Facet-maruda. Straszne!
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuŚwiat jest pełen mężczyzn żarliwie poszukujących możliwości opowiedzenia komuś o wszystkich swoich problemach. Niektórzy są gotowi zaczepiać ulicznice tylko po to, aby pozawracać im głowę, jakby wkoło było mało księży i psychoterapeutów. Większość wiesza się na swoich żonach, dziewczynach, kochankach i truje, jęczy, marze się od rana do wieczora. Marudzący facet wprawia mnie w osłupienie...

Nie cierpię marudzących facetów. Naprawdę.
Zastanawiam się też, jak bardzo kobiety muszą ich nie znosić. W marudzącym, narzekającym, skarżącym się na wszystko chłopie jest coś niegodnego.
Z marudzeniem dziewczyn jestem w stanie sobie poradzić, zapewne dlatego, że nie mam wyjścia. Najprawdopodobniej przyjmuję marudzenie płci pięknej za coś jej przyrodzonego, czego nie przewalczę. Równie dobrze mógłbym się złościć na żabę o jej wyłupiaste oczy, albo wyrzucać hienie narzucone przez naturę zwyczaje żywieniowe. Może działa to i w odwrotną stronę?

Po prostu przyzwyczaiłem się, że kobieta niekiedy musi zrzucić, co tam leży jej na wątrobie – zwłaszcza, jeśli ów organ zaleje wcześniej alkoholem. Wymienia wówczas rozliczne nieszczęścia, z których każde ma rozmiar bomby atomowej zrzuconej na miasto zasiedlone wyłącznie przez pieski, króliczki, kucyki i dobrotliwych staruszków. Chłopak ją zostawił i nie znajdzie nowego. Znalazł się nowy, ale chłopak nie chce jej zostawić. Pokłóciła się z siostrą. Pogodziła się z przyjaciółką. No i temat numer jeden: nie potrafię schudnąć!
Większość znanych mi mężczyzn dysponuje umiejętnością wyłączania się w takich sytuacjach. Zanurzamy się w sobie, myśląc o czymś przyjemnym, następnie co minutę lub dwie wybudzamy się z odrętwienia, mówimy coś w stylu ale przecież wszystko będzie dobrze, nie zapominając o głębokim spojrzeniu w źrenice.
Podobny spokój pomaga w starciu z marudzeniem codziennym. Co z tego, że proste wyjście z domu zajmuje przynajmniej trzy godziny, że nieposprzątane biurko złości? To przecież nie jest moja wina. Stoję sobie spokojnie i udaję, że słucham, a nawet się przejmuję. Po latach treningu jestem w tym naprawdę dobry. W gruncie rzeczy, kompania sióstr miłosierdzia mogłaby skierować na mnie ostrzał artyleryjski. Nie zwróciłbym uwagi.
Natomiast marudzący facet wprawia mnie w osłupienie.

Świat jest pełen mężczyzn żarliwie poszukujących możliwości opowiedzenia komuś o wszystkich swoich problemach. Niektórzy są gotowi zaczepiać ulicznice tylko po to, aby pozawracać im głowę, jakby wkoło było mało księży i psychoterapeutów. Większość wiesza się na swoich żonach, dziewczynach, kochankach i truje, jęczy, marze się od rana do wieczora.
W pracy nie poszło? Jest powód do rozmowy. Ryby nie biorą? Okazja, żeby odrobinę pojęczeć. Jeśli wybralibyśmy się na grunt kłopotów natury metafizycznej, to tam dopiero znajduje się pole do używania. W mojej opinii, nie takiego wsparcia powinniśmy oczekiwać od drugiej osoby, a obciążanie kogoś własnymi trudnościami, aby ów ktoś poczuł się gorzej (my zaś lepiej), nie wyczerpuje znamion fajności.
Niekiedy mężczyzna marudzi w sprawach drobnych. Te, w odróżnieniu od dużych są naprawdę męczące. Niektórzy potrafią całe popołudnie spędzić jęcząc, jak bardzo burczy im w brzuchu, kotlet mógł usmażyć się szybciej od samego biadolenia. Inni celebrują własne zmęczenie, a jak takiego łeb rypie, wiadomo – wieczór z głowy, trzeba o tym pogadać. Choć muszę przyznać, że nawet wśród marud zdarzają się czarodzieje.
Miałem kolegę, którego kochały kobiety i to pasjami. On również był kochliwym osobnikiem. Niestety nie potrafił zgrać się z rzeczywistością i żył w różnych figurach geometrycznych. Kochał Basię, która miała go gdzieś. Z kolei Kasia darzyła go głębokim afektem, co uparcie ignorował. Jak reagował nasz miglanc? Ano, łaził do kochającej go Kasi i płakał, jak bardzo kocha Basię, pytał co powinien zrobić, aby ją posiąść i rozpaczliwie oczekiwał pocieszenia. Jak czuła się z tym nieszczęsna Katarzyna, wolę nie myśleć, za to finał tej opowieści przywraca mi odrobinę wiary w sprawiedliwość dziejową. Basia zwiała za Atlantyk i tam flirtuje z przedstawicielami mniejszości etnicznych, Kaśka znalazła porządnego faceta. A mój kumpel?Oczywiście, zawraca głowę mnie, gdyż nikt o zdrowych zmysłach nie chce już go słuchać.

Gdy byłem młodszy, sam żaliłem się kobietom i przyznam bez bicia, że w marudzeniu przebijałem większość znanych mi samców. Potrafiłem tygodniami snuć farmazony, zapewne w przekonaniu, że ten prosty zabieg odsłoni głębię, którą w sobie skrywałem. Dziś tak nie czynię i wstydzę się za przeszłość wcale nie dlatego, że znalazłem inny sposób na ujawnianie głębi. Po prostu ta straszliwa otchłań wrażliwości miała głębokość i rozmiar naparstka.
Mężczyzna nie powinien żalić się kobiecie i lepiej byłoby gdyby trzymał smutki dla siebie. Nikogo nie obchodzą, a dobrą radę, naprawdę, lepiej uzyskać od kolegi. Co przyjdzie nam z tych płaczów i jęków? Czy informacja, że jestem głodny, nieszczęśliwy, że boli mnie noga i w oku mnie rwie ma jakiekolwiek znaczenie dla partnerki? Otóż nie posiada najmniejszego, w najlepszym razie ją rozzłoszczę, w najgorszym zrzucę na jej plecy ciężar, którego nieść nie powinna, ewentualnie skłonię ją do udowodnienia mi, jak bardzo mnie kocha. W najłatwiejszy z możliwych sposobów. Tymczasem oczekiwałbym trudniejszych, ot co.
Samo milczenie, powstrzymanie się od marudzenia (zwanego również zawracaniem gitary) nie wystarczy. Należy milczeć mądrze. Wszyscy znamy tę sytuację, kiedy ktoś skrywa w sobie jakiś problem ale tak, żeby wszyscy to zauważyli. Siada smutny w kącie. Chodzi naburmuszony, odpowiada półsłówkami, uśmiecha się blado i daje fałszywe znaki, że niby wszystko jest w porządku. Wręcz prowokuje, aby go zagadać. Kiedy do tego dojdzie, najpierw będzie się wzbraniał, po czym zmieni się w beksę i wyjęczy wszystko, co mu gra w duszy parszywej.
Należy milczeć mądrze. Po prostu.
Ludzie mają dość kłopotów. Zwłaszcza ci najbliżsi. Po co dokładać im nasze?

Najnowsze

Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
MATERIAŁ PROMOCYJNY
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze