Nowe - stare mieszkanie
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZasiedlanie nowych mieszkań dokonuje się wedle ściśle określonych prawidłowości i dzieli się na trzy etapy. Pierwszy wiąże się z okresem studenckim. Drugi z porzuceniem młodości na rzecz przepoczwarzenia się w istotę dorosłą, poważną, a nawet tkwiącą w związku małżeńskim. Etap trzeci to mieszkanie wymarzone.
O przeprowadzaniu się z miejsca na miejsce powiedziano już chyba wszystko. O urządzaniu nowych mieszkań, już niekoniecznie.
Gdybyśmy tylko mogli porzucić wszystko, byłoby wspaniale! Raz na pięć lat człowiek wychodziłby z domu, mając przy sobie jedynie kartę bankomatową. Z lekkim sercem wsiadałby do pociągu lub samochodu, mknął w inny rejon świata lub choćby dwie przecznice dalej, a tam czekałby na niego nowy dom urządzony od podstaw w określonym stylu lub bez żadnego stylu. Co kto lubi. W takim nowym miejscu byłby też nowy telewizor, odmiennie przyszykowana kuchnia, zaś wymierający dziwacy, którzy wciąż czytają książki, mogliby cieszyć się odświeżoną biblioteką. Stare miejsce i życie stare należałoby nieodwołalnie do przeszłości. Aż dziwne, że nikt nie wymyślił jeszcze takiej usługi. W końcu, ludzie zapłacą każde pieniądze tylko za to, żeby nie być tam, gdzie aktualnie są.
Zasiedlanie nowych mieszkań dokonuje się wedle ściśle określonych prawidłowości i dzieli się na przynajmniej trzy etapy. Pierwszy wiąże się ściśle z okresem studenckim. Czy ignoruję tutaj tych, którzy w życiu nie studiowali? Niekoniecznie. W naszych szczęśliwych czasach nawet szopa na drewno cieszy się tytułem licencjata. Nowe mieszkanie studenckie ma tę szczególną cechę, że od starego mieszkania studenckiego różni się co najwyżej rozkładem pomieszczeń. Student, istota wędrowna, po prostu zabiera swoje bambetle, przenosi gdzie indziej, a następnie rozkłada je mniej więcej tak, jak były wcześniej rozłożone. Wynika to z priorytetów właściwych młodości. Człowiek dwudziestoparoletni najczęściej nie przejmuje się tym, jak mieszka, w zamian zdradzając niezwykłe zainteresowania samym miejscem, w którym osiadł. Jak daleko do centrum miasta? Czy jest dobry dojazd na uczelnię? Co z pizzerią, knajpą dla kliniarzy, ile wyniesie dojazd taksówką w środku nocy? Mieszkanie studenckie funkcjonuje jako mieszanina biblioteki, domu uciech i linii frontowej. Najcięższe bitwy toczy się z sąsiadami.
Oczywiście mogę się mylić. Powyższy pogląd wyrasta z moich, zamierzchłych już doświadczeń, kiedy to student był po części żebrakiem, po części bandytą i moczymordą, po części zaś słodkim misiem względem dziewczyny wybranej na ten tydzień celem zbałamucenia. Podobno gdzieś tam istnieją inni studenci, dbający o zdrowie i pilnie uczęszczający na zajęcia. Wierzę, że relację o nich zawdzięczamy temu samemu osobnikowi, który regularnie zaopatruje Internet w zdjęcia Człowieka Śniegu i Potwora z Loch Ness.
Drugi typ mieszkania wiąże się z porzuceniem młodości na rzecz przepoczwarzenia się w istotę dorosłą, poważną, a nawet tkwiącą w związku małżeńskim. Takie stworzenie domaga się nowego otoczenia, niejako, wyłuskuje się ze swej zapyziałej studenckości, porzuca stare przyzwyczajenia, a wraz z nimi i otoczenie. Następuje wielka chwila, czyli wprowadzenie się do pierwszego prawdziwego mieszkania kupionego na lichwiarski procent w banku. Ten ruch najczęściej wykonuje się już we dwoje. Przy okazji ujawnia się intencja przekreślenia dotychczasowego stylu życia. Jeśli jakaś para wcześniej radośnie egzystowała w kominie, teraz stanie na uszach, aby zdobyć przestronną przestrzeń podzieloną przynajmniej na trzy pokoje, wyłuskają ostatnie pieniądze na płaski telewizor oraz nawiozą tyle mebli z Ikei, że facetowi, nim wszystko poskręca, odpadnie nadgarstek.
W konsekwencji, pierwsze prawdziwe mieszkania są do siebie niesłychanie podobne, co dla człowieka mojego typu stanowi nielichy kłopot. Otóż, siedząc u Kasi i Krzysia zastanawiam się przypadkiem, czy tak naprawdę nie wylądowałem u Marka i Ani, a jeśli odwiedzę tych dwoje, będę się głowił, jakim cudem odwiedzam Kleofasa i Balbinę. Cała nadzieja we Władku i Staszku. U nich na pewno będzie najładniej.
W tym momencie – mam na myśli zagnieżdżenie się w pierwszym prawdziwym mieszkaniu – istnieje najpoważniejsze ryzyko upadku. Jeśli mamy do czynienia z parą, która zawiązała się na studiach, należy liczyć się z rozstaniem, dokonującym się, a jakże, w huku katiuszy i trzasku domowego sprzętu. Młodzieńcze miłości niezbyt łaskawie znoszą próbę czasu. Inne zagrożenie wiąże się z przeceną własnych możliwości finansowych. Prócz kredytu na mieszkanie zwykliśmy pożyczać na meble, wspomniany telewizor, wakacje oraz pieska. Zwyczajna utrata pracy owocuje nieszczęściem, na osłodę którego zostaje natychmiastowy powrót do studenckich warunków życia.
Trzeba dopowiedzieć, że pierwsze prawdziwe mieszkanie jest figurą nieco symboliczną. Co to oznacza? Ano, tym, że termin ten obejmuje niekiedy kilka różnych mieszkań, do których się przenosimy. Tu mechanizm wygląda podobnie jak w wypadku życia studenckiego. Czasem, nowe miejsce różni się od starego liczbą pokoi, niekiedy dzielnicą, krajem i kontynentem, co pozostaje zupełnie bez znaczenia. Bierzemy tam te same graty, których, psia kość jest z roku na rok coraz więcej i rozkładamy je w tej samej, mniej więcej, konfiguracji. Wiem, co mówię. Przeniosłem się o tysiąc kilometrów od ukochanej Warszawy, a tutaj te same książki, biurko i kot na biurku ze wzrokiem pełnym niezmiennych pretensji.
Wreszcie przychodzi – choć przyjść nie musi – etap trzeci, czyli mieszkanie wymarzone, będące wyraźnym zaprzeczeniem wszystkich poprzednich mieszkań. Jeśli ktoś mieszkał w bloku, kupi sobie domek. Lokator domku nabędzie lofta, ten z lofta przeniesie się na barkę, a niedawny lokator barki wykopie sobie dziurę w Ziemi i ogłosi rychły koniec świata. Urządzanie takiego wymarzonego mieszkania jest najbardziej pracochłonne i w niektórych przypadkach zajmuje resztę życia. Biada, jeśli w pobliżu znajduje się działka! Wówczas roboty starczy i dla potomstwa. W najbardziej ekstremalnych przypadkach, takie urządzanie przypomina drogę ku Zbawieniu. Kroczymy nią całe życie, a i tak możemy trafić do piekła. Wymarzone mieszkanie wymaga mebli, jakich świat nie widział, odpowiedniego otoczenia, ozdobników, rozkładu pomieszczeń, słowem wszystko winno tam być dokładnie jak należy.
Trudność z wymarzonym mieszkaniem polega na tym, że, najczęściej urządzamy je we dwoje, co wymaga kompromisu. Z kolei sam termin ”wymarzone mieszkanie” zakłada niemożność takowego. Jeśli ludzi jest dwoje, to i marzenia mają różne, najprawdopodobniej w wielu punktach zbieżne, niemniej w przynajmniej paru odmienne. Dlatego też wymarzone mieszkanie przechodzi z fazy projektu w etap realizacji dopiero wówczas, gdy jednej stronie jest już wszystko obojętne.
Poza jednym drobiazgiem.
Żeby tak cofnąć czas.
I posiedzieć w mieszkaniu studenckim. Choć przez chwilę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze