Rencista o lepkich rękach
CEGŁA • dawno temuWzięłam pod swoje skrzydła człowieka lekko upośledzonego. Nadal staram się go chronić, pomimo że doznałam od niego wielu krzywd. Jedna część mnie mówi, że robię słusznie. Druga podsyca rozżalenie, rozczarowanie. Przez niego czuję się gorsza, głupsza, wykorzystana. Nigdy nie umiałam zrobić użytku z mojej wiedzy o jego „wyczynach”, np. wejść na drogę prawną. Zwłaszcza, że on zabrał się teraz za naprawianie tego, co narobił. Nie wiem, czy powinnam brać to za dobrą monetę, straciłam zaufanie do niego i do własnych osądów.
Droga Cegło!
Wzięłam niejako pod swoje skrzydła człowieka niepełnosprawnego, lekko tylko upośledzonego (brak 2 palców u prawej dłoni), w każdym razie pokrzywdzonego przez los (z tą wadą się urodził). W chwili obecnej nadal staram się chronić interesy owego człowieka, pomimo faktu że doznałam od niego wielu nieprzyjemności, nie mówiąc o krzywdzie, nazwijmy rzecz po imieniu. Tak a nie inaczej zostałam wychowana, lubię pomagać ludziom i jedna część duszy mówi mi, że robię słusznie, zgodnie z własnym sumieniem. Druga część jednak podsyca rozżalenie, rozczarowanie. Poprzez historię z tym człowiekiem czuję się gorsza, głupsza. Wykorzystana. Nigdy jednak nie umiałam zrobić należytego użytku z mojej wiedzy o nim i jego „wyczynach”, np. wejść normalnie na drogę prawną. Zwłaszcza, że teraz sytuacja się wyciszyła i on zabrał się za naprawianie tego, co narobił mi przez ostatnie dwa lata. Nie wiem tylko, czy powinnam brać to za dobrą monetę, straciłam zaufanie i do niego, i do własnych osądów.
W wielkim skrócie historia nasza była taka, że poznaliśmy się w warsztacie, gdzie jeździłam na przeglądy ze swoją starą micrą do zaufanego mechanika. Mój znajomy bardzo promował Sylwka jako świetny nowy nabytek do pracy, może nawet kiedyś swojego zastępcę. Sylwek przyjechał ze wsi i już całkiem nieźle opanował swój fach, tylko mniej się znał na autach osobowych. Oficjalnie był przedwczesnym rencistą. Jego ułomność zauważyłam od razu, dziwiłam się, że w tej sytuacji może sprawnie i precyzyjnie wykonywać taką pracę, ale radził sobie.
Był typowym czarusiem do klientek; tłumaczył więcej, niż potrzeba, przy czym nie robiło się w tym warsztacie przekrętów i nie mydliło ludziom oczu słodkimi słówkami, żeby ich oszukać – ot, takie tam sympatyczne pogadanki na poprawę humoru. Żeby już to skrócić – zaczęłam się z Sylwkiem widywać, coś nas do siebie ciągnęło i już. Wieczory spędzaliśmy w mieście albo u mnie, on podobno mieszkał na razie w baraku po budowlańcach gdzieś niedaleko warsztatu. Z czasem zostawał u mnie na noc. Nie obejrzałam się nawet, gdy polubili go moi synowie, przedszkolaki, a ja po wieloletniej przerwie zaczęłam prasować męskie koszule. Koszule te były coraz lepsze, bukiety dla mnie coraz większe. Mnie to nie zastanawiało, byłam zadowolona, że mój znajomy dobrze Sylwestrowi płaci za dobrą pracę. Ja w każdym razie „do interesu nie dokładałam”, nie prosił mnie o pieniądze ani sama nie dawałam, to na pewno.
Pierwszy niepokój był, kiedy chciałam pojechać po pół roku na przegląd do znajomego, a Sylwek mnie od tego odciągał. Auto mi się, dzięki Bogu, w ogóle nie psuje, odpukać, chociaż staruszek, robię przeglądy dla świętego spokoju i bezpieczeństwa dzieciaków. Sylwek upierał się, że wszystko może zrobić i sprawdzić sam. Zezłościł mnie jego upór i powiedziałam, że pojadę i tak, bo muszę mieć wstemplowane badanie techniczne. Wtedy stało się coś dziwnego, po raz pierwszy: Sylwek zniknął, pożyczając sobie mój samochód! Nie było go kilka dni. Potem też się nie zjawił, jedynie podstawił mi auto pod dom – brudne, z pustym bakiem. Nie dzwonił przez wiele tygodni, nie odpowiadał na moje telefony ani SMS-y, przestałam go szukać. Tym bardziej, że z pomocą sąsiada odstawiłam micrę do warsztatu, a tam – niespodzianka! Sylwester rzucił pracę, czy raczej ona go rzuciła, ponieważ kradł części, robił bałagan w rachunkach i generalnie, urwał mojemu znajomemu sporo grosza i jeszcze więcej zdegustowanych klientów. Byłam w szoku! Tym bardziej, że przez ostatnie pół roku słuchałam od Sylwka same oszustwa: że niby chce się uniezależnić, odejść z warsztatu, założyć własny biznes, bo przy tych zarobkach niedługo będzie go na to stać. Nie wnikałam w to zbyt dokładnie, a może błąd, bo wtedy zrozumiałabym, że to kłamstewka, a w każdym razie mrzonki.
Kiedy znów zostałam sama i Sylwester przestał na okrągło absorbować mnie swoją obecnością w domu, dokonałam niestety kolejnych nieprzyjemnych odkryć. Zniknął mój telefon komórkowy, fabrycznie zapakowany, bo dostałam go w promocji za złotówkę i nie chciałam na razie korzystać, poznikały też niektóre okrycia wierzchnie (wełniane, skórzane), nieużywane sztućce po mojej babci. Szczęście, że nie mam w domu komputera, czy nie noszę biżuterii, generalnie materialistką nie jestem i śmiać mi się trochę chciało, że kokosów to pan Sylwester na mnie nie zrobił. Popłakałam też swoje, oczywiście. Nikogo nie zawiadomiłam, nie robiłam afery – coś w środku wciąż powtarzało mi, że on, biedaczek, miał kłopoty, wstydził się, nie mógł albo nie umiał, nie miał odwagi załatwić tego inaczej, przyzwoicie. Aż wolał zaryzykować naszą znajomość – czyli musiał być przyciśnięty do muru, prawda?
Ostatnio, wyobraź sobie, ujawnił się. Tylko przez telefon, twierdząc, że się wstydzi. Poprosił o wskazanie jakiegoś sposobu, żeby się ze mną rozliczyć. Chcę mi zwrócić za telefon po cenie rynkowej, za benzynę, mam się określić w sprawie ceny sreber stołowych, bo one niestety są już nie do odzyskania. Nie było na razie mowy o odzieży. Przepraszał, miał bardzo smutny, przybity głos.
Ja najchętniej spotkałabym go oko w oko, ale krępuję się to zaproponować. Nie chcę się mścić ani go upokarzać. Chcę zrozumieć. Porozmawiać. Jest mi go szkoda, ale się nie użalam. Czy to ja popełniłam odwieczny błąd kobiecej łatwowierności, czy zwyczajnie trafiłam na świetnie zamaskowanego spryciarza?
Paulina
***
Droga Paulino!
Powiada się, że każdy człowiek zasługuje na drugą szansę (o ile nie jest recydywistą:-). Ale niekoniecznie Ty musisz mu tę szansę dawać. Trzeba najpierw coś ustalić.
Masz dość konkretny, suchy styl pisania – więcej faktów, mniej emocji. I nie jest dla mnie do końca jasne, jak traktujesz Sylwka. Jak przybłędę na rencie, któremu chciałaś ułatwić start w mieście czy jak nieuczciwego kochanka, którego pragniesz nawrócić na dobrą drogę (konkretnie: w kierunku swojego domu)? Bo rozumiem, że zadajesz mi pytanie, czy masz mu wybaczyć, spróbować z nim od nowa – czy też dać sobie spokój.
Otóż, Paulino, w przypadku numer jeden przyjęłabym pieniądze, przypomniała o ubraniach i… podziękowała za współpracę – oczywiście zakładając, że telefoniczne deklaracje Sylwka były szczere i on naprawdę zamierza się z Tobą rozliczyć – bardzo Ci tego życzę. Nie moralizowałabym natomiast ani go nie strofowała, ponieważ nie jest już dzieckiem. Potknął się porządnie i jeśli ma siłę oraz chęci – sam się podniesie, otrzepie, wyciągnie właściwe wnioski. To już nie Twoja sprawa. Sprawa skończona, Twoja odpowiedzialność za niego również, pamiętaj o tym! Brak dwóch palców nie czyni z niego wiecznej ofiary losu. Raczej daje mu, jak pokazałaś sama, spore pole manewru w kontaktach z ludźmi skorymi do pomocy.
W przypadku numer dwa również dążyłabym stanowczo do odzyskania wszystkiego, co straciłam w sensie finansowym, od tego bym zaczęła i od tego uzależniła tzw. ciąg dalszy. Tę część rozmowy potraktowałabym bardzo rzeczowo, a Ty to potrafisz. Słowo się rzekło, obiecał i nie powinnaś go z tego zwalniać pod hasłem „kocham go – pieniądze nie są takie ważne”, ani pod żadnym innym. Są ważne. Pamiętaj, musisz je odzyskać, żeby nauczyć się na nowo szanować tego człowieka i raz jeszcze mu zaufać – co i tak nie będzie wcale łatwe. Spójrz na to również w ten sposób, że egzekwując swoją należność, oddajesz mu wielką przysługę – to lekcja uczciwości, przypomnienie, że za błędy trzeba zapłacić, w każdy możliwy sposób. I Sylwek także lepiej będzie się czuł, rozliczywszy się z Tobą z tego, co, nie owijajmy w bawełnę, ukradł! Bo jak inaczej to określić? W życiu bywa jednak różnie. Trzeba koniecznie ustalić, czy to wydarzenie oznacza, że masz do czynienia z pospolitym oszustem, czy też jest to bardziej skomplikowany splot okoliczności.
Reszta zależy od Was, od tego, na ile silne są Wasze wzajemne uczucia. Czy pozwolą Wam wymazać tablicę i zacząć od początku – bez kompleksów, rozpamiętywania, wiecznej niepewności (bo tylko wówczas ma to sens)? Trudno powiedzieć, wyczujesz to, gdy załatwicie „formalności” i zaczniecie ze sobą szczerze rozmawiać. Jedne pary dochodzą do siebie po kilku zdradach i są szczęśliwe, inne rozpadają się z powodu plamy na ulubionym dywanie.
W każdym razie, powinnaś być z siebie dumna, bo zachowałaś się po ludzku. Ty właściwie już, Paulino, dałaś Sylwkowi drugą szansę, a na pewno duży kredyt… Nie oskarżaj się o naiwność – czy czułabyś się lepiej, zawiadamiając policję? Nie znałaś przecież całej prawdy ani jego motywów. Wiedziałaś natomiast, że wpuściłaś tego mężczyznę do swojego mieszkania, łóżka i życia, że polubiły go Twoje dzieci… To nie są rzeczy bez znaczenia.
I wiesz co? Najmniej w tym wszystkim ważne wydaje mi się jego kalectwo. Troszkę to chyba przefilozofowałaś. Jeśli zależy Ci na nim i chcesz się dowiedzieć, co go zmusiło do zadania Ci bólu, pogadaj. Może wkrótce nabierze odwagi na spotkanie i coś konstruktywnego z tego wyniknie?
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze