałaganię, ale też nikt dodatkowo mi nie bałagani.
Oczywiście chciałabym mieć dziecko i to nawet w niedalekiej przyszłości, ukochanego mężczyznę przy boku, który da mi poczucie bezpieczeństwa, domek z ogródkiem, albo bardziej fajne mieszkanie w centrum. Marzę o tym i wierzę w spełnienie tych marzeń.
Karolina (34 lata, nauczycielka, mieszka pod Krakowem):
— Ludzie z mojej wioski mówią na mnie stara panna. Jestem dziwadłem. Często słyszę – niebrzydka, ale nikt jej nie chciał. Czuję się bez wartości, jak towar do sprzedania. Jakby tylko mąż decydował o moim szczęściu. Skończyłam studia, mieszkałam w dużym mieście, ale zdecydowałam wrócić tutaj. Nie wyszłam za mąż, a dla moich sąsiadów i rodziny tylko to się liczy. W Krakowie byłam anonimowa i nikt nie wtrącał się w moje sprawy, nie wytykał palcami.
Inaczej sprawa ma się z nieżonatymi mężczyznami, bo, jak się powszechnie uważa — oni muszą się wyszumieć i poznać smak życia, a przede wszystkim mieć czas na wybranie najlepszej kandydatki na żonę. Dla nich czas jest bardziej łaskawy. Starszy mężczyzna może okazać się doskonałą partią. Znane magazyny robią listę najbardziej interesujących starych kawalerów. W Polsce taki ranking jeszcze się nie pojawił, ale amerykański „People” ogłosił Matthew McConaughey’a najseksowniejszym starym kawalerem.
W czasach PRL- u każdy nieżonaty mężczyzna po trzydziestym roku życia musiał płacić podatek, zwany bykowym. To dla wielu był koronny argument do wzmożonego szukania żony. Co prawda podatek ten zniesiono w latach 70., ale były członek PIS, Marian Piłka proponował, aby go wznowić argumentując, że w ten sposób będzie można zwalczać niż demograficzny w Polsce.
Dzisiaj, sprawa braku towarzyszki życia z punktu widzenia mężczyzn diametralnie się różni od spojrzenia kobiet. Dla nich często nie jest to żaden temat do rozważań, nie czują się napiętnowani. Zawsze mogą mieć szansę na znalezienie towarzyszki życia. Społeczeństwo jest dla nich łaskawsze.
Adam (33 lata, lekarz z Warszawy):
— Nigdy nie myślałem o sobie w kategorii starego kawalera. Ten temat mnie nie interesuje, po prostu nie powinienem być bohaterem tego tekstu.
Robert (44 lata, prawnik z Poznania):
— Kompletnie nie mam z tym problemu, że nie mam rodziny. Przywykłem do tego, ale i nie czuję się społecznie napiętnowany. Mam czas na spełnianie swoich szaleństw, wydaję mnóstwo kasy na podróże. Cenię moją niezależność.
Rozalia (31 lat, pracuje i mieszka w Liverpoolu):
— Tak, jestem starą panną. Określenie „singiel” jest bardziej nowoczesne, ale według mnie to właśnie „stara panna” jest bardziej konkretne, bo singlem może być np. osoba rozwiedziona. Określenie „stara panna” jest bardziej wymowne. Dla mnie staropanieństwo to stan przejściowy. Rozważam opcję małżeństwa bądź życia w zakonie. Nie wiem jak długo jeszcze będę w tkwiła w staropanieństwie, ale z pewnością nie jest to dla mnie powód do smutku, depresji, płaczu. Mogę na zawsze pozostać w tym zawieszeniu nie wybierając żadnej z dwóch wcześniej wspomnianych dróg. Jeśli taka właśnie ma być Wola Boża, czy jak niektórzy mówią przeznaczenie, to należy ją przyjąć z godnością. Według mnie każdy człowiek ma swoją indywidualną drogę życia, staropanieństwo jest jedną z nich i należy to uszanować.
Obserwując dzisiejszą rzeczywistość uważam, że stare panny, to osoby często wykształcone, bardzo zadbane, z pasją, robiące karierę zawodową. Rzadko spotyka się wśród tego grona osoby zakompleksione, zaniedbane. Dla moich znajomych to, że nie mam męża, nie jest problemem. Być może dzieje się tak, ponieważ nie mieszkam w Polsce. Polacy są bardziej krytyczni i mniej tolerancyjni niż mieszkańcy Anglii.
Stopniowo wśród ludzi nie żyjących w związkach małżeńskich rośnie liczba tzw. quirkyalone. Według Sashy Cagen, która uważana jest za twórczynię tego nurtu, „quirkyalone” oznacza osobę, która „nie ma nic przeciwko związkom, ale przedkłada życie w pojedynkę nad wiązanie się w pary tylko po to, aby uniknąć samotności”. Nie lubi epatować swoim cierpieniem z powodu samotnego czy też samodzielnego życia, sprzeciwia się rodzinnym zjazdom, szumnie obchodzonym Walentynkom, romantycznym kolacjom przy świecach. Nie ukrywa się w domu, ale wychodzi do ludzi sobie podobnych, spełnia pasje, realizuje marzenia – po prostu żyje. „Pojedynczego” interesuje związek będący porozumieniem dusz z jednoczesnym pragnieniem zachowania własnej tożsamości. Nie ma „my”, ale „ja i ty” To niepoprawny idealista i romantyk.
Stara panna, stary kawaler, singiel, czy w końcu quirkyalone – wszystkich tych ludzi łączy samotność czy to z wyboru, czy z konieczności – różni podejście do życia w pojedynkę. Świat ludzi niezaobrączkowanych może być udręką, ale potrafi być radością, samotność można oswoić i ją zaakceptować a związku nie traktować jako leku na całe zło, ale jako jedność dusz.
Wystarczy przypomnieć sobie główną bohaterkę serialu „Magda M”, która na znak swojego stanu wolnego zakłada ubrania w grochy, zwane przez nią grochami singla i nie wstydzi się dziwactw jak wielkie włochate kapcie ustawione na baczność przy łóżku. Mimo życia w pojedynkę cieszy się życiem, spotyka z przyjaciółkami, ale jednocześnie wypatruje tego wymarzonego księcia z bajki. Także samotne zza oceanu, czyli bohaterki „Seksu w wielkim mieście” – seksowne mieszkanki Nowego Yorku - nie narzekają na brak życiowego partnera, ale czerpią z życia pełnymi garściami.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze